Relacja

Globalny festiwal

Obrazek tytułowy

fot. Paulina Krukowska

Era Jazzu: Aquanet Jazz Festiwal – Poznań, Blue Note, Aula UAM, CK Zamek, 11-15 kwietnia 2018 r.

Australijka, Szwed, Niemiec, Włoch, dwóch Kubańczyków, a do tego liczni reprezentanci Stanów Zjednoczonych i Polski – nie pamiętam wcześniejszej edycji Ery Jazzu, podczas której otoczono cały glob, by wypełnić program artystyczny! Nieoczekiwanie największym sukcesem okazał się jednak udział lokalnych muzyków, wśród których brylował zdobywca festiwalowej nagrody – Kacper Smoliński.

Zanim wybrzmiał dźwięk harmonijki laureata, widowni dane było doświadczyć jazzu pochodzącego wprost z jego kolebki – Nowego Orleanu. Miasto zwyczajowo określa się jako Big Easy, co świetnie oddaje również eklektyczny styl artysty otwierającego imprezę – Nicholasa Paytona. Trębacz przyjechał promować album Afro-Carribbean Mix Tape, którego koncertowa premiera miała miejsce właśnie w Poznaniu. Nie sposób pominąć, że stolica Wielkopolski stała się prawdziwą przystanią dla muzyków z Luizjany, niedawno gościła bowiem również Wyntona Marsalisa oraz Terence’a Blancharda.

P1340809.JPG fot. Paulina Krukowska

Mimo że gwieździe towarzyszyli jedynie dwaj młodsi koledzy – kontrabasista Barry Stephenson oraz perkusista Joe Dyson – trudno nazwać zespół jazzowym triem. Lider jedną ręką trzymał trąbkę, a drugą żywiołowo grał na klawiszach, co jednocześnie nie przeszkadzało mu w prezentowaniu możliwości wokalnych. Repertuar stanowił przekrój bogatej twórczości Paytona, usłyszeliśmy między innymi Shades of Hue (z albumu Bitches), L (z albumu Letters), a także nowy materiał, jak inspirowane karaibskim dziedzictwem La Guajira, czy nagrane w hołdzie Maxowi Roachowi Jazz is a Four-Letters Word.

Zgoła odmienny charakter miał drugi dzień festiwalu. Przyzwyczajona do amerykańskich wykonawców publiczność Ery Jazzu rzadko odnajduje w programie twórczość europejską, inaczej było w tym roku. Trzeba oddać, że organizatorzy „trafili w dziesiątkę”, przybliżając współczesną skandynawską scenę osobą Martina Tingvalla. Szwedzki pianista razem z fenomenalnym Kubańczykiem Omarem Rodriguezem Calvo (kontrabas) oraz Niemcem Jürgenem Spiegelem (perkusja) tworzą trio, które podążając śladami Esbjörna Svenssona, wypracowało własny, czerpiący z rodzimych tradycji, styl. Panowie większość występu wypełnili materiałem z ostatniej płyty Cirklar, każdym utworem wzbudzając entuzjazm publiczności.

Pomimo porywającego show, bohaterem dnia był wspomniany Smoliński. Zaraz po otrzymaniu wyróżnienia, artysta zaprezentował autorski kwintet, w składzie: Kacper Smoliński – harmonijka, Attila Muehl – gitara, Adam Zagórski – perkusja, Alan Wykpisz – kontrabas, Tomek Sołtys – fender rhodes, rozgrzewając publiczność przed występem pianisty. Harmonijka ustna jest rzadkim jazzowym medium, stąd trudno znaleźć Polakowi stosowną konkurencję. Poprzeczkę wyznacza więc sam, współpracując z Piotrem Scholzem i grupą Weezdob Collective. W końcu jednak scena należała tylko do niego i otrzymany czas wykorzystał perfekcyjnie. Świetny koncert nie skończył się na czterech autorskich kompozycjach, gdyż muzyk gościnnie pojawił się obok tria Tingvalla. Szwed od dwudziestu lat nie zmieniał składu zespołu i, jak zadeklarował, nigdy nie zapraszał nikogo do współpracy. Tym większe brawa należą się laureatowi, który odnalazł przestrzeń w tak hermetycznym gronie.

Podobne kooperacje polskich i zagranicznych muzyków odbywają się co roku w ramach sekcji Poznań Jazz Project, tym razem jednak nasz rodak przekonał do siebie dodatkową gwiazdę. Jak się okazało, występ Smolińskiego wysłuchał grający trzeciego dnia festiwalu E.J.Strickand. Amerykanin zaintrygowany brzmieniem harmonijki zaprosił Polaka na scenę. Odbywający się nazajutrz koncert stylistycznie powrócił na zachodni brzeg oceanu, więc Kacper musiał wykazać wszechstronność w odnalezieniu wspólnego języka. Dwa utwory wystarczyły, by udowodnić jak uniwersalnym jest artystą, a zwłaszcza brawurowe wykonanie Midnights Clearing: Eclipse of Fire.

P1340159.jpg fot. Paulina Krukowska

Perkusista przyjechał do Poznania ze swoim kwintetem w składzie, w którym znaleźli się saksofoniści – Jure Pukl i Godwin Louis, pianista Taber Gable oraz kontrabasista Josh Ginsburg. Zespół ogrywa materiał z jeszcze niewydanej płyty, stąd kilka utworów miało premierowy charakter. Jeden z nich – Let It Go, zwiastował naprawdę interesujący materiał, pytanie czy dorówna poprzedniemu The Undying Spirit? Bardzo udany koncert zespół zakończył kompozycją When Time Passes By, opartej na gorącym dialogu saksofonistów. Przyznam, że wbrew początkowym obawom wynikającym z braku w składzie brata perkusisty – świetnego saksofonisty Marcusa, sekcja dęta zaprezentowała dużą klasę.

Radość z dzielenia sceny

Przedostatni dzień festiwalu przeniósł publiczność w eleganckie wnętrza auli poznańskiego uniwersytetu. Za fortepianem miała zasiąść nowa gwiazda wytwórni Impulse! Sarah McKenzie, wraz z międzynarodowym kwartetem. O ile jednak Australijka planowo pojawiła się na lokalnym lotnisku, o tyle członkowie jej zespołu nie mieli już tego szczęścia. Widmo odwołania koncertu nie zdeprymowało organizatorów, którzy w ekspresowym tempie zaangażowali doborowe zastępstwo – Damiana Kostkę (kontrabas), Dawida Kostkę (gitara) i Mateusza Brzostowskiego (perkusja). Muzycy należą do czołówki lokalnego środowiska, a dwa lata wcześniej grali na Erze Jazzu z Chico Freemanem, powierzenie im więc tak odpowiedzialnego zadania było całkowicie zrozumiałe. Panowie spisali się znakomicie, co więcej, wyraźnie było widać, że pianistka po prostu dobrze się z nimi bawiła.

Pod szyldem legendarnej wytwórni w ubiegłym roku wydała album Paris in the Rain, z którego materiał zdominował repertuar koncertu. Usłyszeliśmy szereg autorskich kompozycji jak One Jealous Moon, czy tytułowy Paris in the Rain. McKenzie jest jednak przede wszystkim miłośniczką standardów, których interpretacja sprawia jej ogromną przyjemność. Trzeba przyznać, że wielkie przeboje jak I'm Old Fashioned, Bye, Bye Blackbird, czy Dindi idealnie pasowały do dystyngowanych przestrzeni historycznego budynku. Największy aplauz wywołały bossa nova i trudno się dziwić – artystka w subtelny sposób podchodzi do oryginałów, imponując pianistyczną wirtuozerią oraz delikatnością śpiewu.

„Eros (…) słodko-gorzkie, niekontrolowane stworzenie” – brzmi motto wydanego w 2016 roku albumu Eros. Maksyma znakomicie oddaje ducha tego niecodziennego wydawnictwa, a także finałowego koncertu tegorocznej Ery Jazzu. Autorami obu są artyści, teoretycznie z przeciwległych biegunów – jowialny Kubańczyk Omar Sosa (instrumenty klawiszowe) oraz poetycki Włoch Paolo Fresu (trąbka). Nietuzinkowa kolaboracja swój początek bierze w 2012 roku, kiedy artyści wspólnie nagrali album Alma. W trakcie niedzielnego koncertu usłyszeliśmy utwory z obu płyt, wybrzmiały one jednak w inny, często zaskakujący sposób. Muzycy z każdym dźwiękiem udowadniali duchowe porozumienie, które wbrew dzielących różnic kulturowych, zapewniało nieoczekiwane efekty.

Już na samym początku duet nakreślił swój świat, sięgając po tajemniczą kompozycję Eros Mediterraneo. Pierwszą część koncertu zdominowały elektroniczne efekty pogłębiające mistyczną aurę. Nie oznaczało to bynajmniej spowolnieniu tempa granych melodii. Zaskakująco ciekawie wypadła interpretacja Teardrop zespołu Massive Attack, zwłaszcza, gdy weźmiemy pod uwagę niezliczone jej wykonania innych instrumentalistów. Im bliżej końca występu tym więcej dało się usłyszeć akustycznej gry, w mojej opinii jeszcze ciekawszej. Taki jednak był charakter show – nieprzewidywalny i całkowicie autorski.

Na jesieni 2018 roku Era Jazzu obchodzić będzie dwudziestolecie działalności. To bez wątpienia jeden z najciekawszych festiwali w Polsce, przybliżający przeróżne, nie tylko jazzowe zjawiska. Tegoroczna, wiosenna edycja, udowodniła absolutną otwartość na muzyczne zainteresowania organizatorów. Imponuje zwłaszcza ich konsekwencja, w prezentowaniu premierowych wykonań, nierzadko zaskakujących samych artystów. Wydawać się może, że na poznańskiej imprezie grali już wszyscy, trudno więc przewidzieć, kto uświetni dostojny jubileusz. A może czeka nas spektakularny powrót?

autor: Jakub Krukowski

Tekst ukazał się w JazzPRESS 05/2018

Tagi w artykule:

Powiązane artykuły

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO