The Bop Fathers, Volume 1
Lotus, 1978 / Jazz View, 1991
Giants Of Jazz
The George Wein Collection, Concord, 1984
Wszyscy, którzy przebrną przez monumentalną biografię Theloniousa Monka Geniusz inny niż inni Robina D.G. Kelleya, znajdą w niej informację o tym, jak wielki pianista i kompozytor trafił w 1970 roku do zespołu gwiazd bebopu o nazwie Giants Of Jazz. Pomysł wyszedł od promotora George’a Weina, a grupa pomyślana została oczywiście jako maszynka do zarabiania pieniędzy na trasie koncertowej po całym świecie, która miała trwać prawie dwa lata z przerwami i obejmować między innymi Australię, Japonię i Europę. Monk nie był entuzjastycznie nastawiony do tego projektu, ale skusiła go chęć godziwego zarobku. Miał już wówczas poważne problemy ze zdrowiem i bardzo stracił na wadze. Na fotografiach z tego okresu wygląda na starca, a przecież ledwo przekroczył pięćdziesiątkę.
Jednak Kelley słusznie zauważył w swojej książce, że na tej trasie koncertowej, która zapowiadała się jedynie jako rutyna i odcinanie kuponów od minionej chwały, stało się coś dziwnego. Weterani bebopu, w osobach Dizzy’ego Gillespiego, Sonny’ego Stitta. Arta Blakeya, Kai Windinga, Ala McKibbona i Theloniousa Monka, początkowo tworzyli dosyć luźną kooperatywę silnych osobowości, ale kiedy dotarli do Europy, brzmieli już jak prawdziwy zespół. Teoretycznie nie było tu lidera, jednak praktycznie ktoś musiał nadawać ton. Zazwyczaj przewodził Gillespie, ale i Monk momentami przejmował stery. Wedle ówczesnych relacji i recenzji, zwłaszcza prasy angielskiej – grał wtedy rewelacyjnie. Nawet lepiej niż w latach poprzednich. I faktycznie tak było, a możemy się o tym przekonać, słuchając zachowanych szczęśliwie nagrań z tych występów.
Mam w swojej kolekcji płytkę, która wygląda na klasyczny bootleg, czyli rejestrację półlegalną albo nawet całkiem nielegalną – sądząc z jakości dźwięków. Jest jednak bezcenna, bo dokumentuje jeden z występów Gigantów Jazzu w którymś z krajów europejskich. Na dosyć śmiesznej okładce pod szyldem The Bop Fathers widnieje tylko skład muzyków i zestaw utworów. Mamy tutaj aż dwie kompozycje Monka (I Mean You, 'Round Midnight), jedną Gillespiego (Tour De Force) i jedną „z okolic” Gillespiego (Tin Tin Deo). A więc w zasadzie po równo.
Wszystkie utwory są długie i oscylują wokół dziesięciu minut. Zwraca uwagę zwłaszcza bardzo misternie i z uczuciem, a nie rutynowo zagrana wersja 'Round Midnight. Jedna z najlepszych, jakie w życiu słyszałem. Monk gra tutaj temat i bardzo płynną, można powiedzieć potoczystą improwizację. Na okładce widnieje napis Volume 1, ale niestety do tej pory nie udało mi się znaleźć kolejnych edycji.
Podsumowaniem całej trasy koncertowej Giants Of Jazz była studyjna sesja nagraniowa w Szwajcarii, którą zorganizował George Wein. Odbyła się ona w listopadzie 1972 roku. Pisałem kiedyś w tej rubryce o pierwszej płycie Monka (dla Blue Note), teraz więc pora na tę ostatnią. Dźwięki zarejestrowane w Szwajcarii były bowiem ostatnimi, jakie nagrał w życiu. W swojej biografii Kelley słusznie pisze, że ta płyta – opatrzona jedynie szyldem Giants Of Jazz, chociaż z błędem w imieniu Monka – to po prostu „historia Theloniousa”. Od piętnastominutowej wersji Straight, No Chaser poprzez aranżację w Thelonious, nawiązującą do nagrania z 1947 roku, aż do kończącej całość porywającej wersji hymnu z Minton’s Epistrophy. Cytując Kelleya (s. 686): „Zespół gra w pełnej synchronizacji, a przejawy wirtuozerii i indywidualnego kunsztu wydają się ustępować zabawie, dowcipowi i uważnemu słuchaniu siebie nawzajem”.
Autor - Jarosław Czaja