Kanon Jazzu Recenzja

Ben Webster – King of the Tenors

Obrazek tytułowy

Oryginalne wydanie tego albumu przygotowane dla wytwórni Norgran w 1953 roku opatrzone było tytułem The Consummate Artistry of Ben Webster. To był chronologicznie drugi w kolejności pełny album wydany przez założoną przez Normana Granza wytwórnię (numer katalogowy NG 1001). Kilka lat później Norgran wraz z całym katalogiem stał się częścią innej wytwórni, również wymyślonej przez Granza – Verve Records. Od 1956 roku materiał ukazuje się jako King of the Tenors. W roku 1956 tytuł dość odważny. Kiedy po raz pierwszy album ukazał się z takim tytułem, John Coltrane grał u boku Milesa Davisa, Sonny Rollins nagrał Tenor Madness, u szczytu twórczych możliwości byli też między innymi Stan Getz, Dexter Gordon. Ciągle nagrywał też, zresztą również dla Granza, Lester Young. Całkiem nieźle radził sobie też Coleman Hawkins. Wielu innych wybitnych saksofonistów, dla których tenor był i jest podstawowym instrumentem, w połowie lat 50. również miało już na swoim koncie sporo doskonałych nagrań.

Dlaczego więc Ben Webster, albo Norman Granz uznali, że King of the Tenors będzie właściwym tytułem? Znane mi źródła historyczne nie notują żadnej opowieści dotyczącej ani konkretnego powodu wyboru takiego doniosłego tytułu, ani również, co jeszcze bardziej zastanawiające, jakiś szczególnych protestów innych pretendentów do tronu najlepszego z najlepszych tenorzystów owych doskonałych dla jazzu czasów. Może zwyczajnie nikt nie zwracał uwagi?

Nie ma to większego znaczenia, bowiem oczywiście tytuł pomaga sprzedać album. Z pewnością nawet gdyby album nazwać „Przypadkową sesją Bena Webstera z kolegami”, ja i tak brałbym w ciemno. Wystarczy popatrzeć na listę owych kolegów. Album powstał w czasie dwu sesji, stały skład obejmował Oscara Petersona i Raya Browna. W studiu pojawili się też Benny Carter i Harry Sweets Edison, na gitarze grali Herb Ellis i Barney Kessel, a za bębnami zasiedli Alvin Stoller i J. C. Heard. Takie nagrania nie mogły wypaść źle.

Jeden z krytyków napisał kiedyś, że Coleman Hawkins, Lester Young i Ben Webster stworzyli jazzowy tenor w zasadzie od zera. Ten pierwszy wymyślił jak na nim grać, Young unowocześnił jego pomysły, a Ben Webster udowodnił, że tenor może brzmieć lirycznie i swingować jednocześnie. Wszystko co wydarzyło się z tenorem później według autora tego błyskotliwego zestawienia jest efektem pracy i inwencji owych trzech muzyków.

Jedną ze znanych anegdot z życia Bena Webstera jest historia jego spotkania z księciem, prawdopodobnie następcą tronu Norwegii. Kiedy został księciu przedstawiony, sam opisał siebie słowami „A ja jestem Ben Webster, King of the Tenors”.

W naszym Kanonie Jazzu Ben Webster pojawia się po raz pierwszy ze swoją własną produkcją dopiero na pozycji 283. Kanon nie jest listą przebojów. Ben Webster występował w składach zespołów innych wybitnych muzyków w Kanonie kilkukrotnie. Z pewnością wart jest jednak osobistego uhonorowania, do czego doskonałą okazją jest jego album King of the Tenors. Królów tenoru było wielu, do ich grona należy bez żadnych wątpliwości nieco dziś zapomniany, choć ciągle wielki Ben Webster, który był niedoścignionym mistrzem jazzowych ballad.

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO