! Wywiad

Tomasz Mądzielewski: Z nową energią

Obrazek tytułowy

fot. Paweł Biderman

Tomasz Mądzielewski swoją przygodę z perkusją rozpoczął w wieku sześciu lat dzięki ojcu muzykowi. Jako sideman towarzyszył wielu gwiazdom muzyki rozrywkowej, przez dziesięć lat był także członkiem zespołu Wojtka Pilichowskiego. W czasie pandemii zafascynował się graniem jazzu i dużymi zespołami. Tak narodziła się koncepcja projektu Tribute to Polski Jazz, który prowadzi z powodzeniem już trzeci sezon.


Jerzy Szczerbakow: Zostałeś perkusistą, bo?

Tomasz Mądzielewski: Pewnie dlatego że u mnie w domu była muzyka, dlatego że mój tata grał na gitarze i od najmłodszych lat byłem nasączany bluesem i jazzem. W wieku pięciu, sześciu lat koledzy prawdopodobnie słuchali Fasolek, a ja już odsłuchiwałem kasetę Milesa Davisa Tutu. I zamiast grać w piłkę, wolałem pojechać z tatą na próbę jego zespołu. Z Pawłem Jędrzejewskim, który też pochodzi z Grudziądza, założyliśmy pierwszy zespół. Ja miałem 15 lat, on 13. Graliśmy w triu. Mieliśmy dostęp do profesjonalnego studia, w którym mogliśmy grać próby. Od razu grałem w zespole z organami Hammonda!

Pierwsze poważne granie?

To chyba z moim tatą w jego zespole bluesowym Wakat. To jest zespół, który ma długoletnią tradycję, obchodził niedawno swoje 50-lecie. Trafiłem na złoty okres tego zespołu, miałem wtedy 16 albo 17 lat. No i już pierwsze sukcesy i festiwale: Rawa Blues, Toruń Blues Meeting, jeździliśmy na różne festiwale do Anglii, m.in. na Southport Jazz Festival. A poza rodzinnym środowiskiem trafiłem do projektu Rock Loves Chopin stworzonego przez Radka Chwieralskiego oraz Stołeczną Estradę. Z okazji 200-lecia urodzin Chopina prezentowaliśmy program, w którym jego muzyka przedstawiona była na rockowo, jazzowo i klasycznie. Występowali z nami m.in. Wojtek Pilichowski i Jan Borysewicz, Anna Serafińska śpiewała w rockowym rozdaniu. W odsłonie klasycznej był Janusz Olejniczak, a w odsłonie jazzowej Leszek Możdżer. Do tego jeszcze jeździł z nami balet. To było wielkie przedstawienie. Kawałek świata zwiedziliśmy.

Później przyszła współpraca z Wojtkiem Pilichowskim.

Z Wojtkiem Pilichowskim moja przygoda trwała około dziesięciu lat. W jej trakcie pojawiła współpraca z Łukaszem Mrozem. I w pewnym momencie grania już było tak dużo, że trzeba było podjąć decyzję, w którym kierunku skręcę. Więc mogę powiedzieć, że zaczynałem od muzyki jazzowej, doszedłem do grania rockowego i potem nagle skręciłem w rockowo-popowe rzeczy. I dopiero po kolejnych dziesięciu latach współpracy z Łukaszem Mrozem jazz do mnie wrócił. W tym czasie współpracowałem też z Anią Karwan, Kasią Moś, Sound’n’Grace i całą plejadą gwiazd. Trafiłem też na Grzecha Piotrowskiego i jego klub Six Seasons. Wtedy podjąłem decyzję zmiany muzycznej ścieżki i w pewnym sensie rzuciłem bycie sidemanem po to, żeby zacząć wszystko jeszcze raz. I nawet teraz nie mogę jeszcze powiedzieć, że jestem w połowie drogi. W zasadzie dopiero po dziesięciu latach, od kiedy poważnie zainteresowałem się muzyką jazzową i jej językiem zacząłem się posługiwać.

Granie jazzowe jest czymś zupełnie innym od grania rozrywkowego.

Ja nie kończyłem żadnej szkoły, nie byłem uczniem na Bednarskiej. Ominął mnie ten czas młodzieńczego „kiszenia się” w jazzowym sosie – grania standardów w salkach prób i domówek jazzowych z setkami godzin rozprawiania o jazzie.

Stare przysłowie mówi, że jazz nie zna litości. I wymaga poświęcenia się temu gatunkowi.

Rozwój muzyka to jest ścieżka ludzi, których napotkasz na swojej drodze. I jakich napotkasz, w taki sposób rozwinie się twoja „wewnętrzna muzyka”. A ja napotkałem Grzecha Piotrowskiego i pierwszy raz zetknąłem się z czymś takim, że gdy ty muzycznie coś zaproponujesz, to inni idą w ciemno za tobą, I nie ma tu ramek, których się trzymasz!

Grzech nie jest przykładem muzyka grającego jazz mainstreamowy. Znam go ponad 20 lat i tylko raz słyszałem go grającego standardy.

Ale to on mnie muzycznie otworzył i nakierował potem na kolejne rzeczy. Potem poznałem Michała Salamona, z którym grywam zresztą do dziś. Pod ich wpływem upodobałem sobie mistrzów jazzu, ale upodobałem sobie to, co najbardziej słyszę i czuję, czyli odsłonę przestrzenną i elektryczną.

Na początku mówiłeś, że chcesz iść w stronę grania jazzowego, ale sekcja rytmiczna w projekcie Tribute to Polski Jazz odnosi się bardziej do funk-jazzu niż do mainstreamowego, walkingowego grania. Bas jest elektryczny, a ty też masz więcej funkowego zadziora niż klasycznego grania walkingowego. Czy chcesz dalej eksplorować jazz w kierunku mainstreamu?

Wydaje mi się, że to samo się rozwija. A kierunek tego rozwoju będzie zależał od składu. Nasz rodzaj groovu to połączenie swingowego pulsowania i klasycznych beatów funkowych i hip-hopowych.

Współtworzysz razem z dyrektorem Centrum Kultury w Grodzisku Mazowieckim Pawłem Twardochem, który notabene sam jest świetnym perkusistą, Mrowna Jazz Festival. Ponieważ masz gen lidera i rola muzyka zapraszanego do cudzego projektu na dłuższą metę nie jest dla ciebie satysfakcjonująca, wymyśliłeś projekt karkołomny – jak na polskie i myślę, że także jak na światowe realia – Tribute to Polski Jazz. Zespół w pierwszej odsłonie był 14-osobowy, czyli w zasadzie był to big-band z potężną sekcją dętą, w składzie znalazło się też dwóch muzyków grających na instrumentach klawiszowych, perkusista, perkusjonalista, gitarzysta i wokalistka, której głos traktowano jak instrument. Skąd ten pomysł i czemu od razu tak szeroko?

Zainteresowanie dużymi zespołami zaczęło się u mnie w pandemii. Wraz z Pawłem Bidermanem założyliśmy kolektyw muzyczny o nazwie Nu Fonia. Paweł pisał aranże na zespół: klawisze, bas, bęben, gitara z minimum trzema instrumentami dętymi. I to była baza. A potem im dłuższy był lockdown, tym bardziej my „w las”.

Dochodziły kolejne instrumenty... Nagle uświadomiliśmy sobie, że można wszystko zgrabnie wykorzystać. Trzeba grać dużo mniej i dawać innym instrumentom więcej przestrzeni do poruszania się. Są nuty, są konkretne tematy, więc można się zaplatać w bardziej finezyjne aranże. A jak uderzą ci trzy-cztery dętki, to jest taka moc! No i któregoś dnia sobie pomyślałem: spróbujmy zrobić coś jeszcze większego, utwór na przykład Namysłowskiego, zróbmy taki duży zespół, w którym możemy zagrać parę naszych aranży, korzystając z tego, czego już się nauczyliśmy. Miałem przesłuchaną całą kolekcję Polish Jazz, chciałem, żeby ten projekt opierał się na polskim jazzie, więc wymyśliłem nazwę Tribute to Polski Jazz, żeby nie kojarzyć się z labelem wydawniczym.

Zaczęliście bez żadnego zaplecza organizacyjno-finansowego?

No właśnie, żeby zrobić coś dużego, fajnego i niekomercyjnego, to trzeba mieć jakieś środki. Napisaliśmy wniosek do programu MKDiN i czekaliśmy na wyniki. I nagle zadzwonił właśnie Paweł Twardoch i poprosił mnie o współorganizację nowego festiwalu jazzowego. I pierwsze, co mi przyszło wtedy do głowy, to była myśl, że to byłaby świetna okazja na premierę takiego projektu. Czasu było sporo. Centrum Kultury w Grodzisku Mazowieckim weszło w ten projekt dzięki zaufaniu, jakim obdarzył mnie Paweł Twardoch. No i zrobiliśmy to!

Wiadomo, że cały skład osobowy jest bardzo istotny, ale byli muzycy, którzy mieli większy wkład w ten projekt.

Jacek Namysłowski, Adam Lemańczyk, Radosław Mosurek, Paweł Biderman – to byli czterej główni aranżerzy, którzy przyczynili się do powstania materiału do pierwszej edycji. Miałem przygotowaną listę utworów, głównie z instrumentami dętymi. Kiedy słucham muzyki, to wyobrażam sobie, jak to przełożyć na duży skład. Nie potrafię tego zapisać, ale potrafię sobie wyobrazić, jak operować brzmieniem, jak osiągać poziom energetyczny. Mieliśmy siedem instrumentów dętych i każdy z nich grał przemyślaną przeze mnie wcześniej linię, bo to nie tylko kwestie muzyczne czy brzmieniowe, ale też i predyspozycji danego muzyka.

Myślisz jak producent. Na początku była sekcja dęta i skład instrumentalny, a materiał stanowiły wyłącznie numery instrumentalne, m.in. Zbigniewa Namysłowskiego, Janusza Muniaka, Jarosława Śmietany, zespołów Time Killers czy String Connection.

Tak, był Taniec pawia Muniaka, ale był i Zbigniew Seifert – zagraliśmy jego Song for Christopher, jedną z najtrudniejszych rzeczy, z którą się zmierzyliśmy, gdyż utwór w oryginale składa się z linii samych skrzypiec z różnymi efektami. Paweł Biderman zaaranżował go trochę bardziej orkiestralnie, ale właśnie z przestrzenią. Niby najprostszy numer, bo ballada nie ma skomplikowanej formy, ale struktura brzmieniowa, którą końcowo musieliśmy uzyskać, była największym wyzwaniem. Bo w pozostałych numerach były same konkrety: tu jest walking grany na 3/4, tam funk...

Druga edycja projektu, która również miała premierę na Mrownej, to zupełnie inny pomysł na Tribute to Polski Jazz.

Na drugiej edycji festiwalu dostaliśmy kolejną szansę, a dodajmy, że ta pierwsza edycja festiwalu się udała, projekt TTPJ po swoim koncercie był bardzo dobrze przyjęty przez wszystkich, a szczególnie przez włodarzy miasta oraz przez dyrektora Pawła Twardocha. Mogę powiedzieć, że staliśmy się w pewnym sensie wizytówką tego festiwalu. Więc w następnej edycji miałem już trudniejsze zadanie.

Trudniejsze?

Musiałem pomyśleć o tym, jak zaskoczyć. Trudniejsze, bo już był punkt odniesienia, bo był duży sukces, a przecież musi być lepiej. Więc pomyślałem, że pójdziemy w odsłonę piosenkową. Znowu najpierw wybrałem piosenki, które bardzo mi się podobają, a potem dopiero zacząłem wybierać wokalistów, czyli kto do czego będzie pasował. Bo na przykład wzięliśmy Michała Urbaniaka i od razu wiedziałem, że muszę zadzwonić do Ani Serafińskiej.

Wokalistów było czworo: Anna Serafińska, Ania Szarmach, Natalia Lubrano i Mateusz Krautwurst.

Było wiadomo, że piosenkę zespołu Crash musiała śpiewać Natalia Lubrano. Jej ojciec Andrzej Pluszcz zakładał ten zespół. Szukając dalej repertuaru piosenkowego, nie można było pominąć Ewy Bem. A Ewa Bem to od razu było skojarzenie z Anią Szarmach…

Co ciekawe, chociaż Ania Szarmach była studentką Anny Serafińskiej, nigdy wcześniej razem nie występowały na scenie...

Więc jak już się dowiedziałem o tym na próbach, to od razu skojarzyłem z płyty Anny Serafińskiej jej wykonanie Zielono mi i od razu pomyślałem, że muszą to razem zaśpiewać. Wiedziałem, że Mateusz Krautwurst od lat sięga po piosenki Zbigniewa Wodeckiego. I ufałem jego spojrzeniu na tę muzykę.

Tym razem była mała sekcja dęta. Mała jak na skalę twoich możliwości, bo jak na skalę zespołów jazzowych to normalna, czyli trzy instrumenty.

Jacek Namysłowski, Jarek Kaczmarczyk i Radosław Mosurek. Reszta zespołu to dwa instrumenty klawiszowe, gitara, perkusjonalia, gitara basowa, perkusja. Aranże, które wybrałem, nie przewidywały mocno rozbudowanych aranży, jeśli chodzi o sekcję dętą. Sekcja dęta nie ciągnęła całego zespołu tak jak było to w pierwszej edycji.

W tym roku Mrowna numer trzy i poprzeczka znowu w górę.

Chyba mogę już zdradzić, że będzie big-band, czyli na pewno trzy trąbki, trzy puzony i pięć saksofonów.

Instrumentalnie czy instrumentalno-wokalnie?

Instrumentalno-wokalnie, ale mogę też powiedzieć, że jeden utwór będzie z repertuaru Zbyszka Namysłowskiego z płyty Follow Your Kite – to Seven/Eleven. Chcę podążać za stylem, w którym się odnajdujemy i chcemy się dalej rozwijać, biorąc takie kompozycje na warsztat. Pojawią dwa głosy męskie i dwa damskie. Jednym z wokalistów będzie Wojciech Myrczek. Jeśli chodzi o klasykę, to sięgniemy może po coś z repertuaru Andrzeja Dąbrowskiego. Takie plany są w tej chwili i chociaż część repertuaru już jest, to część jest ciągle na etapie planów.

Wiadomo, że płyty w dzisiejszych czasach pełnią inną funkcją niż kiedyś, ale jest istotne, żeby zespół zaakcentował swoją obecność na rynku wydawniczym czy też klipami i obecnością w sieci.

Pierwsza odsłona Tribute to Polski Jazz to co najmniej osiem koncertów, każdy z nich praktycznie zakończony sukcesem, bilety były wyprzedane na długo przed datą wydarzenia. Wszystkie te koncerty zostały przeze mnie nagrane. Teraz muszę do każdego spadkobiercy zapukać bezpośrednio i powiedzieć: „Dzień dobry, jestem Tomasz Mądzielewski z Tribute to Polski Jazz, chcielibyśmy uzyskać zgodę na publikację…”. I pokazać zmiksowane nagranie.

Mamy stronę www.tributetopolskijazz.pl. W tej chwili w sieci są nasze wykonania live. Klipu jeszcze nie ma. Ale wszystko jest na naszej stronie, na naszym kanale na YouTubie, Instagramie i Facebooku. Rzeczywiście w zeszłym roku zabraliśmy się za materiał wideo o zespole Tribute to Polski Jazz, w którym wypowiadają się wszyscy muzycy, są przebitki z prób pierwszej i drugiej edycji. Chcemy domontować trzecią.

A jaki materiał planujesz prezentować na koncertach?

W tym roku w programie koncertowym, bo zamierzamy koncertować i mamy już parę koncertów w planach, będziemy mieć repertuar z wszystkich edycji projektu, czyli jeśli ktoś przyjdzie ponownie na nasz koncert, to na pewno będzie mile zaskoczony. Dla naszego fanu i świeżości zamieniamy partie solistów miejscami w wykonywanych utworach, co sprawia, że zawsze gramy z nową energią. W repertuarze 2025 roku pojawią się również piosenki, które zaśpiewa Daria Kobierecka.

Tagi w artykule:

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO