Felieton Słowo

Down the Backstreets: Szczytowe osiągnięcie lirycznej gimnastyki

Obrazek tytułowy

Chino XLHere to Save You All

American Recordings, 1996

Hip-hop jest bardzo zróżnicowaną kulturą, a rap wybitnie różnorodnym gatunkiem muzycznym. Istotną częścią tradycji (od której coraz bardziej oddalają się rapowi wykonawcy głównego nurtu) jest nacisk na umiejętności liryczne i rywalizację na tym polu. I pomimo mojego ogromnego sentymentu do tego elementu muszę przyznać, że czasami raperzy zapędzają się w swoim kreowaniu wizerunku „lirycznych morderców” i wyglądają parodystycznie, tracą poczucie granic dobrego smaku. Nacisk na tekstowe wygibasy i brutalne metafory odnoszące się werbalnego zabijania rywali przesłaniają im tak prosty fundament, jak przyjemność odbiorcy z przyswajania danego tekstu kultury.

Oczywiście, zachwycamy się pomysłowością i czasami łapiemy za głowę przy kolejnych wersach, ale jeśli zostało to zarapowane na lichym bicie i bez charyzmy, a co za tym idzie – nie tylko nie tworzy udanego dzieła, ale sprawia wrażenie nieautentycznego… trudno o chęć wciśnięcia przycisku „repeat”. Mówi się, że wielu takich „lirycznych” raperów może rapować najbardziej skomplikowane teksty całe dnie, ale nie napisaliby dobrego utworu nawet z przystawionym pistoletem do głowy. Odnoszę wrażenie, że wielu mniej świadomych słuchaczy zalicza do tej grupy raperów opisywanego Chino XL-a. O ile zaliczył on kilka dużych wpadek w dyskografii, o tyle posiada też dzieła, które znajdują się dokładnie po drugiej stronie osi, a debiutancki album Here to Save You All uważa się za jego szczytowe osiągnięcie.

Jeśli mamy uogólniać, to motyw przewodni płyty jest dość banalny. Chino XL opiera swoje teksty na umiejętnym braggadocio (przypominam jeszcze raz: wychwalaniu swoich umiejętności w jak najbardziej oryginalny sposób) oraz deprecjonowaniu ówczesnych trendów i raperów. Krótko mówiąc: on jest mistrzem, a pozostali raperzy nie mają nawet do niego startu. Brzmi banalnie i odpychająco, ale faktycznie jest magnetycznie i hipnotyzująco. Teksty Chino są pasjonujące – spod wierzchniej warstwy arogancji i bezczelnej pewności siebie dumnie pręży się nadzwyczajna inteligencja (sam chwali się wynikiem amerykańskiego egzaminu dojrzałości, tzw. SAT score, na poziomie 1430, obecnie jest również członkiem Mensy), pomysłowość, bogate słownictwo, unikatowa osobowość oraz wrażliwość. Chino jest na tyle interesującą postacią, że po prostu chcemy się dowiedzieć więcej na jego temat, wraz ze skromnie odsłanianymi kartami życiorysu.

W What Am I? Chino opisuje swoje dorastanie jako rasowego mieszańca (ojciec Portorykańczyk, matka Afrykanka) i ciosy, jakie zbierał od „czystszych” rasowo rówieśników. It’s All Bad opisuje nieudane próby współpracy z wytwórniami, kłopoty zdrowotne jego córki (więcej na ten temat w niesamowitym, wzruszającym utworze Father’s Day z albumu Ricanstruction: The Black Rosary) i zerwane więzi z przyjaciółmi. Kreep jest rapową reinterpretacją piosenki Creep zespołu Radiohead – Chino opowiada o nieudanym związku. Na marginesie: miłość białych ludzi do Creep przezabawnie opisywał nieodżałowany geniusz komedii Patrice O’Neal – gorąco polecam klip na YouTubie. Dostajemy też trochę metafizyczności w dwupaku: Ghetto Vampire i Rise. Forma Chino XL-a na Here to Save You All jest tak bliska rapowej perfekcji, jak tylko się da.

Jest jednak sporo kontrowersji. Ogrom linijek Chino odnosi się do konkretnych postaci z popkultury i hip-hopu, najczęściej w pejoratywnym kontekście. Obrywa się m.in. 2Pacowi, Public Enemy, Rakimowi, Eazy’emu-E, Biggiemu, Faith Evans, O.J. Simpsonowi (nawet kilkukrotnie) – należy jednak wszystkie te docinki zapisać na konto czarnego humoru i nie odbierać jako bezpośrednich dissów. Co prawda 2Pac odpowiedział później w słynnym kawałku Hit Em Up, ale według Chino, w momencie śmierci Paca, topór wojenny był zakopany i nie było między nimi złej krwi.

Na pewno dużym problemem, przez który album nie zrobił takiego hałasu, jaki powinien zrobić i na jaki zasługiwał, jest styl bitów. Podobnie jak w przypadku innego fantastycznego albumu z tamtego roku – Soul on Ice Ras Kassa – Here to Save You All brzmiało w 1996 roku przestarzale. W ciągu 12 miesięcy dostaliśmy rapowe albumy wyprodukowane o wiele nowocześniej i efektowniej (co nie znaczy oczywiście, że w każdym wypadku lepiej), np. All Eyez On Me i The Don Killuminati: The 7 Day Theory 2Paca, Hell on Earth Mobb Deep, It Was Written Nasa, Reasonable Doubt Jaya-Z. Utarta formuła stosowana przez B Wiza – głównego producenta Here to Save You All jest bliższa płytom z lat 1993–1995, a przy tempie rozwoju rapowej produkcji w czasie drugiej złotej ery wystarczyło to, by pokryć się grubą warstwą kurzu i stracić kontakt z czołówką sceny. Bity stanowią tutaj jedynie tło dla popisów Chino i chociaż żaden nie zaniża poprzeczki, to jednak w opinii wielu słuchaczy są zbyt mdłe i nie stanowią dodatkowego atutu albumu. W efekcie – Here to Save You All jest obecnie zapomniane, nawet jeśli ograniczymy dyskusję jedynie do płyt z 1996 roku.

W mojej opinii, niewiele jest w rapie bardziej pasjonujących postaci niż Chino XL. Jego katalog jest niestety bardzo nierówny, przez co te lepsze pozycje nie mogą się po latach przebić do świadomości wielu zniechęconych słuchaczy. Here to Save You All to Chino w najlepszym wydaniu – magnetyczna, kontrowersyjna postać, dokonująca cudów w tekstach. Album trochę przypomina mi serial The Wire (w Polsce: Prawo ulicy) – wymaga skupienia, zaangażowania, być może uważnego śledzenia tekstów, a także cierpliwości. Daje jednak odbiorcy wiele satysfakcji i wzbudza zachwyt, jest prawdziwie wykwintnym daniem.

Autor: Adam Tkaczyk

Tagi w artykule:

Powiązane artykuły

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO