Felieton Słowo

Roots & Fruits: Wyraźny i interesujący smak

Obrazek tytułowy

Każdemu fanowi jazzu, bluesa czy soulu, czy tak zwanej czarnej muzyki, nie trzeba przedstawiać wytwórni Blue Note Records. Nie każdy jednak wie, skąd wzięła się ta nazwa i co oznacza pojęcie „niebieskiej nuty”. A niebieskie nuty nie tylko zmieniły oblicze europejskiej i amerykańskiej muzyki rozrywkowej, ale stworzyły zupełnie nową jakość oraz gatunki. Dlatego warto się zastanowić, czym one są.

Blue notes to nuty pomiędzy nutami standardowej skali, które nadają muzyce (zwłaszcza czarnej) wyrazisty charakter melodyczny. To oczywiście rodzi pytanie, co stanowi „standard”. Nie można zaprzeczyć, że zachodnia koncepcja kompozycji i teorii muzyki była niegdyś dominującą ramą muzycznego zrozumienia i właśnie ją uważano do niedawna za standard. Diatoniczny system harmonii europejskiej był dominującą „teorią muzyki światowej”.

Porównując muzykę do języka, weźmy przykład języka angielskiego, który w dzisiejszych czasach uchodzi za lingua franca. Oczywiście niektóre słowa i frazeologizmy innych języków są nieprzetłumaczalne, bądź nie można ich precyzyjnie wyrazić w języku angielskim. Podobnie dzieje się z muzyką. Istnieje wiele stylów muzycznych, które nie są zgodne z zachodnimi systemami strojenia, nie mogą być odpowiednio napisane na papierze i trudno je odtworzyć na zachodnich instrumentach.

Sceptyk może zatem całkowicie kwestionować słuszność terminu „niebieskiej nuty”. W końcu kto dyktuje, co jest „niebieskim” (co w tym przypadku oznacza „dziwne” lub „nieodpowiednie”) i kto decyduje, co jest normalne? Otóż konsonans i dysonans są obiektywnymi cechami harmonii, a nie kwestiami relatywizmu kulturowego. Oktawa lub kwinta brzmi jednakowo harmonijnie w dowolnej części świata, zaś tryton wszędzie będzie brzmieć dysonansowo. Kultura muzyczna nie jest definiowana przez sprzeczne rozumienie tych harmonicznych elementów, ale przez sposób, w jaki są one ze sobą rozgrywane.

Konsonanse mówią naszym uszom, że słyszą muzykę, a dysonanse nas zaciekawiają i intrygują. Każdy styl muzyczny równoważy je inaczej. Jeśli porównamy muzykę do jedzenia, to harmonijne współbrzmienia będą podstawowymi składnikami posiłku – używanymi przez wszystkich, ale same w sobie będą nudne. Dysonanse to przyprawy, które nadają potrawom wyrazisty, interesujący smak.

Podobnie można porównać muzykę do książki. Muzyka w swej istocie to pewna historia, i jak w każdej historii mamy w niej wprowadzenie, rozwinięcie i zakończenie. W muzyce, jak w powieści, najpierw wprowadzany jest temat, potem coś się komplikuje, ale ostatecznie wszystko się układa. W kontekście muzycznym ten łuk narracyjny wyraża się w harmonii. Pojedyncza nuta jest obiektywna, jest zwykłą częstotliwością. W momencie gdy dodajemy kolejną nutę, opowiadana jest historia. Kiedy nuty są w stałym związku, stają się od razu zrozumiałe i miłe dla ucha.

Jednak niektóre nuty mają ze sobą bardziej burzliwe relacje, niespokojne, a nawet niestabilne, co niekiedy powoduje, że stają się bardziej atrakcyjne i pociągające. W dobrej książce takisuspens po prostu musi być obecny. Kontrast między różnymi rodzajami relacji między dźwiękami jest istotą tego, jak oceniamy zawartość harmoniczną danego utworu lub rodzaju muzyki. Duszne, ale stabilne interwały – lub współbrzmienia – rozwiązują dramat, jaki tworzą toksyczne, ale pełne pikanterii dysonanse.

Tak właśnie była rozumiana harmonia w europejskiej tradycji muzycznej, ale czarna muzyka ze wszystkimi niebieskimi nutami wszystko zmieniła. Ci, którzy na statkach niewolniczych przepłynęli Atlantyk, stworzyli w krajach Nowego Świata zupełnie nowy, ale zarazem dla nich swojski rodzaj muzyki. Wysiedleni Afrykanie przybyli z kulturowym upodobaniem do dysonansu. Podczas gdy muzyka idealizowana przez zachodnich oprawców była wygładzona do granic możliwości, muzyka ich kontynentu była tego odwrotnością.

Muzyka europejska od wieków dążyła do osiągnięcia harmonijnej jednorodności. Natomiast muzyka afrykańska była zasadniczo bardziej heterogeniczna, nakładała na siebie odrębne melodie i rytmy tworząc zespół, w którym żaden indywidualny głos nigdy nie ginie. Bębny djembe, grzechotki shekere, dzwonki gankogui i balafony grają kontrastujące rytmy i brzmienia, a każdy muzyk może w każdej chwili dodać jeszcze więcej dźwięków, stukając stopą, wydając okrzyk, dodając ozdobniki lub robiąc wszystko na raz. Do tego należy dodać śpiew.

W tej bogatej mozaice dźwiękowej „błędy” nie utrudniają wykonania, ale stają się nieoczekiwanymi punktami wyjścia do dalszej improwizacji. Wszystkie niespodziewane dźwięki są kluczową częścią doświadczenia. Jest to istny bałagan w porównaniu z muzyką, w której dwudziestu skrzypków stara się zagrać tę samą frazę ze szwajcarską zegarmistrzowską precyzją. Ale nawet chaos ma swój wewnętrzny porządek, tak też czarna muzyka nie jest po prostu bałaganem, ale ma swój system rządzący się własnymi prawami.

Afrykańscy niewolnicy przywieźli ze sobą heterogeniczny ideał brzmieniowy swoich przodków i można sobie tylko wyobrazić, jak mylące mogły być dla nich zachodnie instrumenty. Instrumentalny świata Zachodu to świat klawesynu, Bacha i w pocie czoławypracowanej umiejętności grania siedmiotonowych gam we wszystkich dwunastu tonacjach. Natomiast tradycyjna muzyka afrykańska opierała się najczęściej na skalach pentatonicznych i heksatonicznych, skalach pięcio- i sześciotonowych, których większa prostota pozwala na większą swobodę improwizacji.

Bez cofania się do XVII wieku – w Polsce oraz innych krajach dawnego bloku wschodniego pojęcie tonalności było rozumiane i utożsamiane z systemem durowo-molowym. Takie ujęcie było promowane przez socrealizm, dla którego muzyka odchodząca od harmonii funkcyjnej, a więc trudniejsza w odbiorze dla przeciętnego słuchacza, była przejawem zepsucia, wroga ludowi. Przykładem był jazz, surowo zakazany w pierwszej połowie lat pięćdziesiątych, a potem demonizowany i przedstawiany jako element zachodniego, rozpustnego stylu życia. Ideałem sztuki realnego socjalizmu była pieśń masowa pisana w oparciu o prostą harmonikę dur-moll. W publikacjach naukowych termin „atonalny” miał wydźwięk pejoratywny; „atonalny”, czyli sprzeczny z tonalnością.

Na pentatonice molowej, która obejmuje obniżoną kwintę, zwaną także trytonem, opiera się blues. Blues to pierwotny gatunek muzyki afroamerykańskiej, pierwsza skrystalizowana estetyka afrykańskich dźwięków granych na europejskich instrumentach. Istnieje wiele teorii na temat pochodzenia nazwy „blues”. Najbardziej znana zakłada, że pochodzi od słowa smutek, melancholia, przygnębienie, które miały być owocami działalności „niebieskiego diabła” (blue devil). Inna teoria głosi, że pochodzenie słowa blues związane jest z barwnikiem indygo. Używano go do barwienia bawełny, którą zbierali czarni niewolnicy na plantacjach południa Stanów Zjednoczonych.Barwnik ten wykorzystywany był też w czasie ceremoniałów pogrzebowych wielu kultur zachodnioafrykańskich. Według tej teorii od koloru barwnika pochodzi słowo blues (ang. „blue” znaczy „niebieski”).

O ile termin „blues” w kontekście gatunku najbardziej kojarzy się ze smutną tematyką piosenek, nazwa równie dobrze mogłaby być uzasadniona używaniem trytonów. Legendy głoszą, iż w średniowieczu i renesansie stosowanie trytonu było surowo zabronione, gdyż brzmienie tego interwału miało przywoływać szatana, dlatego tryton był kiedyś nazywany diabolus in musica (diabłem w muzyce). Co ciekawe, tryton rzeczywiście często jest używany w muzyce do zarysowania klimatu grozy i tajemniczości. Na przykład, w Sonacie Dantejskiej Franza Liszta tryton pojawia się za każdym razem wtedy, gdy mowa o diable, piekle i potępieniu. Szczególne znaczenie trytonu dla brzmienia bluesa było całkowicie bezprecedensowe, ale powyższa teoria na pochodzenie nazwy „blues” wydaje się raczej naciągana.

O ile zachodnia muzyka igrała trochę z diabłem, o tyle blues sprzedał mu swoją duszę. Jak można się spodziewać, gitara była instrumentem najbardziej związanym z tym procesem. Progi były małą przeszkodą do pokonania, aby znaleźć te efemeryczne nuty pomiędzy nimi i przekazać ducha afrykańskiego grania na banjo. Ale nawet gdy blues przerzucił się na sztywniej zorganizowane instrumenty, takie jak fortepian, jego duch ukazał się w tych samych niebieskich nutach. To fundamentalnie afrykańskie zamiłowanie do dźwiękowych mashupów i doskonałej niedoskonałości stanowiłopodstawę jedynej możliwej do wyobrażenia ścieżki dźwiękowej do późniejszych afroamerykańskich opowieści o nieszczęściach. To ono nadało muzyczny ton XX i XXI wiekowi.

Linda Jakubowska

Tagi w artykule:

Powiązane artykuły

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO