rys. Patryk Zakrocki
Muzyka współczesna uczyła mnie nasycenia materiału informacjami, świadomości środków i możliwości muzyki. Zatem jeśli muzyka ma puls, to powinienem nim manipulować, zestawiać różne metra lub/i tempa. Melodia raczej była źle widziana, chyba żeby głosy grały każdy w innej tonacji. Przez wiele lat wypierałem więc moją naturalną skłonność do melodii. Każdy instrument można preparować, dodając mu nowe barwy i poszerzając jego rejestry. Po co grać muzykę, która już zaistniała? Nowość i oryginalność, nic innego nie ma sensu – postulowano. To ciekawe – myślałem, i nadal uważam, że dobrze być popychanym do poszukiwań własnych i wsłuchiwania się w muzykę innych poszukiwaczy i odkrywców.
Mikrotonalność – tak! Granie barwą i energią – tak! Wreszcie – poszerzanie muzyki o dźwięki konkretne, zjawiska szumowe spoza terytorium tonów. I dalej, o performance, bez dotykania instrumentów, tylko gra z konwencją koncertu, sytuacji performer – słuchacz. Wspaniale jest znać i być świadomym możliwości muzyki, być może te możliwości poszerzać, nadawać muzyce nowe kształty.
Natrafiłem ostatnio na takie stwierdzenie: „(…) Nie interesuje mnie muzyka – interesuje mnie informacja” (Genesis P-Orridge). Ja czuję, że interesuje mnie muzyka. Muzyka. Wiele jej zawdzięczam i mimo że zwiększa się moja wiedza o niej, wciąż potrafi mnie urzec elementami, które trudno uchwycić badawczą pęsetką.
Sprawcami zauroczenia są:
-
Czas… parametr królewski – arcyparametr, rozmieszczanie zjawisk w czasie, chwytanie ułamka chwili i ciągłości momentu! Nigdy nie czuję tak precyzyjnie mikromomentu jak w muzyce! Albo jesteś za wcześnie, albo za późno. W skali makro też są czary. Zawsze mam inne wrażenie dotyczące czasu, który upłynął w muzyce, niż pokazuje zegar.
-
Groove – nie mam pojęcia, co to jest i jak to zapisywać w nutach. Groove trzeba poczuć, trzeba to pokazać, żeby móc przekazać. To też dysponowanie czasem, intuicyjne, jakby komunikacja z duszą muzyki… chyba nie Przyrody, bo gdzie jeszcze w naturze występuje groove? Znalazłem odpowiedź po chwili. W tańcu.
-
Melodyjność – o melodii napisano wiele setek tomów, więc z pewnością nic oryginalnego nie dodam, a i sam nie wiem wszystkiego, co tam teoretycy określili. A jednak melodia melodii nierówna. Dobra melodia może wymknąć się konstrukcjom typu zdanie – odpowiedź, i w ogóle podobieństwu do języka. Może być mikrotonalna, rozstrzelona, ale wyczuwamy, kiedy traci spoistość i staje się atrakcyjnym, nawet charakterystycznym zbiorem dźwięków, jak w etiudach Weberna, a przestaje być melodią, którą chcemy zagrać.
Czasem linia melodii jest zamrożona na jednym dźwięku i tylko kontekst zmieniającej się harmonii nadaje jej melodyjności, jak np. u Davida Langa. Melodia, zdaje się, da się zaśpiewać albo sama się śpiewa wewnętrznym głosem, zagłuszając inne myśli. Earworm. Zastanawia mnie, w jakiej barwie rozbrzmiewa taka uporczywa, bo świetna, melodia, która opanowuje naszą pamięć i przechwytuje uwagę?
Dlaczego o tym piszę? Bo lubię zastanawiać się nad muzyką, obserwować jej kształty, jej istotę w zmieniających się stylach, obserwować własne upodobania, ich zmienność i to coś stałego – upodobanie do nastrojów, stanów nie tylko emocjonalnych, bo również uroczystych (jakie ciekawe słowo), i objawień, olśnień, które muzyka swoją abstrakcyjną, niepojętą obecnością wprowadza do ludzkiego życia.
W mojej prywatnej muzycznej praktyce wciąż interesuje mnie poszukiwanie i operowanie możliwościami muzyki – instrumenty smyczkowe, którym oddałem wiele swoich lat, doskonale się do tego nadają. Z ich błyskawicznym dostępem do rozmaitych technik, modelowania barwy i wolumenu w trakcie trwania dźwięku, kontrolowanym wprowadzaniem szumów i trzasków, możliwa jest polifonia, mikrotonalność, ale i wielka ruchliwość.
Poddałem się jednak czarowi strun wybrzmiewających, skupieniu się na czasie, melodii i energii, zgłębianiu groovu i oddaniu się strumieniowi, czyli flow. Dlatego gram na gitarze, mogę realizować melodię i trzymać puls w linii basu, mogę pozwolić swobodnie wybrzmiewać strunom i wsłuchiwać się, które alikwoty gasną pierwsze. Nie chcę używać urządzeń do przetwarzania dźwięku. Muzyka, która nas otacza, jest przetworzona i wyprodukowana, urządzenia grają same, a AI zamierza zastąpić kompozytorów. Trochę surowej i naturalnej muzyki nie zaszkodzi i wielka piątka dla wszystkich instrumentalistów, którzy świadomie odrzucają atrakcje w postaci inteligentnych looperów itp. Wszystko to jest oczywiście fajne i dla ludzi, ale żeby jeszcze było słychać człowieka lub raczej to, co przez jej czy jego unikalny aparat przepływa. Interesuje mnie spontaniczność. Intryguje mnie komunikatywność.
Gram prosto. Wykorzystuję wszystkie możliwości muzyki. Nie zmuszam się do nasycania materii dźwiękowej informacjami, może dlatego, że informacji jest ponad miarę w innych sferach. Muzyka potrafi nieść takie wartości, których, jak sądzę, AI nie potrafi wychwycić.
Patryk Zakrocki