Felieton

Kanon Jazzu: Jimmy Giuffre – The Four Brothers Sound

Obrazek tytułowy

fot. mat. prasowe

The Four Brothers Sound to drugi album Jimmy’ego Giuffre, pojawiający się w Kanonie Jazzu. Jego debiutem w naszym radiowym zestawieniu najważniejszych jazzowych płyt wszechczasów był album The Easy Way, nagrany rok po premierze The Four Brothers Sound – w złotym jazzowym roku 1959. Oba albumy spina stylistyczną klamrą grający na gitarze Jim Hall, w składzie dziś opisywanego albumu pojawia się, w kilku utworach, grający na fortepianie Bob Brookmeyer, rok później jego miejsce w studiu zajął kontrabasista Ray Brown.

The Four Brothers Sound to album eksperymentalny jak spora część dyskografii Jimmy’ego Giuffre z lat pięćdziesiątych. Niewątpliwie był wtedy artystą poszukującym nowych muzycznych możliwości. Sięgał często po flet, który nigdy nie stał się typowym dla jazzu instrumentem. Nie ukrywał inspiracji europejską muzyką klasyczną, w szczególności twórczością Claude’a Debussy’ego. Poszukiwał nowego brzmienia dużej orkiestry, próbował grać bez fortepianu i bez kontrabasu. Pojawiał się w pobliżu twórców trzeciego nurtu, choć częściej grywał przebojowe melodie.

Nagrywając The Four Brothers Sound użył jedynie klasycznego saksofonu tenorowego. W przypadku tego albumu poszukiwania nieodkrytych dźwiękowych obszarów skupiły się na wielośladowym nagrywaniu partii saksofonu przez lidera, w tym utworów nagranych bez towarzyszącej liderowi sekcji, zarejestrowanych na czterech ścieżkach studyjnego magnetofonu, skąd wziął się tytuł płyty. W 1958 roku nakładanie przez muzyków kolejnych partii na poprzednio nagrany podkład nie było już ani technologiczną, ani artystyczną nowością, jednak ciągle nie było technicznie łatwe, ani powszechne.

Pionierem wykorzystania tej technologicznej ciekawostki w jazzowej stylistyce był prawdopodobnie sam Sidney Bechet, który w 1941 roku nagrał kilka utworów, obsługując samodzielnie: saksofon tenorowy, sopranowy, klarnet, kontrabas, fortepian i perkusję. Jak łatwo się domyślić, musiał użyć techniki wielościeżkowej. To jednak nagranie raczej dziś zapomniane. Świat poznał możliwości grania z samym sobą dzięki wynalazcy, geniuszowi elektroniki i równie wyśmienitemu gitarzyście – Lesowi Paul, który udoskonalił swoje urządzenia do tego stopnia, że dawał występy na żywo dogrywając do zapętlonej taśmy kolejne partie gitary. Ochoczo też prezentował swoje wynalazki w programach, początkującej wtedy, amerykańskiej telewizji. Z nową techniką pod koniec lat czterdziestych eksperymentowali też Frank Sinatra i Lennie Tristano.

Do dziś za najlepszy przykład albumu opartego w całości o technikę overdubbingu uchodzi nagrany w 1963 roku album Billa Evansa – Conversation With Myself. To jednak Jimmy Giuffre jako pierwszy w 1958 roku zrealizował i wydał jazzowy album w całości oparty na tej technice, z której uczynił środek artystycznego wyrazu, a nie tylko przyciągającą słuchaczy technologiczną ciekawostkę.

Pierwszą stronę analogowej wersji albumu wypełniają kompozycje lidera, w tym tytułowa – Four Brothers – związana tytułem z dźwiękowym pomysłem na płytę i okładką sugerującą czterech braci, grających razem na saksofonach. We wszystkich tych rolach występuje sam Jimmy Giuffre. Kompozycja powstała jednak dużo wcześniej i była już wtedy popularna i grywana między innymi przez Zoota Simsa i Stana Getza. Pozostałe utwory z pierwszej strony lider napisał prawdopodobnie specjalnie z okazji tego nagrania, czego w części dowodzi tytuł jednej z tych kompozycji – Blues In The Barn – od miejsca nagrania albumu – Music Barn w Pittsfield, miejsca legendarnych występów Modern Jazz Quartet, Theloniousa Monka, a także estrady, na której prawdopodobnie Bob Dylan poznał Joan Baez, ale to zupełnie inne historie.

The Four Brothers Sound nie jest jednak tylko technologiczną i dźwiękową ciekawostką. Muzyczna współpraca dwu niezwykle otwartych na eksperymenty muzyków – Jimmy’ego Giuffre i Jima Halla w zasadzie nie przyniosła żadnego nieudanego albumu. Niezależnie od tego, czy grają kompozycje specjalnie napisane do takiego eksperymentu przez Giuffre, czy jazzowe standardy, które wypełniają drugą stronę płyty, udowadniają, że eksperymentować warto nie tylko dla przełamywania barier, ale również dla własnej i słuchaczy przyjemności.

autor: Rafał Garszczyński

Tekst ukazał się w magazynie JazzPRESS 11/2017

Tagi w artykule:

Powiązane artykuły

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO