Herbie Hancock należy do tych gigantów jazzu, z których dyskografii można ułożyć osobny Kanon, który doskonale odda historię muzyki improwizowanej ostatnich 50 lat. Od jego debiutu, przez wielu uznawanego za jeden z najbardziej błyskotliwych debiutów jazzu – albumu „Takin’ Off” minęło już ponad pół wieku, a Herbie pozostaje ciągle jednym z tych, którzy wyznaczają nowe kierunki. Potrafi przypominać młodzieży o klasycznym fortepianie, sięgać po nowoczesne instrumenty, równolegle prowadzić zespoły elektryczne i akustyczne, koncertować solo i zapraszać do współpracy muzyków z przeróżnych krajów, reprezentujących zupełnie różne muzyczne style. Inaczej mówiąc, w zasadzie czego się nie dotknie, wychodzi genialnie, choć czasem owa genialność wyprzedza swoją epokę i na uznanie musi trochę poczekać.
Jest jednym z tych muzyków jazzowych, którzy bez specjalnych kompromisów artystycznych potrafi trafić do publiczności niekoniecznie bywającej w jazzowych klubach. Zrobił to już kilka razy, jest jednym z nielicznych muzyków jazzowych, którzy mają na swoim koncie nagrody Grammy w głównych kategoriach (album roku za „River: The Joni Letters”). Wiele jego albumów zdobywało również tytuły złotych i platynowych płyt. W wieku 22 lat był istotnym członkiem jednego z najciekawszych zespołów Milesa Davisa, ich pierwszy wspólny album to „Seven Steps To Heaven” z 1963 roku.
Nagrania Herbie Hancock są najprawdopodobniej najczęściej używanymi w roli sampli nagraniami jazzowymi w całej historii popularnej muzyki rozrywkowej wszelakiego rodzaju od czasu, kiedy wymyślono użycie sampli. A wśród tych cytatów najwięcej pochodzi z nagranego w 1973 roku albumu „Head Hunters”. Z tego albumu pochodzi również jeden z największych komercyjnych przebojów muzyki jazzowej wszechczasów – „Chameleon”. Zresztą na tak sporządzonej liście w pierwszej dziesiątce być może kilka miejsc należałoby do Herbie Hancocka. Trudno nie uznać za genialnego twórcę przebojów człowieka, który napisał „Cantaloupe Island”, „Watermelon Man”, „Rock It” i „Chameleon”. Najważniejszy jest jednak fakt, że to wszystko powstało w środku jazzowej akcji, bez jakichkolwiek artystycznych kompromisów, choć z pewnością z myślą o sukcesie wśród szerszej publiczności.
Spory udział w powstaniu „Head Hunters” mają oczywiście Harvey Mason – jeden z najważniejszych perkusistów elektrycznego jazzu lat siedemdziesiątych (między innymi „Breezin’” George’a Bensona, „Macho” Gabora Szabo i przebojowy album „Montara” Bobby Hutchersona), stały współpracownik Herbie Hancocka – basista Paul Jackson i dodający muzyce egzotycznego kolorytu, odkryty dla elektrycznego grania przez Milesa Davisa saksofonista, grający też na fletach i klarnecie basowym Bennie Maupin.
Fascynacja muzyką Sly Stone’a w początkowym okresie działalności zespołu, który w związku z sukcesem albumu „Head Hunters” zaczął używać oczywistej nazwy The Headhunters jest oczywista, jednak w owym czasie to właśnie Sly Stone fascynował większość flirtujących z muzyką funk jazzmanów. Wyróżnikiem zespołu The Headhunters miał stać się brak gitarzysty w składzie, co było posunięciem dość ryzykownym w czasach, kiedy największym rockowym bohaterem młodych słuchaczy był Jimi Hendrix i całe pokolenie naśladujących go młodych gitarzystów. Herbie Hancock uznał, że sam zastąpi gitarzystę w zespole grając na Clavinecie, elektromechanicznym instrumencie spopularyzowanym przez Billy Prestona, Billa Whitersa i zespół Funkadelic George’a Clintona. Z pewnością Herbie Hancock nie mógł nie zauważyć wielkiego hitu Stevie Wondera – „Superstition”, który ukazał się kilka miesięcy przed nagraniem „Head Hunters”. Na tym instrumencie grał też George Duke u Franka Zappy. Grupa The Headhunters w przeróżnych składach istnieje właściwie do dzisiaj i daje Herbie Hancockowi okazje do powrotu do przebojów z lat siedemdziesiątych.
„Head Hunters” to tylko 4 kompozycje – przebojowy, napisany specjalnie na tę okazję „Chameleon”, podróż w muzyczną przeszłość Herbie Hancocka – „Watermelon Man” w jakże odmiennej wersji od tej, którą znamy z nagraniowego debiutu Herbie Hancocka – albumu „Takin’ Off” z 1962 roku, dedykowany Sly Stone’owi „Sly” i nieco zwalniający tempo „Vein Melter”. Pierwsze dwa utwory są dziś absolutnymi megahitami, pozostałe zgodnie z duchem epoki naśladują absolutnie pozbawione reguł improwizacje muzyków elektrycznych składów Milesa Davisa.
„Head Hunters” to muzyczny pewniak, spodoba się każdemu, a kiedy już uznacie, że proste, przebojowe melodie to za mało, słuchając tej muzyki kolejny raz odnajdziecie w niej znacznie więcej niż chwytliwe zagrywki, znajdziecie pokręcone rytmy, groove, świetne solówki Bennie Maupina i poszukiwanie nowych brzmień Herbie Hancocka. Nie wyobrażam sobie fana jazzu, który nie ma na półce tego albumu.
RadioJAZZ.FM poleca!
Rafał Garszczyński
Rafal[malpa]radiojazz.fm
- Chameleon
- Watermelon Man
- Sly
- Vein Melter
Herbie Hancock
Head Hunters
Format: CD
Wytwórnia: Columbia / Sony
Numer: 5099706512325
Herbie Hancock – el. p, Rhodes, synth, clavinet,
Bennie Maupin – ts, ss, b cl, saxello,
Paul Jackson – el. b, marimba,
Harvey Mason – dr,
Bill Summers – conga, perc.