Wywiad

Nikola Lipska: znalazłam muzykę, a muzyka mnie

Obrazek tytułowy

fot. Monika Pietkiewicz

Nikola Lipska to debiutująca polska wokalista, która odnalazła siebie w stylistyce jazzowej. Jej płyta Kolędy jest nie tyle sprawnym wykonaniem znanych pieśni, co raczej sposobem przedstawienia się, odwołania do własnej tożsamości, historii, wyśpiewanej dobrze ustawionym, choć młodym jeszcze głosem. Oprócz znanych powszechnie kolęd dwudziestoletnia wokalistka dotarła do tych pochodzących z kręgu jej własnej kultury muzycznej z terenu Podlasia. Nikola Lipska jest studentką Akademii Muzycznej im. Karola Szymanowskiego w Katowicach w klasie wokalistyki jazzowej prowadzonej przez Beatę Przybytek. Sztuki wokalnej uczyła się również od Anny Serafińskiej, Grażyny Łobaszewskiej, Janusza Szroma i Kevina Mahogany’ego. Na płycie Kolędy stawia na prosty i szczery przekaz, w czym pomaga jej zespół. Solistce towarzyszą młodzi, ale doświadczeni już instrumentaliści. Liderem grupy jest pianista i aranżer całego materiału Adam Jarzmik, posiadający spore doświadczenie również we własnej twórczości autorskiej. Na saksofonach gra Jakub Łępa, na gitarach Michał Zwierniak, na kontrabasie Maciej Kitajewski i na perkusji Piotr Budniak. Jest też drugi wokal Patrycji Michalskiej. Płyta miała swoją premierę 6 grudnia.

Vanessa Rogowska: Kto odnalazł kogo? Wokalistka muzykę czy muzyka wokalistkę?

Nikola Lipska: Od dziecka chciałam grać na jakimś instrumencie i absolutnie nie myślałam o śpiewaniu. Uważałam, że nie nadaję się do tego, bo jestem zbyt wstydliwa. Ponadto wcale nie wiedziałam, że umiem śpiewać. Gdy miałam osiem lat, dostałam się do Państwowej Szkoły Muzycznej w Grajewie. Zaczęłam uczyć się gry na skrzypcach. Mimo że ten instrument nie był miłością mojego życia, sześć lat nauki na skrzypcach doprowadziłam do końca. Kiedy miałam dziesięć lat, moja koleżanka bardzo chciała zacząć śpiewać. Trafiłyśmy na nabór do klasy wokalnej w domu kultury. Poszłam, aby ją wesprzeć. Za namową instruktorki spróbowałam swoich sił. Nie byłam przygotowana, ale okazało się, że jednak coś potrafię. Tak więc myślę, że po części ja znalazłam muzykę, a po części ona mnie. Teraz nie wyobrażam sobie mojego życia bez dźwięków i pięknych, mądrych słów. Odnaleźć swoją drogę i czuć, że jeszcze masz w niej wiele do odkrycia, jest fascynujące. Czasami ja drążę, by odkryć w niej coś nowego, innym razem ona mnie zaskakuje.

A w jaki sposób odnalazła pani dla siebie jazz?

Kiedy odkryłam, że muzyka jest we mnie, w mojej rodzinie jazz panował na dobre. Chociażby z tego względu, że mój wujek Karol Sypytkowski jest jazzmanem, kontrabasistą. Ukończył katowicką Akademię. Wtedy myślałam: „Jazz – co to za muzyka? Taka stara”. A ja jako młoda dziewczyna słuchałam i podśpiewywałam to, co było modne i rozrywkowe. Na Podlasiu raczej królują inne gatunki muzyczne. W gimnazjum brałam udział w międzyszkolnym konkursie piosenki. Nie zajęłam wtedy żadnego miejsca, ale jedna z jurorek powiedziała mi wtedy coś, co odmieniło moje życie. Uważała, że mam duże umiejętności i możliwości, które warto rozwinąć. Potem poznałam Grażynę Łobaszewską, Kubę Badacha, Mietka Szcześniaka. To wtedy mogłam stać z nimi na wspólnej scenie. I wtedy właśnie się zakochałam... Zakochana gimnazjalistka, która już wiedziała, co będzie robić. Zaczęłam szukać miejsc, gdzie będę pogłębiać swoją wiedzę i umiejętności. Następnie pojechałam z przyjaciółmi na Międzynarodowe Warsztaty Jazzowe w Puławach. Poznałam wielu wspaniałych ludzi, z którymi nadal mam kontakt. To jazzowi maniacy. I popłynęłam. Dowiedziałam się, czym jest jam session, choć nie miałam odwagi wyjść na scenę. Bardzo dużo słuchałam i obserwowałam. I coraz bardziej czułam, że to jest mój świat. Potem trafiłam na warsztaty z panią Anią Serafińską i ostatecznie przy niej pozostałam. Byłam tak nią zafascynowana, że zapytałam wprost, czy weźmie mnie pod swoje skrzydła. Wtedy już byłam pewna, że chcę w przyszłości śpiewać i uczyć się w akademii muzycznej. W sumie to był szok, przede wszystkim dla rodziców. W liceum kształciłam się w profilu medycznym i myślałam, aby kontynuować naukę w tym kierunku. Jednak uświadomiłam sobie, że nie warto robić czegoś wbrew sobie, że trzeba spełniać marzenia. Ciężko pracowałam z panią Anią Serafińską, do której dojeżdżałam ponad 200 km.

IMG_7355.jpg fot. Monika Pietkiewicz

Jakie były pani najważniejsze inspiracje wokalne?

Moimi największymi inspiracjami i wzorami są moje nauczycielki, trenerki wokalne, czyli Anna Serafińska i Beata Przybytek. To wspaniałe kobiety, artystki, które pozostają zawsze sobą. Są autentyczne. Uwielbiam też Michaela Jacksona za time, Dee Dee Bridgewater i Anitę Baker za sound, Lionela Richie i Ala Jarreau za lekkość i dystans. Podziwiam i śledzę twórczość wielu, aby inspirować się ciekawymi osobowościami, aby znaleźć w tym wszystkim siebie – naturalną, niepowtarzalną i prawdziwą.

Dlaczego akurat kolędy jako debiut?

Święta to jest magiczny czas. Do rodzinnego miasta mam ponad pięćset kilometrów, więc nie bywam tam często. Rok czekam na to, żeby spotkać się z całą rodziną i przyjaciółmi. Jest kilka takich dni, kiedy siedzimy wszyscy razem przy stole, za oknem jest śnieg, jemy świąteczne potrawy, rozmawiamy, dajemy sobie prezenty i śpiewamy kolędy. Ponadto rok w rok rodzice i babcia powtarzali, że kiedyś chcieliby słuchać płyty z moimi kolędami. Postanowiłam pogłębić swoją wiedzę na temat starych, zapomnianych kolęd. I zaangażowałam całą rodzinę. Babcia i ciocie szukały starych podlaskich pastorałek, które mi kopiowały ze starych pociemniałych kartek i podawały swoje propozycje – na przykład Dnia jednego o północy albo O gwiazdeczko. Kolędy mają dla mnie szczególne znaczenie, kiedy myślę o mojej przyszłości.

Czym one są dla pani?

Kolędy są muzycznym zwiastunem tego, że narodził się Jezus. Narodził się jako człowiek i na zawsze został nieśmiertelny. Kolędy są znakiem radości, szczęścia i wiary ludzi. Znakiem, że rodzi się przyszłość. Nie przypadkiem okładka mojej płyty pokazuje drzewo życia. Jest to symbol wielu religii. Symbol zjednoczenia. Dźwięk kolęd oraz drzewo życia są symbolem narodzenia, rozkwitania, przyszłości, świadomości i nieśmiertelności. Drzewo życia z mojej pierwszej płyty na zawsze pozostanie moim symbolem i talizmanem. Pragnę wraz z moją pierwszą płytą narodzić się i rozkwitać. Mieć przed sobą wspaniałą przyszłość. Być zawsze mądrą i świadomą artystką. Być nieśmiertelna nawet po śmierci.

Będzie można usłyszeć materiał z pani płyty na koncertach?

Przede wszystkim to nie jest tylko moja płyta, ale całego zespołu, z którym ją nagrywałam. Trafiłam na wspaniałych ludzi. Cudowne aranżacje napisał Adam Jarzmik, który grał też na fortepianie i instrumentach klawiszowych. Był w projekcie najlepszym doradcą i wsparciem. Najlepszym kierownikiem zespołu. Duety i chórki pięknie wyśpiewała moja przyjaciółka i wspaniała wokalistka Patrycja Michalska. Na saksofonie piękne dźwięki zagrał Kuba Łępa, który w najbardziej stresujących sytuacjach potrafił rozluźnić atmosferę swoim promiennym uśmiechem. Na gitarze grał niesamowicie ciepły i uczynny góral Michał Zwierniak. Na kontrabasie i gitarze basowej zagrał Maciej Kitajewski – oaza spokoju. Na perkusji zagrał z największym poczuciem humoru i dużym dystansem Piotr Budniak.

Oczywiście mamy w planie dać chociaż kilka koncertów bożonarodzeniowych. Ponieważ każdy z nas ma już wcześniej zaplanowane inne zobowiązania muzyczne, a na co dzień razem nie gramy i pochodzimy z różnych stron Polski, nie jest łatwo zgrać się w terminach. Mam nadzieję, że kiedy ludzie usłyszą nasze wykonania, posypią się oferty. Wtedy będziemy mocniej się mobilizować. W każdym razie pomyśleliśmy też o tym, aby można było nas zobaczyć. Mamy przygotowane trzy nagrania wideo. Jeden film nakręcony w Muzeum Wsi Kieleckiej w Tokarni – to cudne miejsce, które oddaje atmosferę jednej z pastorałek – oraz dwa nagrania prosto ze studia nagraniowego Monochrom w Gniewoszowie. Wszystko do obejrzenia na moim fanpage’u.

Jakie ma pani plany muzyczne przed sobą?

Mam już pomysł na kolejną płytę. Jeszcze nie zdradzę, co będzie zawierała, ale myślę nad jej realizacją. I mam ją w głowie – już tam gra. Chcę dalej się kształcić, zdobywać jak najwięcej wiedzy na studiach i warsztatach. W tym roku podjęłam też pracę. Zaczęłam uczyć młodych wokalistów i chcę być coraz lepszym nauczycielem. Chcę dzielić się swoją wiedzą i wspierać młode osoby, które poszukają siebie. Chcę pomóc im spełniać marzenia.

autor: Vanessa Rogowska

Tekst ukazał się w magazynie JazzPRESS 12/2018

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO