Felieton Słowo

Down the Backstreets: „Rapowy Dennis Rozrabiaka”, „Bam Bam”, „Pan Baklawa”… Action Bronson!

Obrazek tytułowy

Action Bronson & Party Supplies – Blue Chips 2

2013

Action Bronson jest dla mnie uosobieniem miłości do życia. Człowiek o tak szalonej, absolutnie nieskrępowanej konwenansami wyobraźni i osobowości, że sprawdza się we wszystkim, czego dotknie, jako kucharz, raper, gwiazda telewizji, autor książek. Wszędzie bawi się świetnie, wszędzie bezczelnie i wdzięcznie wnosi całego siebie – dzięki czemu może w ramach swojego programu Fuck, that’s delicious! odnaleźć się zarówno w budzie z burgerami pod kopenhaskim mostem, jak i w najelegantszej restauracji w Nowym Jorku, na którą z zazdrością zerkałby Patrick Bateman. Kochamy go za to. Darmowy mixtape Blue Chips 2, nagrany razem z producentem Party Supplies, jest w mojej ocenie najlepszym jego projektem, zbierającym wszystkie najważniejsze przymioty ludzkie i rapowe zdrowo pieprzniętego MC. Prawdziwy muzyczny rollercoaster już od pierwszych sekund.

Nie minęły nawet trzy minuty albumu, a Bronsoliño już nalegał, żebyśmy przeszli do rzeczy, bo jest zajęty opalaniem się nago, po czym zarapował pod słynny hit Tequila grupy The Champs, a jego kumpel Big Body Bes stwierdził, że gdy tylko go spotkasz, z miejsca musisz go przeprosić – ponieważ nie jesteś nawet w promilu taki jak on. Jazda się zaczęła! Teksty przywołują najbardziej bizarne obrazy, jakie można sobie wyobrazić, a bity nadają się do wynalezienia najgorszych tańców, na jakie może pozwolić sobie biały człowiek o dwóch lewych nogach. Coś pięknego, kompletny odlot bez narkotyków i alkoholu! W Contemporary Man Party Supplies zmienia bit pięciokrotnie, jakby przeżywał atak histerii za gramofonem – rzuca Bronsonowi kolejno: Sledgehammer Petera Gabriela, Sussudio Phila Collinsa, Jack and Diane Johna Mellencampa, Another Day In Paradise Phila Collinsa (nie da się nie uśmiechnąć, gdy ten podkład nagle pojawia się w głośnikach), I Wonder if I Take You Home zespołu Lisa Lisa & Cult Jam and Full Force oraz Simple as ThatHueya Lewisa and The News.

Kawałek Practice zaczyna się od pamiętnego wywiadu Allena Iversona narzekającego na pytania o treningi… Nie powinienem dalej zdradzać zawartości Blue Chips 2, bo każdy taki moment dodaje radości i endorfin przy odsłuchu. Jedną z jego najbardziej charakterystycznych drobnych wrzutek są słowa „It’s me!” („To ja!”) – o, stary, i to jeszcze jak! Nie ma takiego drugiego. „Normalni” raperzy, jeśli chcą nawiązać do dóbr luksusowych, przywołują marki zegarków, samochodów i miejsc na świecie. Action Bronson najczęściej lubuje się w porównaniach do rarytasów kulinarnych, a w dalszej kolejności do gwiazd wrestlingu i kulturystyki oraz nowojorskich drużyn sportowych. Nawiązania do pop-kultury są gęste, absurdalne wersy padają bardzo często, znajome dźwięki słyszymy co chwila. Różnorodna osobowość Bronsona wręcz wycieka z głośników – czasem odnoszę wrażenie, że jest zbyt rozłożysta, by ją zmieścić w muzyce. Co, w gruncie rzeczy, jest prawdą, jeśli weźmie się pod uwagę wszystkie jego pozostałe zajęcia.

Można się oczywiście opierać zabawie i narzekać. Party Supplies, chociaż dobiera idealnie wykręcone sample, uzupełniające dziwaczne rapy Bronsona, to niewiele z nimi robi – zapętla, czasem (nawet nie zawsze) dorzuca bębny – i gotowe. Z kolei Bronsoliño bywa jednowymiarowy w tekstach. Rzadko kiedy chwyta się bardziej skomplikowanych form, jak storytelling, podjęcie kwestii społecznych, opowiedzenie o bardziej wrażliwych tematach. Trochę zbyt kurczowo trzyma się swoich wariackich fraszek, często niemających ze sobą nic wspólnego na przestrzeni zaledwie kilku taktów. Jak się chce – można stać pod ścianą i się czepiać. Tylko po co, skoro wszyscy dookoła bawią się tak dobrze?

Przed chwilą z moich głośników padła sugestia, że najlepszym prezentem dla lubej są toalety ustawione do siebie twarzą w twarz, a za moment, oczywiście nadal w ramach Blue Chips 2, wysłucham hiszpańskiej reklamy radiowej. Minutę później Bronson stwierdzi, że jego słaba forma seksualna to zły sposób na reprezentowanie Nowego Jorku. A uzupełniając obraz wariactwa: na jego koncercie możesz zostać zaproszony na scenę, aby zaprezentować akrobację rodem z gal World Wrestling Federation, ale równie dobrze możesz oberwać w głowę nowiuśkim, trzydziestocalowym telewizorem. A jeszcze kilka lat temu na 80 procent byłabyś/byłbyś świadkiem zejścia ze sceny i wyprawy do Toi Toia, bez przerwy w rapowaniu. Ale jeśli występ byłby na świeżym powietrzu – możliwe, że Action Bronson zatrzymałby cały koncert, zlecił DJ-owi zagranie utworu Prince’a i zaprosił publiczność do wspólnego podziwiania zachodu Słońca. Spodziewałabyś/spodziewałbyś się? Nie – i na tym polega cała magia. Zachęcam do zanurzenia się w jego twórczość.

Adam Tkaczyk

Tagi w artykule:

Powiązane artykuły

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO