Felieton

My FavoriteThings (or quite the opposite…): Brexit jazz?

Obrazek tytułowy

Od pewnego czasu dużo mówi się o nowej fali brytyjskiego jazzu. Nie tylko się mówi. Jeśli popatrzymy na programy ubiegłorocznych festiwali jazzowych czy podsumowania najlepszych jazzowych albumów, to nie braknie tam wykonawców z Wysp.

Na Warsaw Summer Jazz Days gościliśmy duet Binker And Moses, podczas Jazz Jantar mogliśmy posłuchać Yazz Ahmed, Snowpoet, Roller Trio oraz Binker Golding Band, a na Jazz Jamboree, poza tym ostatnim, grupy Ezra Collective. Te zespoły, które w pierwszej kolejności przyszły mi na myśl, to z pewnością tylko część ubiegłorocznego wyspiarskiego desantu na nasz kraj.

W jazzowych podsumowaniach 2018 roku na czołowych pozycjach najlepszych płyt pojawiali się między innymi Sons of Kemet z albumem Your Queen Is A Reptile, Roller Trio i ich New Devices czy GoGo Penguin i A Humdrum Star. Rzeczywiście takiego boomu na młody jazz z Wielkiej Brytanii dawno, a może w ogóle, jeszcze nie mieliśmy. Ale jest i drugi powód, dla którego brytyjska muzyka, także jazzowa, częściej pojawia się wśród mediowych tematów. To rzecz jasna brexit…

Naśladowcy i prekursorzy

Zostawmy jednak na chwilę bieżącą politykę i spróbujmy spojrzeć z perspektywy na specyfikę jazzu made in UK. W połowie lat dwudziestych ubiegłego wieku na Wyspach pojawiły się pierwsze zespoły wzorujące się na amerykańskich orkiestrach tanecznych – między innymi grupa Jacka Hyltona, ale tak naprawdę dopiero europejskie tournée Louisa Armstronga i Duke’a Ellingtona z początku lat trzydziestych spowodowały wyraźny wzrost zainteresowania jazzem.

Na początku artyści byli jednak przede wszystkim naśladowcami swoich mistrzów zza oceanu. Powstało wiele zespołów dixielandowych, których popularność w dużej mierze przyczyniła się do opinii o konserwatyzmie i tradycjonalizmie brytyjskiego jazzu. Tacy muzycy, jak klarnecista Acker Bilk czy puzonista Chris Barber zyskali na wyspach status gwiazd i utrzymywali go przez lata, co zdominowało na długi czas obraz angielskiego jazzu. Co więc sprawiło, że na Wyspach pojawiło się wiele nowatorskich tendencji i ciekawych zjawisk w muzyce jazzowej – nie tylko w ostatnich latach?

Bez wątpienia jednym z kluczowych czynników jest kolonialna przeszłość Imperium Brytyjskiego. Artyści wielu narodowości zamieszkujący Wielką Brytanię, zwłaszcza Londyn, wywarli wyraźny wpływ na rozwój muzyki tego kraju. Dzięki nim w Londynie jeszcze w latach sześćdziesiątych pojawił się trend, który potem poznaliśmy jako multikulti. Urodzony w Kalkucie skrzypek i pianista John Mayer nagrał w 1966 roku utwór będący udanym połączeniem jazzu z muzyką z Indii (Indo Jazz Suite). Towarzyszył mu między innymi urodzony na Jamajce saksofonista Joe Harriott, który z kolei z powodzeniem łączył jazzową improwizację z jamajską rytmiką.

Harriott był też twórcą praformy swobodnej improwizacji (płyty Free Forms z 1960 roku i Abstract z 1962 roku). Wielu krytyków uważa, że właśnie ideę free improvisation, którą Harriott stworzył w Europie, niezależnie od amerykańskich koncepcji Ornette’a Colemana, należy uznać za najdonioślejszy wkład Wielkiej Brytanii w historię jazzu.

Ideę tę rozwinęły później takie zespoły, jak AMM oraz Spontaneous Music Ensemble Johna Stevensa. Brytyjczycy mocno zaznaczyli też swoje pionierskie dokonania w jazz-rocku – do prekursorów tej muzyki należały między innymi Soft Machine czy Graham Bond Organisation. Do Brytyjczyków, którzy najsilniej zapisali się w świadomości słuchaczy na całym świecie, zaliczyć trzeba na pewno Dave’a Hollanda, Johna McLaughlina, Johna Surmana, Tony’ego Oxleya czy Dereka Baileya. Teraz dołącza do nich nowa generacja muzyków – czas pokaże, ilu z nich zostanie w naszej pamięci na dłużej.

b_1340_c.jpg

We Out Here

Wszystkim, którzy jeszcze nie poznali, na czym polega nowa siła brytyjskiego jazzu, śmiało mogę polecić wymienione na wstępie ubiegłoroczne płyty. Na szczególną uwagę zasługuje doceniony także w rankingu Jazz 2018 redakcji JazzPRESSu i RadioJAZZ.FM album Your Queen Is A Reptile grupy Sons of Kemet – jednego z licznych projektów Shabaki Hutchingsa – kluczowej postaci nowego jazzu z Wysp.

Ciekawą propozycją jest też kompilacja wytwórni Brownswood zatytułowana We Out Here. Nie jest to typowa składanka – wybór utworów z katalogu. Kilkudziesięciu muzyków, tworzących nową, przede wszystkim londyńską scenę, nagrało ten album podczas trzydniowej sesji. Nad wszystkim czuwali wspomniany Shabaka Hutchings (dyrektor muzyczny przedsięwzięcia) oraz DJ radiowy i właściciel labelu Brownswood Recordings – Gilles Peterson.

A co brytyjscy muzycy sądzą o brexicie? Jak może on wpłynąć na ich funkcjonowanie? Organizatorzy ubiegłorocznych polskich koncertów pytani o silną reprezentację sceny brytyjskiej, między innymi na wspominanych wcześniej festiwalach, na ogół odpowiadali, że zadecydował o tym potencjał tego środowiska, mnóstwo ciekawych zespołów i interesujących zjawisk. Zdarzało się także, że być może trochę w żartach, ale dodawali: „Nie wiadomo, czy za chwilę, po brexicie będziemy jeszcze tak łatwo osiągalni”.

Dwie strony duetu

Wbrew pozorom ograniczenia w swobodnym przemieszczaniu się po Europie, a także możliwe zmiany dotyczące pracy obcokrajowców na Wyspach wywołują poważny niepokój w środowisku. W brytyjskim przemyśle muzycznym istnieją obawy, że brexit może zwiększyć liczbę komplikacji na granicy, prowadząc do opóźnień lub anulowania występów w ostatniej chwili. Problemy tego typu istnieją już dziś, a brexit może je znacznie zaostrzyć. Peter Gabriel, współzałożyciel festiwalu WOMAD, apelował już w lipcu ubiegłego roku do brytyjskiego rządu, aby ułatwił on międzynarodowym artystom koncertowanie w Wielkiej Brytanii. Stało się to po anulowaniu występu trzech festiwalowych artystów, którzy napotkali trudności z brytyjskimi kontrolami granicznymi. Byli wśród nich muzycy z Tunezji, Mozambiku i Nigeru.

Biorąc pod uwagę, jak bardzo multikulturowa i multinarodowościowa jest współczesna scena jazzowa Wielkiej Brytanii, ten problem może być bolesny także dla niej. Pete Buckenham, twórca labelu On The Corner Records, planuje przenieść wytwórnię na kontynent europejski – i podobno w tych planach nie jest odosobniony.

Co jednak przyniesie brexit, okaże się dopiero wkrótce. W głosowaniu 15 stycznia brytyjski parlament zdecydowanie odrzucił rządowy projekt umowy wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej, w momencie pisania tego materiału znak zapytania mógł się więc wyłącznie powiększyć.

Nadzieją dla brytyjskich i europejskich muzyków mogą być informacje zawarte w ubiegłorocznym raporcie opublikowanym przez Izbę Lordów. Wynika z nich, że istnieje szansa na ustanowienie wspólnie z Komisją Europejską wizy ogólnoeuropejskiej, umożliwiającej pracownikom kultury i artystom wielostronne oraz wielokrotne podróże między Wielką Brytanią a UE.

Do brexitu bezpośrednio nawiązuje jedno z nagrań Sons Of Kemet – My Queen Is Ada Eastman. Utwór zawiera melorecytację jednego ze współpracowników grupy – Josha Idehena, otwarcie krytykującą rząd Zjednoczonego Królestwa i sam brexit. Niezwykle ciekawy „antybrexitowy” projekt stworzył Matthew Herbert. Niemal dwa lata temu powołał on do życia Brexit Big Band. Grupa koncertuje w europejskich miastach, za każdym razem zapraszając do udziału lokalnych muzyków. Zwieńczeniem trasy pod znamiennym tytułem Apology Tour ma być wydanie płyty w marcu tego roku, a więc w momencie, w którym Wielka Brytania ma oficjalnie wyjść ze struktur unijnych.

Artyści nie są jednak tak jednomyślni. Brexit ma zarówno swoich przeciwników, jak i zwolenników. Jednym z ciekawszych, wręcz zabawnych przykładów jest stanowisko założycieli kultowej grupy The Smiths. Gitarzysta Johnny Marr opowiada się zdecydowanie przeciwko brexitowi, natomiast Morrissey odnosi się z entuzjazmem do wyniku referendum i wyjścia z Unii. A pomyśleć, jak wspaniałą muzykę panowie tworzyli razem w przeszłości…

Na Wyspach pojawiła się nawet nowa scena DIY, nazwana brexit folk. Amatorscy śpiewacy wyśpiewują pieśni pod niebudzącymi wątpliwości tytułami, takimi jak Brexit Song (We'll Be Strong) Petera Parsonsa.

Historia muzyki pokazała już nie raz, że kiedy jest o co walczyć, kiedy trzeba stawiać czoło realnym zagrożeniom, uaktywniają się niezwykłe podkłady kreatywności i wyjątkowa siła tworzenia. Niezależnie od ostatecznego rozwiązania kwestii politycznych – życzmy muzykom z Wysp kolejnych lat tak obfitych w ciekawe dokonania, jak ten ostatni rok. Ku równej uciesze słuchaczy z Wielkiej Brytanii i z krajów kontynentu.

Tekst ukazał się w magazynie JazzPRESS 02/2019

Tagi w artykule:

Powiązane artykuły

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO