Felieton Słowo

My Favorite Things (or quite the opposite…): Pomiędzy Bronksem a Szmulkami

Obrazek tytułowy

Pewnie nie wszyscy wiedzą, że Baz Luhrmann, który do połowy września bieżącego roku przyciągnął do polskich kin prawie pół miliona widzów na widowiskową biografię Elvisa Presleya, ma na swoim koncie inną zdecydowanie mniej znaną produkcję mówiącą o ważnym momencie w historii muzyki. W 2016 roku reżyser zrealizował serial The Get Down, w którym tłem dla, może niezbyt wyszukanej, historii miłosnej nastolatków jest zmierzch ery disco i początki kultury hip-hopowej. Akcja serialu toczy się w nowojorskim Bronksie. Poza wątkami muzycznymi moją uwagę zwróciła jeszcze jedna rzecz – ukazany przez reżysera Bronks z końcówki lat 70. ubiegłego wieku miejscami wygląda niemal jak… Warszawa A.D. 1945. Nie wiem, na ile wizja Luhrmanna jest przerysowana, w każdym razie gdyby ktoś chciał się przekonać, skąd w tej dzielnicy wzięły się dymiące zgliszcza kamienic i zwały gruzu – odsyłam do serialu.

Skoro już porównujemy Nowy Jork z Warszawą, to jaką dzielnicę naszej stolicy moglibyśmy uznać za odpowiednik Bronksu? Podejrzewam, że odpowiedzi na to pytanie nie byłyby zbyt zróżnicowane – Praga Północ, a jeśli ktoś chciałby to jeszcze bardziej zawęzić, to Szmulowizna, potocznie nazywana Szmulkami. Choć podobnie jak Bronks nie zawsze budzi pozytywne skojarzenia, to jej miejsce na kulturalnej mapie Warszawy jest niebagatelne. W końcówce sierpnia dotarła do mnie informacja, że właśnie na praskich Szmulkach, w klubie Złoty Osioł, odbędzie się przegląd jazzowych filmów dokumentalnych Andrzeja Wasylewskiego, a następnie koncert formacji 100nka/Gralak. Ponieważ nazwa klubu nic mi nie mówiła, a próby odnalezienia go w internecie także nie przyniosły efektów, sprawdziłem lokalizację po adresie. Na zdjęciu streetview widniała dosyć zdezelowana kamienica z szyldami punktu ksero i hurtowni motoryzacyjnej. Po klubie ani śladu, ale cóż, zdjęcia w sieci nie zawsze są aktualne.

Na miejscu okazało się, że wejście do Złotego Osła mieści się w bramie, na nieoświetlonym podwórku, na którym po zmroku z trudem można było dostrzec stary trzepak. Nie ukrywam, że zawahałem się, czy przypiąć do niego i zostawić tu rower… ale innej opcji nie było. Wewnątrz wszystkie obawy jednak szybko prysły. Suterena kamienicy okazała się klimatycznym miejscem w stylu vintage z kameralną, bardzo zróżnicowaną wiekowo i już na pierwszy rzut oka nieprzypadkową publicznością. Koncert Gralaka ze 100nką okazał się rewelacyjny a przyczynił się do tego poza muzyką właśnie klimat tego miejsca.

Choć zestawienie Szmulek z częstochowską Jasną Górą może wydać się przyrównywaniem mroku do światła, to nie jest w tym wypadku całkiem bezzasadne. Ze stołecznej Pragi Północ możemy przenieść się wprost w okolice Klasztoru Paulinów za sprawą Ziuta Gralaka. Pochodzący z Częstochowy muzyk chętnie koncertuje w prawobrzeżnej części Warszawy i niedawno promował w jednym z tutejszych klubów swoją książkęPomiędzy. Czytając tę nietypową autobiografię, możemy dowiedzieć się wiele o młodzieńczych latach artysty spędzonych „na Górce”. Wiele z tych historii z powodzeniem mogłoby rozgrywać się na starej Pradze. Postacie tak barwne, jak ganiający milicjantów z siekierą Pikuś, który co roku starał się zimę spędzić w ciepłych murach częstochowskiego więzienia, czy przebiegły Kalapucio potrafiący oszukać każdego w dowolnej sprawie z powodzeniem, mogłyby pojawić się w książkach Stanisława Grzesiuka czy Marka Nowakowskiego.

Te młodzieńcze „łotrzykowskie historie” to oczywiście tylko preludium do zasadniczej części książki, która poświęcona jest muzyce – inspiracjom, wydarzeniom i ludziom na artystycznej drodze Gralaka. Pomiędzy ma wyjątkową formę zbioru miniatur – krótkich opowiadań, czasem anegdotycznych, innym razem bardziej refleksyjnych, których walor literacki jest równie atrakcyjny, jak możliwość poznania niesamowitych historii z życia muzyka. Zawężanie tematyki książki do biografii Antoniego Gralaka jest jednak dużym uproszczeniem, ponieważ artysta doskonale rysuje tło społeczne trzech pierwszych dekad swojego życia, a także wplata do opowieści wiele postaci zarówno tak wielkich jak Seifert, Stańko czy Przybielski, jak i takich, z którymi prawdopodobnie w tej książce czytelnik zetknie się po raz pierwszy. Obok poszukiwań muzycznych poznajemy poszukiwania duchowe autora oraz te związane z „innymi stanami świadomości”. Książka stanowi rodzaj niezwykle oryginalnego dziennika muzycznej (i nie tylko) rewolty, jaka dokonała się w Polsce między innymi za sprawą takich formacji jak FreeCooperation, Tie Break, Young Power, ale też WooBooDoo i Śmierć Kliniczna.

Odrębną rzeczą, o której nie można nie wspomnieć, jest forma graficzna Pomiędzy. Odpowiedzialni są za nią Dorota Jabłońska-Gralak oraz Jarosław Koziara, którego działaniom plastycznym powiązanym z muzyką (m.in. wieloletnia współpraca z Voo Voo) należałoby poświęcić odrębny materiał.

Historia w książce urywa się na Sylwestrze 1988/89, ale na jej końcu możemy znaleźć obiecujące cdn. Po koncercie w Złotym Ośle zapytałem więc autora o kontynuację. Będzie, ale musimy uzbroić się w cierpliwość, ponieważ artysta skupił się teraz na nagrywaniu audiobooka Pomiędzy. Gralak sam stanie się w nim narratorem, a słuchowisko ubarwią m.in. niepublikowane nagrania z jego archiwum. Jest na co czekać! Jeśli premierze audiobooka, podobnie jak to było w przypadku książki, mają towarzyszyć spotkania autorskie, to miło byłoby się znowu spotkać na warszawskim Bronksie.

Piotr Rytowski

Tagi w artykule:

Powiązane artykuły

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO