Felieton Słowo

Down the Backstreets: Jak pozostać niezależnym w komercyjnej machinie?

Obrazek tytułowy

Little BrotherThe Minstrel Show, Atlantic, 2005

Phonte, Big Pooh i 9th Wonder, czyli Little Brother (trio stało się duetem w 2007 roku, po odejściu tego ostatniego) to jedni z największych ulubieńców podziemnych, rapowych głów. Weszli na scenę w 2003 roku z debiutanckim albumem The Listening, wydanym przez niezależny label ABB. Co prawda płyta, delikatnie rzecz ujmując, nie podbiła list sprzedaży, dokonała za to czegoś nawet bardziej wartościowego: z miejsca podbiła serca fanów podziemnego rapu. Produkcje 9th Wondera przywodziły na myśl połączenie arcymistrza boom-bapu DJ-a Premiera z nowym gwiazdorem rapowego świata Kanye Westem. Melodyjne wykorzystanie zapętlonych soulowych sampli, czasem przyspieszonych, z twardą perkusją w stylu hardcore’owych, zadymionych nowojorskich klasyków z lat 90. Rapujący: Phonte i Big Pooh, potrafili zarówno rozśmieszyć, jak i wzruszyć słuchacza, opowiadając o swoich aspiracjach, codziennych trudnościach, frustracjach i nadziejach.

Big Pooh to solidny raper, z ostrym piórem, umiejący sprawnie zrealizować koncept oraz uruchomić wyobraźnię słuchacza. Zdecydowanie więcej miejsca jednak należy się Phonte – jednemu z najlepszych raperów XXI wieku. Jego arsenał jest kompletny: mnogość flow i schematów rymów, inteligentne panczlajny, życiowe opowieści, zaskakujące porównania i metafory… Czegokolwiek oczekujesz od MC – Phonte to ma. Jednocześnie nie psuje utworów popisywaniem się, nadmiernym kombinowaniem, sileniem się na efektowne fikołki liryczne i językowe – efekt końcowy i immersja utworu jest wartością nadrzędną. Jakby tego było mało, dochodzi jeszcze umiejętność śpiewu – rzadka wśród raperów. Nie miał oporów przed testowaniem swoich możliwości wokalnych i zabawami melodią – i to w czasach, gdy za takie próby można było dostać dziwne spojrzenia od twardogłowych fanów rapu. Do inspiracji Phonte wprost przyznaje się Drake – jedna z największych gwiazd muzyki popularnej ostatnich 15 lat.

Po The Listening Little Brother szybko zdobywali kolejne bazy w branży – 9th Wonder wyprodukował utwór na rzekomo „pożegnalny” album Jaya-Z oraz płytę Destiny’s Child, Phonte nagrał wspaniały album Connected w duecie z holenderskim producentem Nicolayem (jako Foreign Exchange). Cała grupa została ściągnięta do wytwórni Atlantic – mieli zatem do dyspozycji całą machinę wielkiego labelu: budżety produkcyjne i promocyjne, armię ludzi pchających ich do światowej sławy, ale i coś do udowodnienia. Dotychczas zdobyli uznanie jako niezależny zespół z Karoliny Północnej, tworzący muzykę kierowaną do hip-hopowych głów.

Jak wspomina 9th, zespół chciał grać rolę „odstających od otoczenia” i iść pod prąd. Postanowili udowodnić swoją bezkompromisowość, opakowując album w nawiązania do dawnych minstrel shows – rasistowskich przedstawień, w których biali parodiowali czarnych. To są te ohydne widowiska, w których używano słynnych „czarnych twarzy”: makijażu powiększającego usta i poczerniającego skórę. Ale i bez tej koncepcji nie byli w komfortowej sytuacji. Little Brother mają pecha do wytwórni: z ABB wojują o prawa do swojej muzyki od lat, a z Atlantica szybko odeszła osoba odpowiedzialna za podpisanie z nimi kontraktu. W efekcie label został z rapowym zespołem tworzącym muzykę daleką od głównego nurtu, który w dodatku poważnie planował zatytułować swój drugi album Nigga Music. Ostatecznie dostali zielone światło na koncept, ale tytuł musieli zmienić na bezpieczniejszy: The Minstrel Show. Album ukazał się w 2005 roku, dwa lata po The Listening.

The Minstrel Show był krytyką aktualnego stanu kultury hip-hopowej i przestrogą w związku z kierunkiem, w którym ona podążała. Little Brother uważali, że raperzy coraz bardziej upodabniają się do parodii samych siebie. Świecenia łańcuchami było w ich opinii zbyt dużo, wykorzystywania hip-hopu przez białych biznesmenów również. Granice między karykaturą a kulturą zacierały się w zastraszającym tempie – Phonte, Big Pooh i 9th Wonder bili na alarm. Trudno się jednak dziwić, że taki komunikat mógł się nie spodobać raperom, którzy z niektórych trendów korzystali. Konkretnie: południu Stanów Zjednoczonych. „Dirty south” po latach przebijania się do głównego nurtu był siłą nie do zatrzymania – wydawało się, że każdy album z Atlanty i Houston z miejsca zdobywał wówczas status platynowej płyty.

Paul Wall, Chamillionaire, Mike Jones, Slim Thug – po latach ignorowania i niechęci ze strony obydwu wybrzeży Południowcy rządzili sceną. I cieszyli się tym – nosili łańcuchy, nakładki na zęby, masowo podpisywali kontrakty z majorsami. Jednocześnie na scenę trafiło trochę beztalencia, pasującego do szablonu. Nie mieli doświadczenia, pomysłów ani talentu, ale mieli wizerunek, widoczność i wabik. Hip-hop, przez działania osób niezwiązanych z kulturą, ale wpływowych, stracił filtr odsiewający takie jednostki. 9th Wonder twierdzi, że dzisiejsze rządy liczb na Instagramie i TikToku to jedno wielkie „a nie mówiłem”. Trudno nie przyznać mu racji. Wówczas przekaz The Minstrel Show spotkał się z krytyką części środowiska – nowicjusze nie powinni od razu odmieniać wystroju domu, do którego wchodzą. Jeden z ciosów, który najbardziej zabolał członków Little Brother, padł ze strony żywej legendy – Buna B z UGK. Na szczęście, jak to ludzie na poziomie, panowie wyjaśnili sobie niejasności indywidualnie.

Jednak już muzyczna zawartość The Minstrel Show nie trzyma się konceptu bardzo sztywno – właściwie okładka, skity i dokrzykiwania między utworami to jedyne jej ślady. To nadal stary, dobry Little Brother – zabawne, życiowe, skromne, ale znające swoją wartość ziomy, zabierające cię do swojego świata. Opisują relacje damsko-męskie i pragnienia od bardziej ludzkiej strony niż typowe raperskie farmazony w Slow It Down. Żalą się na trudne relacje z ojcami, co przekłada się na ich własne dzieci w All For You. Jednocześnie celebrują sukces i narzekają na użeranie się z ludźmi w branży, a także brak szans na większe dotarcie oraz rozgłos w Not Enough.

Big Pooh podejmuje kwestię bycia „najsłabszym ogniwem” grupy w Sincerely Yours. Satyryczne, śpiewające alter ego Phonte Percy Miracles przejmuje mikrofon w Cheatin. Były rozważania, czy nie zrobić z tego utworu singla promującego album, ale na szczęście ostatecznie do tego nie doszło. Phonte twierdzi, nie bez racji, że potem byłby kojarzony z personą, która służy mu jedynie do żartów. Ostatecznie postawiono na Lovin’ It. Wieść niesie, że teledysk do tego utworu został zakazany przez BET za „bycie zbyt inteligentnym dla odbiorców”. Na pewno taka decyzja nie zostałaby podjęta, gdyby udało się zrealizować pierwsze, wielkie plany wobec tego utworu: gościnna zwrotka Jaya-Z i drobny, dosłownie kilkusłowny udział T.I.-a. A tak, no cóż – telewizja miała wymówkę, żeby nie emitować klipu (podobno).

Różnica w jakości dwóch raperów jest dość oczywista. O ile Phonte nadal rzuca ciekawe wersy, zmienia flow w trakcie jednej zwrotki, bawi się wokalem i wzbudza śmiech drugą personą, tak Big Pooh jest zwyczajnie… nudniejszy i mniej zaskakujący. To nadal solidny MC, ale nie ukrywajmy – The Minstrel Show nie byłby klasykiem, gdyby tylko on odpowiadał za warstwę wokalną. Gościnnie pojawiają się m.in. zawsze mile widziany geniusz mikrofonu Elzhi, a także jeden z najlepszych turntablistów w historii hip-hopu DJ Jazzy Jeff (tak, ten od nagrywek z Willem Smithem).

Od początku kariery 9th Wonder, cieszący się niemal jednomyślnym uznaniem w środowisku, wzbudzał jednak również pewne kontrowersje ze względu na używanie oprogramowania komputerowego. Do tej pory producenci bazujący na samplach korzystali głównie z automatów perkusyjnych lub modułów brzmieniowych. 9th otwarcie przyznawał, że używa Fruity Loops (obecnie ta seria aplikacji nosi nazwę FL Studio), a jakość jego bitów zmusiła najbardziej zatwardziałe głowy co najmniej do zastanowienia się nad trafnością swoich poglądów. Uznanie w środowisku jest jednak zaledwie „niemal jednomyślne”, bo oprócz dużego grona zwolenników, 9th Wonder posiada również grupę głośnych krytyków, jasno wyrażających swój sprzeciw wobec bezmyślnego wychwalania producenta. I tak się korzystnie składa, że jedną z takich głów jest osobnik wyprzedzający swoim pisaniem o hip-hopowych bitach całą resztę dziennikarsko-blogowego towarzystwa, mój kolega z redakcji serwisu BrakKultury.pl – Marcin Półtorak. Oddaję głos ekspertowi:

„Pierwszym skojarzeniem z 9th Wonderem bywa słowo „autopilot”. Na palcach jednej ręki można policzyć jego bity, które się czymś wyróżniają bądź można je nazwać ciekawymi. Prawie zawsze korzysta z tej samej formuły i prawie zawsze ze skutkiem gorszym niż inni – fani wysokich (w kontekście stroju), soulowych sampli wokalnych i nowojorskich perkusji mają do wyboru wielu producentów zdecydowanie lepszych od 9th Wondera. Niczyje bity nie są tak notorycznie puste brzmieniowo, nieangażujące, podobne do siebie i pozbawione dobrej melodii albo chociaż rytmu”.

Ja również uważam, że 9th ma tendencję do zamulania i powtarzalności. Często przesłuchanie płyt w całości przez niego produkowanych bywa wyzwaniem. Natomiast The Minstrel Show, chociaż trzyma się jego szablonu produkcyjnego (nawet bit Khrysisa brzmi bardzo „9thwonderowo”), jest wyjątkiem. Dobrane sample, pocięte w melodyjny, rześki sposób, dają efekt letniego, lekkiego albumu. Czasem wręcz kontrastują z poważnymi zwrotkami Phonte i Big Pooha, ale w efekcie czujesz się jak podczas rozmowy z ziomkami przy grillu. Może i poruszacie poważne, życiowe tematy, ale generalnie czujecie się sielankowo. Nikt by się oczywiście nie obraził za dodatkowe warstwy dźwięków, dogranie żywych instrumentów, zabawy z klawiszami, ale ta prostota jest urokliwa i tworzy nastrój The Minstrel Show. Bywa, że raperzy mówią do nas jakby z innej galaktyki – jak mamy się utożsamiać z gangsterskimi opowieściami Kool G Rapa albo historiami o obracaniu stosami gotówki takiego Fabolousa? Pomiędzy słuchaczem a wszystkimi trzema członkami Little Brother nie czuje się dystansu. Myślę, że to nieoczywiste, ale wielka w tym zasługa prostoty i nastroju kreowanego przez 9th Wondera.

The Minstrel Show to jeden z najlepszych rapowych albumów pierwszej dekady XXI wieku, ale nie wzbudził zainteresowania szerszej publiczności i poniósł porażkę komercyjną. Wkrótce trio stało się duetem, bo grupę opuścił 9th Wonder. Po dwóch przeciętnych albumach – Getback z 2007 roku oraz Leftback z 2010 – zespół zawiesił działalność. Cisza trwała niemal dekadę, aż do 2019 roku i wspaniałej płyty May the Lord Watch. Nadal bez 9th Wondera, ale ze zdecydowanie lepiej wyselekcjonowaną produkcją w porównaniu do wymienionych zdanie wcześniej projektów. Phonte w międzyczasie eksplorował różne pola twórczości: Foreign Exchange, solo, duet z Erikiem Robertsonem. Big Pooh również nagrywał, choć nieco mniej docenione rzeczy. Little Brother to jednak zupełnie inna bestia – ich chemia, wymiany zwrotek i ośmiowersów wyciskają inną jakość. A gdy jeszcze ramię w ramię z nimi stał 9th Wonder – Little Brother był jednym z wielkich hip-hopowych zespołów. The Minstrel Show to ważny moment w historii rapu, nadal brzmiący świeżo.

Adam Tkaczyk

Tagi w artykule:

Powiązane artykuły

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO