Thelonious Monk u schyłku kariery, a tak przecież należy nazwać cały okres jego współpracy z wytwórnią Columbia, rozpoczęty albumem „Monk’s Dream”, to ciągle Monk Genialny. Geniusz prostoty, odwoływania się do najprostszych środków wyrazu, pozostawania z pozoru poza melodią, rytmem i konstrukcją kompozycji, grania dźwięków równie niespodziewanych, co oczekiwanych. Monk – pianista nigdy nie był wirtuozem, Monk – kompozytor zawsze był geniuszem, nawet jeśli po raz kolejny, za każdym razem jednak nieco inny, grał znany wcześniej repertuar.
Thelonious Monk do 1963 roku napisał już w zasadzie wszystkie kojarzonych z nim nieodłącznie kompozycje. Nagrał już wszystkie swoje największe albumy. Jazzowy światek pełen był plotek nie tylko o jego niebotycznym żądaniach wobec nowej wytwórni, ale także o stanie jego zdrowia, a raczej rozlicznych chorobach i przypadłościach psychiki, mających wpływ na kryzys sił twórczych.
Faktem jest, że dla Columbii nagrał kilkanaście płyt, w tym dziś uznawane za klasyki w rodzaju „Solo Monk”, „Live At The Jazz Workshop”, czy „Monk In Tokyo”, mimo tego za najbardziej kreatywny uważa się okres jego współpracy z Riverside w końcówce lat pięćdziesiątych. Monk w Columbii, to jednak również jego najdoskonalszy zespół z Charlie Rousse’m na saksofonach. To również sporo nagrań solowych, a także orkiestrowe kreacje z Olivierem Nelsonem.
„Criss-Cross” to płyta zarejestrowana w tym samym czasie, co „Monk’s Dream” w składzie z wspomnianym już Charlie Rousse’m, Johnem Ore na kontrabasie i Frankie Dunlopem na bębnach. Sam lider, nawet w nienajlepszej formie, pozostaje jedynym w swoim rodzaju muzykiem, nie poddającym się żadnym klasyfikacjom. Już od pierwszych dźwięków „Hackensack” noga niemal każdego słuchacza wyrusza w rytmiczną, swingową podróż wybijając mimowolnie rytm. Monk nie jest jednak swingowym pianistą. Jego najlepsze lata przypadają na okres świetności be-bopu, trudno jednak przypisać go jednoznacznie do tego gatunku. Nie jest też, co staje się oczywiste już po pierwszych akordach albumu wirtuozem klawiatury, posiada jednak łatwo rozpoznawalny styl. Monk, jako jeden z niewielu, tych największych muzyków, stworzył własny styl, gatunek muzyczny – muzyka Theloniousa Monka. W obrębie każdego gatunku występują albumy genialne i trochę słabsze.
„Criss-Cross” nie należy z pewnością do genialnych, zawiera jednak momenty wyśmienite, jak choćby tytułową kompozycję, jedną z najbardziej skomplikowanych rytmicznie, jakie napisał Thelonious Monk. Potwierdzeniem jego niezwykłych umiejętności rytmicznych jest umieszczona po latach w cyfrowej wersji albumu kompozycja „Coming On The Hudson” – w której rytmy parzyste i nieparzyste składają się jak skomplikowana wieloelementowa układanka.
Jeśli chcecie mieć nieco więcej muzyki – najlepiej jest odnaleźć na sklepowych półkach zestaw wybranych nagrań dla Columbii – „The Columbia Years: '62-'68”, lub jeszcze lepiej – zebrać wszystkie płyty niezwykłego i jedynego w swoim rodzaju ekscentrycznego muzyka, jakim bez wątpienia był Thelonious Monk.
RadioJAZZ.FM poleca!
Rafał Garszczyński
Rafal[malpa]radiojazz.fm
- Hackensack
- Tea For Two
- Criss Cross
- Eronel
- Rhythm-A-Ning
- Don't Blame Me
- Think Of One
- Crepuscule With Nellie
- Pannonica
- Coming On The Hudson
- Tea For Two
- Eronel
Thelonious Monk – Criss-Cross
Format: CD, Wytwórnia: Columbia, Numer: 5099751335627
Thelonious Monk – p, Charlie Rouse – ts, John Ore – b, Frankie Dunlop – dr.