Felieton Słowo

My Favorite Things (or quite the opposite…): Elon Musk i wężowy jazz

Obrazek tytułowy

Około połowy grudnia dodarły do mnie dwie wiadomości. Obie pośrednio od Elona Muska. Pierwsza trafiła do mnie za pośrednictwem mediów. Prototypowy model rakiety Starship firmy SpaceX eksplodował w Teksasie podczas lądowania. Mimo nieudanego finału dyrektor generalny SpaceX Elon Musk z entuzjazmem wyrażał się na Twitterze o eksperymencie. Zwrócił uwagę na udaną, wznoszącą część lotu i precyzyjną kontrolę urządzeń przy opadaniu, aż do momentu lądowania. Druga wiadomość, skierowana do mnie osobiście, przyszła listownie. Przedstawiciel innej firmy, której współzałożycielem był Musk – PayPala, już bez entuzjazmu, poinformował mnie, że z powodu braku aktywności na moim koncie może ono zostać zamknięte, a z pozostawionych tam środków zostanie pobrana kara. Szybko zracjonalizowałem sobie, że przecież Elon Musk dawno sprzedał PayPala i na pewno nie ma nic wspólnego z tym drugim, w przeciwieństwie do pierwszego kompletnie pozbawionym luzu, komunikatem. W końcu to gość, który wysyła muzykę w kosmos!

Pierwszego marca 2013 roku został wystrzelony w przestrzeń kosmiczną singiel zespołu 30 Seconds to Mars Up In The Air. Znalazł się w kapsule Dragon startującej w ramach programu SpaceX w ośrodku NASA Cape Canaveral na Florydzie. Premiera singla nastąpiła w kosmosie – na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej, podczas specjalnej konferencji prasowej 18 marca. Dźwięki piosenki dotarły do centrum dowodzenie w Houston, skąd dopiero popłynęły na cały świat. Ziemska premiera singla miała miejsce dopiero 19 marca. Co prawda zdecydowanie bardziej cenię Jareda Leto jako aktora niż muzyka, jednak taka kosmiczna premiera robi wrażenie. Niespełna pięć lat później Musk dokonał rzeczy zdecydowanie bardziej spektakularnej. Szóstego lutego 2018 roku twórca SpaceX i Tesli wysłał w kosmos prawdziwy samochód. Na pokładzie rakiety Falcon Heavy umieszczono teslę roadster. Za kierownicą elektrycznego auta „posadzono” manekina w stroju astronauty, nazwanego Starman, a z głośników rozbrzmiewała piosenka Space Oddity Davida Bowiego.

W ubiegłym roku w historii kosmicznych wędrówek pojawił się, choć już bez udziału Elona Muska, także wątek jazzowy. Podczas startu historycznej misji Mars 2020 Perseverance wystąpił Gregory Porter. Jest on pierwszym w historii artystą, którego NASA zaprosiła do występu podczas startu misji na Marsa. Jednak co innego, gdy muzyka artysty brzmi podczas startu rakiety, a co innego, kiedy brzmi ona na Marsie! A tego doświadczył już kilka lat temu will.i.am. Jego Reach For The Stars napisane specjalnie na lądowanie łazika Curiosity zabrzmiało na powierzchni Czerwonej Planety 28 sierpnia 2012 roku. will.i.am został tym samym pierwszym muzykiem, którego utwór wyemitowano na powierzchni innej planety.

Wszystkie te działania, sprowadzały się, jakkolwiek na to patrzeć, do prezentowania muzyki ludziom – mieszkańcom Ziemi, tylko trochę jakby okrężną drogą… (przez kosmos). Podejmowaliśmy jednak także liczne działania mające na celu prezentację naszych dokonań muzycznych szerszej publiczności. Na przykład w 2008 roku NASA, z okazji swojego pięćdziesięciolecia, wyemitowała w stronę Gwiazdy Polarnej jeden z utworów The Beatles – Across The Universe. Piosenka powinna dotrzeć do Gwiazdy Polarnej za ponad 400 lat. Najpoważniejszym chyba jak do tej pory działaniem tego typu były Voyager Golden Records – czyli pozłacane płyty, wyniesione w przestrzeń kosmiczną przez sondy Voyager. Dwie sondy Voyager wystrzelono w 1977 roku, a ich celem było zbadanie Jowisza, Saturna, Neptuna i Urana. Voyager 1 w 2012 roku opuścił nasz Układ Słoneczny i znalazł się w przestrzeni międzygwiezdnej. Na 12-calowych dyskach znalazły się kluczowe informacje dotyczące życia na Ziemi – m.in. fotografie, dane naukowe, odgłosy naszej planety oraz pozdrowienia w 56 językach (współczesnych i starożytnych, a także w esperanto). Pozłacane płyty zawierały rzecz jasna również muzykę!

Wybór repertuaru nie był prostą sprawą. Oczywiście Bach, Beethoven, Mozart. Pojawił się też Strawiński i spora dawka muzyki etnicznej z różnych zakątków świata. Udało się jednak zamieścić w tym zestawie, choć nie bez protestów niektórych naukowców, utwory Blind Williego Johnsona, Chucka Berry’ego oraz Melancholy BluesLouisa Armstronga & His Hot Seven. W słynnym programie telewizyjnym Saturday Night Live żartowano potem, że pierwszym sygnałem odebranym z kosmosu po wysłaniu sondy będzie „przyślijcie więcej Chucka Berry’ego". Z zawartością dysków w ciekawej formie można się zapoznać pod adresem: http://goldenrecord.org.

Amerykańskie sondy Voyager 1 i Voyager 2 nie tylko wyniosły w kosmos ziemską muzykę. Dały nam także możliwość posłuchania muzyki wszechświata. Nagrania Symphonies of the Planets można odnaleźć m.in. w serwisie YouTube. Brzmią jak współczesny ambient, śmiało mogą konkurować z wieloma nagraniami muzyki eksperymentalnej. Teoretycznie kosmos wypełnia cisza – warunki zbliżone do próżni nie sprzyjają rozprzestrzenianiu się dźwięków. Fale dźwiękowe wymagają nośnika, który przenosiłby drgania, jednak fale elektromagnetyczne nie mają żadnego problemu, aby rozprzestrzeniać się w próżni. Kiedy sondy znajdowały się w pobliżu planet rejestrowały m.in. fale wiatru słonecznego uderzające w ich magnetosferę. Udało im się „podsłuchać" fale towarzyszące emisji cząstek z miejsc takich jak pierścienie Saturna. Naukowcy z NASA przekształcili fale elektromagnetyczne w dźwięki i tak powstały Symphonies of the Planets.

Rzecz jasna chcąc mówić o związkach jazzu z kosmosem, powinniśmy się skupić na przypomnianej nam ostatnio przez EABS postaci Sun Ra, ale to temat na osobną, wielowątkową historię. Na razie wróćmy jeszcze na moment w kontekście jazzu do Elona Muska. Produkowane przez jego firmę elektryczne samochody marki Tesla to niezwykle ciche pojazdy. Zgodnie z przepisami obowiązującymi w USA powinny one emitować słyszalny dźwięk podczas jazdy poniżej 19 mil na godzinę, aby znajdujący się pobliżu piesi wiedzieli, że zbliża się samochód. Niektóre modele emitują cichy warkot, a nawet futurystyczny dźwięk podobny do poduszkowca, ale Musk zapowiedział latem ubiegłego roku pewną innowację w tym względzie. Z zewnętrznych głośników Tesli można będzie usłyszeć m.in.… Snake Jazz!

Czym jest wężowy jazz? Jeśli ktoś zna animowany serial Rick and Morty (ponoć jeden z ulubionych programów Muska), pewnie już wie. Kto nie zna kreskówki, bez problemu odnajdzie oryginał i dziesiątki remiksów w sieci. Niektórzy twierdzą, że Snake Jazz w głośnikach Tesli, to nic innego niż środkowy palec z uśmiechem wyciągnięty przez przedsiębiorcę w stronę Kongresu i jego przepisów. Cóż, jazz na ogół w swojej historii był niepokorny.

A1UfCDYEAKL._SS500_.jpg

Piotr Rytowski

Tagi w artykule:

Powiązane artykuły

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO