Felieton

Audiofilm

Obrazek tytułowy

Ghostface Killah & Adrian Younge – Twelve Reasons to Die Soul Temple, 2013

Ghostface Killah to marka sama w sobie. Niesamowita wyobraźnia, talent do opowiadania barwnych, pełnych detali historii, energia we flow i głosie, wszechstronność, jedyna w swoim rodzaju osobowość. W 1993 roku wyważył drzwi branży muzycznej pierwszym albumem Wu-Tang Clanu, w 1995 odegrał ogromną rolę w prawdopodobnie najlepszym albumie w katalogu Wu, czyli Only Built 4 Cuban Linx… Raekwona (można się oczywiście spierać czy 36 Chambers nie było lepsze), rok później wydał własny debiut solowy Ironman. Gdy wydawało się, że imperium Wu zaczyna się rozpadać, to on wskrzesił energię tego ruchu drugim albumem – Supreme Clientele.

Jest mocnym kandydatem do tytułu najlepszego rapera w Wu-Tang, a nie mam żadnych wątpliwości co do tego, że jego katalog dokonań solowych jest najlepszy ze wszystkich członków tej legendarnej grupy. Ghostface Anno Domini 2012 to jednak trochę inna postać niż pełen dynamiki dwudziestoparolatek z lat dziewięćdziesiątych. Na jego energii odbiły się lata koncertowania, zdiagnozowana w 1996 roku cukrzyca i oczywiście zwyczajne ludzkie przemijanie. Opisywany tutaj album Twelve Reasons to Die otworzył nowy rozdział jego kariery, wykrystalizował formułę, której Ghost trzymał się przez kolejnych kilka lat. Jest ona prosta: nagrywanie koncepcyjnych albumów, wypełnionych brzmieniem retro, bardzo często od pierwszego do ostatniego utworu opowiadających konkretną historię.

Twelve Reasons to Die powstało w wyniku współpracy Ghostface’a z Adrianem Youngiem – kompozytorem z L.A., specjalizującym się w muzyce mocno stylizowanej na psychodeliczny soul z lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych. Younge zyskał popularność dzięki ścieżce dźwiękowej do świetnej komedii Black Dynamite, następnie albumowi Venice Dawn: Something About April oraz produkcji całego albumu grupy Delfonics.

Koncepcja Twelve Reasons to Die wygląda następująco: rzecz dzieje się we Włoszech, w latach sześćdziesiątych XX wieku. Ghostface opowiada historię swojego alter ego – Tony’ego Starksa, człowieka pracującego dla mafijnej rodziny DeLuca, a następnie na własną przestępczą chwałę. Później następują wydarzenia, których dla dobra słuchających zdradzać nie będę, ale należy przygotować się na miłość, zdradę, morderstwa i zjawiska paranormalne. Ghostface, chociaż nie jest już rapowym czempionem wagi ciężkiej i odrobinę zardzewiał (podkreślam: odrobinę!), opowiada historię w kompetentny sposób, znany ze swoich poprzednich albumów, ale nieco spokojniejszy, trzymając równe tempo przez wszystkie 12 utworów.

Do odegrania różnych ról zatrudnił też kolegów z Wu: RZA jest narratorem (i producentem wykonawczym oraz wydawcą albumu, tak na marginesie), a w postacie wcielają się Cappadonna, Masta Killa, Inspectah Deck, U-God i Killa Sin. Adrian Younge stwierdził, że muzyka na Twelve Reasons to Die ma stanowić ścieżkę dźwiękową do włoskiego horroru z lat sześćdziesiątych, a inspiracjami były dla niego dzieła Ennio Morricone oraz RZA’y. Jeśli faktycznie taki miał zamiar, to wyszło idealnie – podkłady na albumie to wykwintne połączenie muzyki filmowej (przywodzącej na myśl stare włoskie filmy) z klasycznym brzmieniem albumów spod znaku Wu-Tang Clanu. „Żywe” instrumenty pod batutą wyjątkowo utalentowanego Younge’a wspaniale współgrają z użytymi narzędziami cyfrowymi. Klimatu tak bardzo filmowego nie spotyka się poza ścieżkami dźwiękowymi do dzieł kinowych – jest unikatowo i konsekwentnie przez całe 40 minut albumu.

Jednym z zarzutów stawianych przed Twelve Reasons to Die jest słaby replay value, czyli chęć wracania do danego dzieła. Osobiście kompletnie się z tym nie zgadzam – tak jak ze wspaniałymi filmami – do nich się po prostu wraca. Ile razy, Drogi Czytelniku, oglądałeś Ojca chrzestnego? Twelve Reasons to Die to świetny album, a ze względu na swój oryginalny koncept, godny polecania fanom innych gatunków – nawet jeśli będzie dla nich jedynie ciekawostką.

Obok płyty, na rynku można znaleźć również pełnoprawną serię komiksów, zawierającą historię z Twelve Reasons to Die. Gorąco polecam również Twelve Reasons to Die: The Brown Tape, czyli wersję płyty zremiksowaną przez Apollo Browna, a także drugą część albumu (a w planach jest też trzecia), wydaną w 2015 roku.

autor: Adam Tkaczyk

Tekst ukazał się w magazynie JazzPRESS 09/2018

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO