! Felieton Mistrzowie Polskiego Jazzu

Mistrzowie Polskiego Jazzu - Michał Urbaniak

Obrazek tytułowy

fot. Jarek Wierzbicki

Jeśli przyjąć jako właściwą miarę ilość nagrań dokonanych przez muzyka z wielkimi światowymi sławami, w szczególności takich, które sprzedały się w więcej niż satysfakcjonujących dla jazzu nakładach, to z pewnością Michał Urbaniak był, jest i już na zawsze będzie najbardziej utytułowanym polskim muzykiem jazzowym. Nikt inny nie został zaproszony przez Milesa Davisa do nagrania („Tutu”), choć faktycznie pierwszym Polakiem nagrywającym z Milesem pozostanie Marek Olko, a tym, który najbardziej przysłużył się jego muzyce będzie zawsze Bronisław Kaper. Nikt inny nie był odkrywcą talentu Marcusa Millera. Nie potrafię też odnaleźć polskiego muzyka, który potrafiłby zaprosić do udziału w swoim nagraniu takie światowe gwiazdy jak Herbie Hancock, Omar Hakim, Kenny Kirkland, Toots Thielemans, Ron Carter, Michael Brecker, Randy Brecker czy Kenny Garrett. Lista jest dłuższa i z pewnością nie do pobicia. Chyba nikt inny nie zagrał koncertów razem z Milesem. Znam takich, co chwalą się, że grali do tego samego mikrofonu, co dzień wcześniej Miles, ale takich, co grali w Jego zespole w Polsce brak.

Michał Urbaniak, doskonały saksofonista, wybitny skrzypcowy innowator, twórca najdoskonalszej fuzji nowoczesnego rapu i jazzu, muzyk i organizator. Jego imponująca dyskografia z pewnością byłaby jeszcze ciekawsza, gdyby sam sobie w jej tworzeniu momentami w życiu nie przeszkadzał. Niepokorne artystyczne dusze tak mają. Sam mistrz swoją historię opisał z pomocą Andrzeja Makowieckiego w doskonałej autobiograficznej opowieści „Ja, Urbanator”, która nie jest może staranną kroniką życia, ale pozostaje najlepszym, bo pochodzącym z pierwszej ręki zbiorem faktów, dowcipów i historii wręcz nieprawdopodobnych, jednak zakładam, że prawdziwych.

Kilka najistotniejszych wydarzeń należy jednak przypomnieć. Michał Urbaniak pierwsze umiejętności muzyczne zdobywał w Łodzi. Miał zostać wirtuozem skrzypiec i przez jakiś czas godził klasyczną edukację z graniem jazzu na saksofonie. Splot niezliczonych szczęśliwych przypadków sprawił, że 19 letni Michał Urbaniak znalazł się po raz pierwszy w Nowym Jorku w 1962 roku wraz z zespołem The Wreckers. Miał wtedy okazję posłuchać na żywo wielu światowych mistrzów jazzowego grania, łącznie z Milesem Davisem, pewnie sam wtedy nie wierzył, że zagra na jego płycie korzystając z zaproszenia samego mistrza. Wtedy, w 1962 roku Urbaniak grał jazz wyłącznie na saksofonie.

Historia rodziny Michała Urbaniaka jest dość skomplikowana i jej opowiedzenie najlepiej pozostawić jemu samemu (warto sięgnąć po książkę „Ja, Urbanator”). Istotnym jest fakt, że sam Urbaniak jest kolejnym potwierdzeniem dziedziczności talentów muzycznych. Jego matka grała trochę na fortepianie, a wujkowie grali zawodowo na basie, saksofonie i akordeonie.

Klasycznej kariery koncertowego skrzypka omal nie przerwała Urbaniakowi nauka gry na modnej jak zawsze wśród młodych gitarze, która doprowadziła jego palce do ruiny. Wtedy w jego życiu pojawił się saksofon i jazz, jak zwykle w latach pięćdziesiątych za sprawą audycji Willisa Connovera. Jeden z kolegów namówił go do gry na saksofonie, bo miało to być podobno łatwe. Tak się wszystko zaczęło. Michał Urbaniak nie jest jedynym polskim skrzypkiem, który został na chwilę saksofonistą. Zresztą dopóki zdrowie pozwalało, sięgał od czasu do czasu po saksofon występując gościnnie na płytach przeróżnych artystów jeszcze kilka lat temu.

Po kilku latach samodzielnej nauki gry na saksofonie (ciągle mając chyba nadzieję na karierę klasycznego skrzypka) Michał Urbaniak spotkał na swojej muzycznej drodze nieco tylko starszego, za to bardziej doświadczonego w jazzowym rzemiośle Zbigniewa Namysłowskiego, który zaprosił go do wspólnego grania w Hybrydach. To właśnie tam wypatrzył ich obu Andrzej Trzaskowski i zaprosił na wspomniany powyżej wyjazd do Stanów Zjednoczonych, co nie było wtedy łatwe, po tej stronie władza nie patrzyła przecież na takie imprezy przychylnie, a już na miejscu związki zawodowe broniły jak mało kto interesów lokalnych talentów.

Wkrótce po powrocie z tego istotnego i obfitującego we wrażenia artystyczne wyjazdu Michał Urbaniak trafił do zespołu Krzysztofa Komedy, gdzie poznał swoją późniejszą żonę – Urszulę Dudziak. Jeszcze wtedy poszukując pieniędzy w Szwedzkich klubach chyba oboje nie wiedzieli, że za 10 lat będą jedną z najbardziej wpływowych jazzowych rodzin w Nowym Jorku, nie tylko stając się częścią tamtejszego środowiska, ale tworząc nowe muzyczne trendy. To również nie udało się żadnemu innemu polskiemu muzykowi jazzowemu i pewnie długo jeszcze nikomu się nie uda. Owszem, polskim pomysłem jazzowym jest improwizowanie na bazie kompozycji Chopina, ale to trudno uznać za modę światową.

Michał Urbaniak spędził podróżując po krajach skandynawskich kilka lat, jak sam twierdzi, prawie został Szwedem, choć po założeniu nowego zespołu wrócił do Polski, żeby nagrać (ciągle jeszcze w większości na saksofonie) swoją pierwszą ważną płytę – „Live Recording” (o mniej dzisiaj znanych i trudniej dostępnych nagraniach „Paratyphus B” i „Inactin” wydanych przez Intercord pamiętam, ale za istotniejszą, głównie ze względu na zbudowanie pozycji artysty nie tylko towarzyszącego Komedzie, ale też mającego własny głos w Polsce, uważam płytę wydaną w Polsce). Jego gra na skrzypcach była coraz częściej zauważana nie tylko w Polsce. W 1972 roku wziął udział w nagraniu „New Violin Summit” z Jean-Luc Pontym i Don Sugarcane Harrisem. W nagraniu poprzedniej części tego cyklu oprócz Jean-Luca Ponty’ego wziął udział Stuff Smith, będący jednym z mistrzów Urbaniaka, niestety muzyk zmarł w 1967 roku, więc nie mógł wziąć udziału w nagraniu „New Violin Summit”.

W 1971 roku zespół Urbaniaka sensacyjnie wygrał europejski konkurs jazzowy na festiwalu w Montreux w składzie z Urszulą Dudziak, Adamem Makowiczem, Pawłem Jarzębskim i Czesławem Bartkowskim. To umożliwiło Urbaniakowi wyjazd do USA na dłużej i zdobycie pierwszego amerykańskiego kontraktu płytowego. Pierwszym amerykańskim wydawnictwem Urbaniaka było wznowienie „Super Constellation” pod tytułem „Fusion”. Później niezwykły talent Urbaniaka umożliwił zrealizowanie marzeń o podboju Nowego Jorku. Pierwsza nagrana w USA płyta – „Atma” była sporym sukcesem.

Zespół rozpadł się wkrótce po nagraniu „Atmy”, głównie dlatego, że Wojciech Karolak, który zastąpił w składzie Adama Makowicza, chciał jak najszybciej wrócić do Polski, bowiem właśnie zakochał się w Marii Czubaszek (to najczęściej powtarzana wersja). Być może z tym składem Urbaniak nagrałby jeszcze wiele ciekawej muzyki, jednak chwilowo został z Urszulą Dudziak i sprowadzonym z Polski Wojciechem Gulgowskim bez zespołu. To zmusiło go do poszukiwania amerykańskich muzyków.

W ten sposób odkrył między innymi Marcusa Millera i Kenny Kirklanda, dla którego praca z Urbaniakiem była pierwszym profesjonalnym muzycznym zajęciem. W samym tylko 1975 roku Urbaniak wydał w USA „Fusion III” i „Funk Factory”, w kolejnym nagrał moje ulubione „Body English” – jedną z pierwszych zagranicznych płyt, które kupiłem za własne pieniądze. Uczestniczył też w nagraniach płyt Urszuli Dudziak.

Na przełomie nat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych zespół Urbaniaka grał w składzie z Kenny Barronem na fortepianie, Busterem Williamsem na basie i Royem Haynesem na perkusji. W kolejnych latach powstały również doskonałe mainstreamowe płyty jazzowe, które na zawsze pozostaną skrzypcowymi klasykami w rodzaju „Take Good Care Of My Heart” z 1984 roku, czy „Friday Night At The Village Vanguard” nagrana rok później. Równolegle Urbaniak rozwijał nowatorskie projekty grając z raperami, nagrywając amerykańskie płyty z Czesławem Niemenem, duet z Larry Coryelem. Dużo eksperymentował z elektroniką i grał na pięciostrunowych skrzypcach. Jego talking violin – pomysł na modulowanie za pomocą skrzypiec dźwięku własnego głosu budziło entuzjazm na koncertach.

Drugą, a może nawet i trzecią i czwartą młodość jego muzyka zyskała dzięki projektowi Urbanator i nagranej w 2009 roku z okazji 50 rocznicy wydania „Kind Of Blue” Milesa Davisa płycie „Miles Of Blue”. Żaden Polak nigdy nie zebrał i nigdy nie zbierze na swojej autorskiej płycie tylu jazzowych sław. Do klasyki polskiej muzyki filmowej weszła muzyczna oprawa filmu „Pożegnanie jesieni” opracowana przez Michała Urbaniaka w 1997 roku.

Według samego Urbaniaka, swój udział w nagraniu „Tutu” zawdzięcza temu, że Miles widział jego grę w telewizyjnym programie „Tonight Show” Johnny’ego Carlsona. Z pewnością przysłużyli się też dobrzy znajomi – Tony LiPuma, producent albumu i wychowanek Urbaniaka, kompozytor i aranżer większości materiału – Marcus Miller.

Czym jeszcze zaskoczy nas Michał Urbaniak? Po więcej anegdot i osobistych historii, niekoniecznie całkiem dokładnie zgodnych z danymi dyskograficznymi i innymi źródłami wypada mi jedynie odesłać Was do autobiografii spisanej przez Andrzeja Makowieckiego („Ja, Urbanator”).

..................

Felieton jest częścią projektu PolishJAZZ: Mistrzowie Polskiego Jazzu - 100 audycji w RadioJAZZ.FM, realizowanego przez Fundację Popularyzacji Muzyki Jazzowej EuroJAZZ.

Audycje Rafała Garszczyńskiego poświęcone Mistrzom Polskiego Jazzu będą emitowane od poniedziałku do piątku o godz. 14.45 w RadioJAZZ.FM. Link: www.radiojazz.fm/player

Audycje Mistrzowie Polskiego Jazzu: Michał Urbaniak będą emitowane w dniach 17-21 czerwca.

belka_logo_Muzyka.jpg

Tagi w artykule:

Powiązane artykuły

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO