Gdyby Tomasz Szukalski urodził się w Nowym Jorku jak Sonny Rollins, albo w Filadelfii jak Stan Getz, albo gdzieś w środku niczego w Karolinie Północnej jak John Coltrane. Gdyby chociaż nie było żelaznego muru oddzielającego zupełnie niepotrzebnie polskie środowisko jazzowe od reszty świata. Znalazłby miejsce w Berklee, a nie w warszawskim liceum muzycznym. Nic oczywiście nie mam do tej uczelni, ale to jednak trochę coś innego, a owo trochę robi znaczną różnicę.
Oczywiście takie narzekanie jest uprawnione w przypadku wielu jazzowych karier naszych polskich wielkich mistrzów i oczywiście nigdy nie dowiemy się, co grałby Tomasz Szukalski, gdyby wychował się w Nowym Jorku. Z naszego polskiego punktu widzenia, to może nawet lepiej, bo wielu sław lat sześćdziesiątych ci nie mieliśmy okazji zobaczyć na żywo nigdy, albo tylko raz czy dwa w czasie Jazz Jamboree. Tomasza Szukalskiego i wielu innych mistrzów naszego rodzimego jazzu, często dorównujących opanowaniem instrumentu, muzykalnością i ilością oryginalnych pomysłów, mieliśmy przez wiele lat w zasadzie na wyłączność.
Muzyka nie jest jednak dyscypliną sportową i w zasadzie nie ma tu znaczenia, że ktoś na drugim końcu świata gra równie dobrze, albo nawet ciekawiej. Trzeba cieszyć się tym, co dla nas dostępne i osiągalne. Dlatego też w cyklu prezentującym 20 wielkich postaci polskiego jazzu przypomnimy tych, których już nie ma wśród żywych i których możemy wspominać tylko sięgając po ich doskonałe nagrania. Jak również tych, którzy mimo fenomenalnego dorobku mają jeszcze swoje najciekawsze płyty przed sobą.
Z dokonanego wyboru akurat tych muzyków, a nie innych tłumaczyć się nie zamierzam, bo wiem, że w ciągu najbliższych tygodni przypomnę tym starszym i być może zaprezentuję po raz pierwszy tym młodszym, postaci wybitne. Jeśli ktoś nawet poczuje się obrażony przez moment, że w tym gronie się nie znalazł, to niech spróbuje zakwestionować wielkość któregokolwiek z tych muzyków, o których wkrótce opowiem. Poza tym zawsze jest miejsce na kontynuację cyklu, a przecież te najlepsze płyty przed nami.
Po raz kolejny muszę również podzielić się obserwacją, że niestety wiele genialnych płyt sprzed lat dostępnych jest jedynie garstce nieustających w poszukiwaniach kolekcjonerów, albo tym, którzy mieli okazję żyć dorosłym życiem w czasach, kiedy ukazywały się płyty naszych wielkich mistrzów. Oczywiście pojawiają się wznowienia jak choćby rosnący katalog wydawanej na nowo serii Polish Jazz, czy wydawnictwa opracowywane niezwykle starannie przez GAD Records, czy Fundację Zbigniewa Seiferta. Pochwalić też należy za reedycje i wydania archiwalne Polskie Radio. Jednak w dyskografii w zasadzie każdego z naszych mistrzów są niezwykle istotne pozycje niedostępne od lat.
Tomasz Szukalski, jak wielu znakomitych muzyków, uczył się w młodości grać na zupełnie innym instrumencie niż ten, który później stał się jego podstawowym. W przypadku „Szakala” tym pierwszym był podobno klarnet, który studiował w PWSM w Warszawie. W zakresie gry na tenorze i sopranie był samoukiem. Jeśli tak było rzeczywiście, to można uznać nawet, że szkoły muzyczne nie są potrzebne, bo talent wystarczy, choć nauka gry na klarnecie z pewnością nie przeszkadzała.
W końcówce lat sześćdziesiątych Tomasz Szukalski, wtedy jeszcze student wspomnianej PWSM występował z zapomnianym dziś zespołem Partita, który pojawił się nawet w programie Jazz Jamboree w 1967 roku. Jednak dla prawdziwego jazzu odkrył Szukalskiego Zbigniew Namysłowski. To z nim nagrał pierwszą, moim zdaniem, istotną pozycję w swojej dyskografii – album „Winobranie”. Okazjonalne występy z Niebiesko-Czarnymi, Marianną Wróblewską i orkiestrą radiową Namysłowskiego są istotne historycznie, choć muzycznie nie stanowią jakiejś reprezentatywnej dokumentacji rozwoju talent „Szakala”. „Easy!” Wojciecha Karolaka, „TWET” Tomasza Stańko, „Sprzedawcy Glonów” Ptaszyna i „Kujawiak Goes Funky” Namysłowskiego to tylko część nagrań Szakala z lat 1973-1975. To pozycje zupełnie oczywiste i często wymieniane jako jedne z najważniejszych płyt tego okresu, nie tylko dla „Szakala”.
Całkiem niedawno wznowiona została w serii Polish Jazz znakomita płyta Czesława Bartkowskiego „Drums Dream” z 1976 roku nagrana w składzie Bartkowski, Karolak, Makowicz, Stańko, Szukalski. Co prawda Szukalski jest na tym albumie obecny jedynie w jednym utworze, ale krążek ten jest do niedawna zupełnie niedostępną istotną częścią dyskografii wszystkich grających na nim muzyków, w tym Stańki i Makowicza.
W tym czasie Szakal był stałym członkiem zespołu Tomasza Stańki, co można dziś usłyszeć na genialnej płycie „Balladyna”. Przy okazji muszę pogratulować temu, kto usłyszał Szakala na „Jasmin Lady” Namysłowskiego, bo to błąd powielany w wielu źródłach, a gdzieś musi mieć swój początek. To zresztą kolejny piękny i równie niedostępny album. Jak pewnie się domyślacie, o Namysłowskim też wkrótce będzie i obiecuję, że nagrania z tej płyty pojawią się w audycjach.
Dorobek nagraniowy Tomasza Szukalskiego w roli lidera jest niezwykle istotny i równie niedostępny. W zasadzie bez problemu znajdziecie któreś ze wznowień albumu „Tina Kamila” i „Time Killers” 3 liderów – Karolaka, Szukalskiego i Bartkowskiego. Dalej już zaczynają się schody i wyzwanie. „Tina Blues” z 1986 roku jest w zasadzie niedostępny i tylko raz, niekoniecznie legalnie wznowiony. „Borżomski Wąwóz / Body And Soul” wznowiony raz i dziś raczej trudny do kupienia, a „Sz – Sz” Szukalskiego i Szprota dostępny łatwo w formie zużytych i niechlujnie wytłoczonych w dużej ilości dawno temu analogów i niewielkiego, dawno wyczerpanego wznowienia cyfrowego. Z występami gościnnymi jest nieco lepiej – płyty Tomasza Stańko, Anny Marii Jopek czy Agi Zaryan są dostępne, ale spróbujcie znaleźć choćby doskonały album Artura Dutkiewicza, postaci ważnej w artystycznym i prywatnym życiu „Szakala” - „Lady Walking” albo „Sunrise Sunset” Grażyny Auguścik.
„Szakal” był zresztą mistrzem ubarwiania swoimi genialnymi solówkami nagrań wokalistek (Aga Zaryan, Marianna Wróblewska, Grażyna Auguścik, Karin Krog, Anna Maria Jopek) i wokalistów (Stanisław Sojka, Grzegorz Karnas). Odnajdywał się równie doskonale w nieco mniej konserwatywnych klimatach, eksperymentując z SBB, czy w The Quartet z Kuplowiczem, Jarzębskim i Stefańskim.
W 2010 roku RadioJAZZ.FM było organizatorem niezwykłego koncertu, z którego dochód przeznaczyliśmy na pomoc Tomaszowi Szukalskiemu, który wtedy już nie mógł ze względu na stan zdrowia koncertować. Trudno znaleźć w historii polskiego jazzu wydarzenie równie spontaniczne, które zebrało tyle sław gotowych pomóc choremu przyjacielowi.
Każdy, kto słyszał „Szakala” choć raz na żywo, nie zapomni tego do końca życia. Ja poznałem dotąd tylko kilku muzyków o podobnej osobowości, tak niezwykle zaangażowanych w każdy dźwięk zagrany na scenie i w studio, tak prawdziwych, bezpośrednich i jednocześnie genialnych muzycznie. Tomasz Szukalski był jednym z nich. Dlatego z żalem odkrywam fakt niedostępności niemal połowy jego dyskografii.
................................
Tekst jest częścią projektu PolishJAZZ: Mistrzowie Polskiego Jazzu - 100 audycji w RadioJAZZ.FM, realizowanego przez Fundację Popularyzacji Muzyki Jazzowej EuroJAZZ.
Audycje Rafała Garszczyńskiego poświęcone Mistrzom Polskiego Jazzu będą emitowane od poniedziałku do piątku o godz. 14.45 w RadioJAZZ.FM. Link: www.radiojazz.fm/player
Audycje Mistrzowie Polskiego Jazzu: Tomasz Szukalski będą emitowane w dniach 13-17 maja.