Felieton Słowo

Down the Backstreets: Nauki miejskiego mędrca

Obrazek tytułowy

Killah Priest Heavy Mental

Geffen, 1998

Około roku 1998 niezrównane imperium Wu-Tang zaczęło się delikatnie chwiać. Nie było powodów do wielkiej paniki, ale patrząc wstecz, łatwo dostrzec, gdzie popełniono błędy. Zakończyła się seria debiutanckich solowych albumów członków grupy, która do dzisiaj jest absolutnie niezrównana – w ciągu dwóch lat dostaliśmy przecież Only Built 4 Cuban Linx…, Liquid Swords oraz Ironmana, a także nieco tylko gorsze: Tical i Return to the 36 Chambers. W 1994 ukazał się album 6 Feet Deep Gravediggaz (w którego składzie działał RZA) – również niepodważalny klasyk. Natomiast już 1997 przyniósł drugi album całego Wu-Tang Clanu Wu-Tang Forever oraz drugi Gravediggaz – The Pick, the Sickle and the Shovel. Obydwa gorsze od poprzedników.

Rodzina Wu powiększyła się o m.in. Killarmy (albumy w 1997 i 1998 – szczególnie pierwszy świetny, ale jednak nie tej samej jakości, co płyty wymienione wcześniej) i Cappadonnę, którego osobiście uważam za zdecydowanie najsłabsze ogniwo Klanu. Co jednak najbardziej niepokojące – wielkim fiaskiem była wspólna trasa koncertowa z Rage Against the Machine, która uwydatniła pęknięcia w nieskazitelnym wcześniej obrazie grupy. Niektórzy członkowie czuli się zbyt wielkimi gwiazdami, by występować na każdym z zaplanowanych koncertów. Inni uznali, że nie są wcale gorsi, więc czemu mają pracować więcej? Jeszcze innych dopadły nałogi i niebezpieczeństwa związane z nagłą sławą i dopływem gotówki. Dochodziło do sytuacji, że do fanów wychodzili np. tylko U-God i Masta Killa – czyli wtedy najmniej cenieni raperzy z zespołu.

Cztery lata wcześniej RZA poprosił: „róbcie to, o co proszę, a wszyscy będziemy gwiazdami”. W 1997 roku jego plan się zakończył, więc podopieczni poczuli wolność. Do upadku było jednak daleko, a – w zależności od interpretacji – nigdy on tak naprawdę nie nastąpił. Co prawda z mniejszą częstotliwością, ale spod znaku Wu-Tangu nadal wychodziły klasyczne albumy, np. Blackout (1999), Supreme Clientele (2000), Fishscale (2006) i Only Built 4 Cuban Linx… Pt. 2 (2009).

Wracając do krytycznego momentu, o którym wspomniałem – o ile rozszerzenie rodziny Wu-Tangu przyniosło wielu wątpliwych nowych członków (czasem wyglądało to tak, jakby RZA nadawał status „Wu-family” każdemu, kto doniósł mu zioło na koncercie), to jeden raper spoza podstawowego składu szczególnie się wyróżniał. W 1998 roku debiutancki album Heavy Mental wydał Killah Priest – znany wcześniej głównie z solowego utworu B.I.B.L.E. (Basic Instructions Before Leaving Earth) na płycie GZA-y. Album pokazał w pełni, jak tytanicznym talentem był i jest nadal.

Połączenie rapu z religią często przynosi powierzchowne, banalne rezultaty – podobnie jak duża część sztuki sakralnej skierowana do popularnego odbiorcy. Heavy Mental jest jednym z dzieł, które dla wielu słuchaczy może sięgać nawet zbyt głęboko. Bardziej niż religii dotyczy spirytyzmu i poszukiwania prawdy w historii ludzkości. Killah Priest nie ogranicza się do hasełek rodem z Ziarna ani do pojedynczej religii. Album wypełniony jest po brzegi nawiązaniami do różnych ksiąg świętych, przypowieści i legend. Cały czas balansujemy między czasami starożytnymi, przywoływaniem postaci i miejsc znanych np. z Pisma Świętego czy Tory, a obecnym Nowym Jorkiem – brudnym, niebezpiecznym i stanowiącym dla młodego Afroamerykanina krwiożerczą dżunglę .

Niesamowicie umiejętne, dokładne wymieszanie użytych słów, porównań i zbieżności daje poczucie realnego spaceru po Brooklynie, z jednoczesnym marzeniem o odległych czasach i miejscach. Z nowojorskiej bazy przenosimy się m.in. do starożytnego Egiptu, Izraela i Jeruzalem, imperium babilońskiego czy na nowożytne statki niewolnicze. Nie znajdziemy tu jednak prostego wytłumaczenia poszczególnych linijek – autor liczy na wiedzę i inteligencję słuchaczy. Chęć pełnego odbioru i zrozumienia słów Killah Priesta wymaga poświęcenia czasu. Używane przez niego porównania, symbole, metafory i alegorie stanowią ogromne wyzwanie dla przeciętnego odbiorcy – rozstrzał przekazywanej wiedzy jest imponujący, ale i momentami przerażający. Nawet utwory o nieco innym nastawieniu, wypełnione gośćmi, jak Tai Chi ze swoim zespołem Sunz of Man oraz Cross My Heart z Inspectah Deckiem i GZA-ą, zawierają takie wersy jak np. „It's the Byzantine king, supreme / All kneel kiss the ring into a Elohim / I blow steam from the families of the Maccabees / Smack emcees, watch 'em scream, Your Majesty!” czy „Walkin through the pineal glands, like it was a unforeign land / Knowledge is the key to the mind which is a mysterious doorway / Through a long dark hallway / Use your conscious as a compass to avoid being conquered”.

Oczywistymi momentami wytchnienia są trzy utwory: Fake MC’s, The Professional i If You Don’t Know (gościnnie pojawia się tutaj Ol’ Dirty Bastard), na których Killah Priest na chwilę odkłada księgi święte i po prostu rozstawia kiepskich raperów po kątach. Problem dla niektórych słuchaczy może stanowić flow Killah Priesta – dość statyczne, monotonne i sztywne. Nie od każdego trzeba wymagać elastyczności niczym Jay-Z, ale w pełni rozumiem, jeśli będzie to stanowić przeszkodę dla osób priorytetyzujących to rapowe narzędzie ponad głębię tekstu i przekazu. Killah Priest nie jest raperem imprezowym. Gdy idziesz odwiedzić legendarnego ulicznego proroka, musisz przebić się przez wiele podejrzanych uliczek i zatęchłych piwnic, a gdy zaczyna mówić – słuchasz w skupieniu, a nie tańczysz.

Podczas drugiej fali wydawnictw spod znaku Wu-Tang z trzymania pieczy nad każdym pojedynczym bitem zrezygnował mastermind i lider grupy – RZA. Heavy Mental nie zawiera ani jednego podkładu jego autorstwa. Dziesięć utworów wyprodukował 4th Disciple, po trzy dołożyli Y-Kim the illfigure i True Master, a pojedyncze: The Arabian Knight, John the Baptist i sam Killah Priest. Odnoszę wrażenie, że podstawowym ich zadaniem jest uzupełnienie rapu, otoczenie go odpowiednim nastrojem, atmosferą mistycyzmu i niebezpieczeństwa. Użycie dalekowschodnich sampli, dialogów z filmów (tym razem biblijnych, a nie kung-fu!), tu i ówdzie kontrastującego damskiego wokalu oraz typowych dla Wu-Tang Clanu twardych bębnów – generalnie wszystko jest na miejscu, chociaż żaden bit nie będzie tutaj gwiazdą ponad Killah Priestem. Killah Priest jest twórcą bardzo płodnym. W ostatnich dwóch latach szczególnie zagęścił swój kalendarz wydawniczy – w ciągu 24 miesięcy ukazało się siedem nowych płyt. I chociaż wiele jego albumów jest wartych polecenia (szczególnie rekomenduję Black August i The Offering), to żaden nie osiągnął wyżyn Heavy Mental. Jak dla mnie – najlepszy album rapera związanego z Wu-Tang Clanem, ale nienależącego do „podstawowego składu”.

Warto też przypomnieć, jak celnie użyty został utwór From Then Till Now w filmie Ghost Dog Jima Jarmuscha – obydwa dzieła wiele łączy, przede wszystkim próba przeniesienia starych filozofii na nowoczesne życie.

Adam Tkaczyk

Tagi w artykule:

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO