fot. Rafał Garszczyński
Toots Thielemans – East Coast West Coast
(Private Music, 1994)
Ten album jest niezwykle trafnie zdefiniowany przez tytuł. Gwiazdą jest oczywiście Toots Thielemans, a sprawa to wcale niełatwa, bowiem do współpracy zaprosił muzyków, którzy w 1994 roku byli na jazzowym topie. To nie gwiazdy, a wręcz megagwiazdy, które zechciały tu zagrać, czasem tylko w jednym utworze. Tytułowe wschodnie wybrzeże oznacza umownie Nowy Jork, a zachodnie – Los Angeles,miejsca, gdzie powstały nagrania, niemal solidarnie po połowie.
Podział na jazz ze wschodu i zachodu Stanów Zjednoczonych był zdecydowanie bardziej widoczny pół wieku wcześniej, jednak koncepcja takiego właśnie przygotowania albumu doprowadziła do trafnego wybrania tytułu. Na liście muzyków, którzy zagrali dla Thielemansa, znajdziecie między innymi Herbiego Hancocka, Terence’a Blancharda, Johna Scofielda i wiele innych gwiazd. Dla lidera to były kolejne zwyczajne dni w biurze, a raczej w The Hit Factory w Nowym Jorku i Conway Studios w Los Angeles. Z większością muzyków grał już wcześniej.
Gwiazdorskie składy zdefiniowały też materiał. W efekcie powstał wyborny zestaw standardów zagranych w zespołach, które pewnie nigdy wcześniej nie wykonywały takiego materiału. Take Five Paula Desmonda zagrali Robben Ford na gitarze i Jerry Goodman na skrzypcach w towarzystwie sekcji zachodniej Peter Erskine / Charlie Haden. Fantastyczny duet stworzył lider z Herbiem Hancockiem w A Child Is Born. John Scofield i Terence Blanchard pomogli w przygotowaniu Giant Steps Johna Coltrane’a, a Mike Mainieri towarzyszył liderowi w In Your Own Sweet Way. Osobnym zjawiskiem jest nowojorska połówka albumu i udział w nagraniu Lylego Maysa, który niezbyt często angażował się w takie projekty.
W zasadzie każdy z trzynastu utworów to inny muzyczny świat, wiekowe standardy znajdziecie tu obok kompozycji nowoczesnych. Terence Blanchard i Joshua Redman grają Monka i Coltrane’a, album nieco zwalnia w duetach lidera z Hancockiem i Mikiem Mainieri, a większość nagrań broni się nawet bez wybornych partii lidera, jednak pewnie bez jego udziału muzycy nie spotkaliby się w takich konfiguracjach i przy takim repertuarze. Unikalność talentu Tootsa Thielemansa polegała nie tylko na magicznych dźwiękach jego harmonijki, ale też niezwykłej zdolności ubarwiania, czasem jedynie kilkoma nutami, nagrań wszystkich wielkich jazzowego świata. Album East Coast West Coast jest jednym z muzycznie najciekawszych hołdów złożonych mistrzowi przez tych, którym pomagał w nagraniu wielu albumów.
Możecie doszukiwać się w pierwszej połowie płyty więcej wschodniego bebopu (Coltrane, Monk), a w drugiej nieco spokojniejszych brzmień, ale moim zdaniem o takim ułożeniu nagrań zdecydowało jedynie miejsce ich nagrania. Dziś takich podziałów już nie ma. Jest muzyka dobra i gorsza, a ta jest najwyższej próby, co nie zawsze wynika wprost z listy sław zaproszonych na chwilę do studia. Tym razem magia lidera w połączeniu z umiejętnościami gości zadziałała wybitnie.
Rafał Garszczyński