Debiut wydawniczy jest ważnym wydarzeniem w życiu każdego muzyka. Jakkolwiek banalne wydaje się to stwierdzenie, napotykamy je niemal w każdej muzycznej autobiografii. Analizując brawurowe kariery niektórych artystów, dochodzę jednak do wniosku, że wydanie pierwszej płyty nie było wcale największym wyzwaniem, z jakim musieli się zmierzyć. Oczywiście ogrom problemów wynikających z braku doświadczenia, stresu czy niedojrzałości usprawiedliwia intuicyjne wskazywanie tego momentu jako szczególnie istotny. Jednak to, co nazywamy indywidualnym brzmieniem, niejednokrotnie wykształcało się dopiero na kolejnych nagraniach, których sukces okazywał się prawdziwym przełomem.
Snując te rozważania, natrafiłem na album Łukasza Kokoszki. Gitarzysta opatrzył go znamiennym tytułem "New Challenge", który momentalnie skonkretyzował moje myśli. Odnoszę wrażenie, że przez lata nauki młodzi adepci nasiąkają pomysłami, których nie mogą od razu zrealizować, aż w końcu podejmują próbę skonfrontowania się z nimi. Powracająca nieraz w ich wypowiedziach chęć uchwycenia czasu studiów na debiucie jest w istocie sposobem na zamknięcie tego etapu, umożliwiającym pójście naprzód. Otrzymany materiał z jednej strony jest więc zapisem ważnych emocji, z drugiej zaś weryfikacją kierunku, w którym podąża osobisty rozwój. Prawdziwe nowe wyzwania, na które wskazuje tytuł debiutu Kokoszki, tak naprawdę pojawiają się w następstwie tego wydarzenia i dlatego nie można lekceważyć jego wagi.
Żyjemy w czasach, gdy internet daje ogromne możliwości promocji, dystrybucji oraz produkcji. W zasadzie każdy może nagrać płytę i przy umiejętnym wykorzystaniu mediów społecznościowych trafić z nią do szerokiego grona odbiorców. Ta pozytywna sytuacja niesie jednak niebezpieczeństwo zalewu publiki materiałem przedwczesnym, niedopracowanym lub po prostu zbędnym. Świadomi twórcy muszą się więc wyróżnić: własnym talentem, doskonałym warsztatem, czy też odpowiednią jakością rejestracji. O ile pierwsze dwa czynniki zależą wyłącznie od nich, to trzeci wymaga wsparcia z zewnątrz. Właśnie w tym aspekcie z pomocą przychodzi Instytut Muzyki i Tańca, realizujący program Jazzowy debiut fonograficzny. O skuteczności tego programu najlepiej świadczą sukcesy muzyków debiutujących dzięki pozyskanym w konkursie funduszom.
Sebastian Zawadzki
Foto: Alicja Trojnar
Jednym z pierwszych nagrodzonych w programie artystów był Sebastian Zawadzki. W 2012 roku Instytut sfinansował nagranie albumu "Tone Raw", jedynego w dyskografii formacji o tej samej nazwie (Marek Konarski – saksofon tenorowy, Sebastian Zawadzki – fortepian, Thomas Kolarczyk – kontrabas, Kuba Gudz – perkusja). Patrząc na dalsze życiorysy członków grupy, możemy stwierdzić, że wydawniczy debiut okazał się prognostykiem udanych karier. Wspominając tamten czas, spędzony w studiu Tokarnia, pianista przyznał w RadioJAZZ.FM (wszystkie cytowane dalej wypowiedzi pochodzą z tej rozgłośni, z audycji JazzPRESSjonizm), że były to jego pierwsze doświadczenia z prawdziwym profesjonalnym nagraniem: „stres, nerwy, liczenie czasu (…) wszystko to dużo nas nauczyło, za co jesteśmy wdzięczni”.
Niewątpliwie drogę twórczą Zawadzkiego warto stawiać za przykład znakomicie wykorzystanej szansy. Zaraz po sukcesie "Tone Raw" (nagrody między innymi na European Jazz Contest w Rzymie czy Jazz Juniors w Krakowie oraz międzynarodowa trasa koncertowa) pianista nagrał dwa albumy w oficynie For Tune, by następnie kontynuować działalność pod własnym szyldem Sebastian Zawadzki Music. Do tej pory zgromadził na swoim koncie aż siedem autorskich pozycji, z których cztery powstały na przestrzeni ostatniego roku. Duża ilość produkcji nie oznacza przy tym powielania sprawdzonych ścieżek. Muzyk imponuje śmiałością podejmowanych wyzwań – obok utrwalania solowych improwizacji na fortepianie, nagrywał wspólnie z kwartetami smyczkowymi oraz duetem wokalnym The Art of Escapism, sięgając coraz odważniej po elektronikę. Realizuje się nie tylko jako instrumentalista, ale również jako kompozytor współczesnej muzyki klasycznej oraz ścieżek dźwiękowych do filmów. „Czuję, że tworzenie muzyki sprawia, że moje życie ma sens” – stwierdził we wspomnianej rozmowie.
Michał Milczarek
Foto: mat. prasowe
W trzeciej edycji konkursu dofinansowaniem uhonorowano trio MM3 (Michał Milczarek – gitara, Mateusz Modrzejewski – perkusja, Bartek Łuczkiewicz – bas), czego owocem była płyta "Squirrels And Butterflies". Wydano ją pod szyldem Akademii Rocka, a produkcją zajął się DJ Envee. Trzeba przyznać, że IMiT wykazał się niezwykłą odwagą wspierając zapowiadany w ten sposób projekt – mamy przecież do czynienia z programem jazzowym. To tylko potwierdza jak szeroki potrafi być gatunek oraz że warto otwierać się na artystów odnajdujących brzmienie daleko od mainstreamu.
Członkowie MM3 są doskonałym przykładem, że dopóki muzyk rozwija się, dopóty jego twórczość daje mu satysfakcję. Michał Milczarek zapytany po latach o ocenę debiutanckiego materiału, przyznał że w zestawieniu z wydaną dwa lata później płytą "Ambient Works", dużo było na nim prób odnalezienia czegoś nowego, co było, jego zdaniem, podejściem właściwym. I nadal stylistyczne poszukiwania wydają się być podstawową inspiracją zespołu – „kompulsywna potrzeba zmiany” – w ten sposób określa to lider formacji. Program ze wspomnianego Ambient Works przyniósł zespołowi spory sukces estradowy – gościł z nim między innymi w Niemczech, Szkocji i Chinach. Zwłaszcza koncertowanie na Dalekim Wschodzie wpłynęło na obecną działalność grupy, co udokumentowano na nowej płycie "Live In China". „Zaczęliśmy wówczas tworzyć na scenie dużo bardziej odważne niż dotychczas improwizacje” – można przeczytać w materiałach promujących drugą już trasę po Państwie Środka, która miała miejsce wiosną bieżącego roku.
Franciszek Raczkowski
Foto: Katarzyna Kukiełka
Pewnie jedną z osób najlepiej kojarzonych z konkursem Jazzowy debiut fonograficzny jest Franciszek Raczkowski, który wygrywał w nim dwukrotnie. Pianiście udało się to w 2015, kiedy razem z własnym triem zrealizował album "Apprentice", a także trzy lata później, gdy z Mikołajem Kostką nagrał album "Duo". „Starałem się skupić na tym, żeby wycisnąć z danego zespołu jak najwięcej (…) trzeba szukać swoich mocnych stron i eksponować je” – do realizacji takiego przepisu na sukces przyznał się pianista. Wydany przez For Tune debiut tria (Franciszek Raczkowski – fortepian, Paweł Wszołek – kontrabas, Piotr Budniak – perkusja) spotkał się z bardzo pozytywnym odbiorem.
Zespół, z odmienioną sekcją (Stefan Raczkowski – perkusja i Maciej Kitajewski – kontrabas) funkcjonuje do dziś, a jego lider udziela się też w innych uznanych składach. Wśród nich warto wskazać na nagrodzony podczas Krokus Jazz Festiwal Vibe Quartet oraz Follow Dices, z którym w ubiegłym roku wydał płytę "Eternal Colors". Druga formacja ma szczególne znaczenie w kontekście wspomnianego albumu Duo – Mikołaj Kostka (skrzypce), podobnie jak Raczkowski, jest bowiem współautorem obu tych projektów. Warto w tym momencie wspomnieć, że wygrana w konkursie organizowanym przez IMiT daje też możliwość zagrania koncertu na prestiżowym festiwalu Warsaw Summer Jazz Days. W przypadku duetu nagroda miała podwójną wartość, gdyż wszedł on na scenę zaraz po pianistycznym guru, którym bez wątpienia jest nie tylko dla tych młodych muzyków Brad Mehldau.
Mateusz Pliniewicz
foto: Krzysztof Machowina
Nie od dziś wiadomo, że współczesna scena jazzowa w Polsce obfituje w utalentowanych skrzypków i byłoby dziwne, gdyby przedstawiciel tego instrumentu nie zrealizował debiutu ze środków IMiT-u. Pierwszym z nich był Mateusz Pliniewicz, który w 2016 roku wydał wraz z autorskim kwartetem (Mateusz Pliniewicz – skrzypce, Nikola Kołodziejczyk – instrumenty klawiszowe, Marcin Jadach – bas, Szymon Madej – perkusja) album "Warsztat dźwięku". To kolejna odważna pozycja wydana dzięki konkursowi IMiT-u, tym razem opierająca się na elektronicznym przetwarzaniu dźwięku. Znakomity efekt tych modyfikacji wynika z wieloletniej fascynacji eksperymentami duetu Pliniewicz/Kołodziejczyk, przy czym kwartet potrafił zachować idealny balans pomiędzy akustycznym i elektrycznym brzmieniem. Nie było to wcale proste, gdyż rejestracja miała miejsce na żywo, podczas koncertu w studiu Polskiego Radia.
Choć grupa ograniczyła swoją działalność, to wciąż funkcjonuje i ma w planach pracę nad kolejnym materiałem. Patrząc na personalia trudno dziwić się trudnościom w znalezieniu czasu – Nikola Kołodziejczyk to obecnie jeden z najważniejszych dyrygentów, pianistów, kompozytorów i zarazem aranżerów polskiej sceny, a Jadach i Madej współpracują z czołowymi muzykami jazzu oraz alternatywy. Lider zaś, obok gry w zespołach między innymi Bernarda Maselego czy Deana Browna, uczestniczy w nietuzinkowych działaniach z pogranicza różnych dziedzin sztuki (warto tu wskazać trio m.o.l.o. które podczas wystaw malarskich poddaje muzycznej interpretacji treść prezentowanych obrazów).
Szymon Białorucki
foto: mat.prasowe
W 2016 roku obok Mateusza Pliniewicza w konkursie Jazzowy debiut fonograficzny wyróżniono również założony przez Szymona Białoruckiego zespół The Forest Tuner. Grupa w składzie lider (puzon), Mateusz Sobiechowski (fortepian), Adam Tadel (kontrabas) oraz Piotr Budniak (perkusja) wydała wówczas swój, jak dotąd jedyny, album "Tunes". Płytę wydała wytwórnia SJ Records, która zdaje się specjalizować w realizowaniu projektów z opisywanego programu (robiła to już czterokrotnie).
Na "Tunes" podjęto śmiałą próbę uczynienia puzonu wiodącym instrumentem kwartetu. Barwa jego dźwięku zdeterminowała więc charakter materiału, wpływając na ciepły i pozytywny nastrój. Debiutancki krążek spotkał się z szeregiem pochlebnych opinii, a jego materiał sprawdził się podczas udanej trasy koncertowej. Lider formacji zapracował w tym czasie na opinię wirtuoza swojego instrumentu, co skłoniło go do zajęcia się kolejnymi projektami. W najnowszym z nich, triu firmowanym własnym nazwiskiem, Białorucki sięga dodatkowo po rzadki instrument – baryton marszowy, zestawiając go z brzmieniem gitary i basu. Poza działalnością wykonawczą, muzyk realizuje się jako kompozytor i aranżer, miał nawet okazję aranżować dla Johna Scofielda i Johna Medeskiego, którzy razem z Konglomerat Big Band (w jego składzie był lider grupy Forest Tuner) koncertowali podczas konkursu im. Zbigniewa Seiferta.
Bezcenna misja
To tylko wybrane przykłady karier, które rozwijają się dzięki udanemu wejściu na rynek płytowy. Każdy z tych muzyków ciągle poszukuje nowych inspiracji i poszerza swój warsztat, udowadniając słuszność werdyktu komisji konkursu IMiT-u. Nietrudno zauważyć, że albumy wydane ze środków przyznanych w tym konkursie coraz wyraźniej zaznaczają swoją obecność na sklepowych półkach.
Bez konkretnego wsparcia młodzi artyści nie będą w stanie dotrzeć do szerszej publiki, a brak nowych projektów, spowoduje, że wychwalana w mediach świetna kondycja polskiego jazzu, będzie tylko dobrze brzmiącym sloganem. Jak powiedział Łukasz Kokoszko, w wywiadzie opublikowanym w poprzedniej edycji wydania specjalnego JazzPRESSu, która towarzyszyła ubiegłorocznemu konkursowi Jazzowy debiut fonograficzny: „Warto promować świeże, młode pokolenie muzyków, bo to ono niedługo będzie zobowiązane przejąć stery wyznaczania kierunków w muzyce”.
Artykuł ukazał się w gazecie papierowej JazzPRESS Jazzowy debiut fonograficzny wydanej w maju 2019 roku ze środków Instytutu Muzyki i Tańca.