Wywiad

Michał Martyniuk: przestać się spinać i udowadniać

Obrazek tytułowy

fot. Krzysztof Mokanek

Michał Martyniuk przyszedł na świat w Szczecinie. Jego dziadek był klasycznym pianistą, więc pierwsze próby gry na fortepianie związane były, w jego przypadku, z klasyką. Z czasem jednak zamiłowanie do jazzu wzięło u niego górę, nawet nad jeszcze jedną dyscypliną – trenowaną intensywnie w miejscowej Pogoni Szczecin piłką nożną. Po maturze i ukończeniu liceum muzycznego w Poznaniu Michał Martyniuk dołączył do swoich rodziców, którzy wcześniej wyemigrowali do Nowej Zelandii. W Auckland kontynuował edukację na studiach uniwersyteckich na kierunku jazzowym oraz rozpoczął działalność muzyczną pod własnym nazwiskiem. W 2016 roku zadebiutował tam albumem Odyssey, wydanym jako After ’Ours, który to projekt stworzył z gitarzystą Nickiem Williamsem i do którego zaprosił liczne grono instrumentalistów z różnych stron świata związanych z nowozelandzką sceną. Następnie, po ponad dekadzie, powrócił tymczasowo do Polski, aby koncertować z polskimi muzykami młodego pokolenia i nagrać z nimi kolejną płytę ze swoimi kompozycjami. W efekcie powstał album Nothing To Prove, na którym grającemu na fortepianie i syntezatorach Michałowi Martyniukowi towarzyszą saksofonista Kuba Skowroński, gitarzysta Kuba Mizeracki, kontrabasista Bartek Chojnacki i perkusista Kuba Gudz. Nagrania wzbogacono dodatkowo o zarejestrowane w Nowej Zelandii partie perkusjonalisty Miguela Fuentesa i śpiew Tamy Waipary. Płyta ukazała się 3 sierpnia nakładem SJ Records.

Piotr Wickowski: Uważasz się bardziej za artystę nowozelandzkiego czy polskiego?

Michał Martyniuk: Zawsze byłem, jestem i będę Polakiem, dlatego uważam się w stu procentach za muzyka polskiego. Jestem dumny, ze mogę reprezentować Polskę za granicą.

Twój dotychczasowy dorobek płytowy można jednak podzielić na „nowozelandzki” i „polski”, bo oba wyraźnie się różnią. Dlaczego druga płyta jest tak inna - zwłaszcza brzmieniowo, ale też w swoim charakterze, stylistyce - od poprzedniej?

Tak naprawdę druga płyta Nothing To Prove jest moją pierwszą płytą solową. Wcześniejsza płyta Odyssey to kolaboracja z moim przyjacielem, producentem muzycznym Nickiem Williamsem. Po tym, jak ukazała się płyta Odyssey, chciałem zrobić coś zupełnie innego. Nowy koncept, jeżeli chodzi o materiał, brzmienie, a także sam proces nagrywania. Muzyka, którą napisałem na drugą płytę, jest utrzymana w konwencji jazzowej. No i tym razem podjąłem decyzję, że będę jedynym producentem wydawanego materiału.

Skład zespołu, który nagrał Nothing To Prove, też jest prawie całkowicie inny i opiera się niemal wyłącznie na polskich muzykach. Dlaczego zdecydowałeś się nagrywać właśnie w takiej obsadzie, mimo że twoja mocna międzynarodowa ekipa chyba świetnie sprawdziła się przy poprzedniej, nowozelandzkiej płycie?

Mieszkam w Nowej Zelandii od ponad 11 lat. Poznałem tam wielu wspaniałych muzyków i producentów. Moim marzeniem było nagranie płyty z wszystkimi wspaniałymi ludźmi, z którymi miałem okazję wcześniej współpracować. Chciałem uwiecznić naszą przyjaźń i zamiłowanie do muzyki. Stąd tak wiele osób bierze udział w projekcie After ‘Ours. Są to artyści z całego świata – z Nowej Zelandii Nick Williams, Nathan Haines, Matt Nanai, z Wielkiej Brytanii Sharlene Hector, Kevin Mark Trail, z Portoryko Miguel Fuentes, z Wysp Samoa Junior Turua oraz z Polski Kuba Skowroński i Adam Kabaciński.

Jeżeli chodzi o materiał nagrany w Polsce, muszę przyznać, że bardzo tęskniłem za ojczyzną. Moim drugim marzeniem było wrócić i nagrać płytę z moimi przyjaciółmi w Polsce. I tak też się stało. Na początku zeszłego roku przeniosłem się razem z dziewczyną na prawie rok do Wrocławia. Przez pierwszych kilka miesięcy pracowałem nad nowym materiałem, po czym w październiku 2017 roku weszliśmy z zespołem do studia Cavatina w Bielsku-Białej, gdzie w ciągu trzech dni nagraliśmy wszystko, co można usłyszeć na płycie Nothing To Prove. Jestem dumny, że na nowej płycie zagrali ze mną Kuba Skowroński, Kuba Mizeracki, Bartek Chojnacki, Kuba Gudz, Tama Waipara oraz Miguel Fuentes.

Czego nauczyłeś się podczas nagrywania każdej ze swoich dotychczasowych płyt?

Odkąd pamiętam, zawsze miałem okazję współpracować ze starszymi, bardziej doświadczonymi, często w moim mniemaniu lepszymi ode mnie muzykami. Z jednej strony bardzo mnie to mobilizowało do pracy, z drugiej – zawsze gdzieś z tyłu głowy miałem myśl, że muszę im dorównać. Tak naprawdę sam fakt, że razem pracowaliśmy, wskazywał na to, że wszyscy jesteśmy sobie równi, ale zajęło mi trochę czasu, aby przestać się spinać i udowadniać swoją grą, że dorównuję kolegom w zespole. Nothing To Prove to przypomnienie dla mnie, żebym nigdy nie miał już takich blokujących myśli. Teraz wyrażam siebie i nie patrzę, czy gram standardy z młodszym kolegą ze studiów, czy swoje nowe kompozycje w Nowym Jorku z Randym Breckerem i Johnem Patituccim, jak miało to miejsce kilka miesięcy temu (Michał Martyniuk ze swoim triem zajął w tym roku drugie miejsce w międzynarodowym konkursie Made In New York Jazz, w wyniku czego wystąpił 12 maja na uroczystej gali w Nowym Jorku – przyp. red.).

To już wiemy, dlaczego nazwałeś tak utwór, który dał tytuł całej płycie. A jak było z pozostałymi kompozycjami? Wydaje się, że za nimi też kryją się różne historie.

Jeżeli chodzi o tytuły utworów, to tak, każdy z nich wiąże się z jakąś historią. Nie będę opisywał szczegółowo, co kryje się pod nazwą każdego z nich, bo zajęłoby to zbyt wiele czasu, ale podam przykłady. Back From Kraków narodził się na jam session, które odbyło się po naszym koncercie w krakowskim klubie Harris Piano Jazz Bar. Po przyjeździe do Wrocławia dokończyłem myśl, która narodziła się poprzedniej nocy w Krakowie.

River - często kiedy komponuję, robię sobie przerwę na krótki spacer. Daje mi to świeżość umysłu oraz pozwala uporządkować różne partie myśli w głowie. W zeszłym roku mieszkaliśmy we Wrocławiu nad samą rzeką... [śmiech].

Otherside - pamiętam, że był to pierwszy utwór, który skomponowałem po zakończeniu nagrań na płytę Odyssey. Utwory, które znalazły się na wcześniejszej płycie, były w stylistyce hip-hopu i R&B. Pomyślałem, że teraz czas na coś innego, i tak powstała ballada i pierwszy utwór na nową płytę.

Czyli jeszcze na dobre nie zakończyłeś przygotowywania pierwszej płyty, a już powstał zalążek drugiej, o zupełnie innych charakterze. Przy okazji drugiej sensowne staje się w takim razie pytanie o kierunek, w którym zamierzasz zmierzać w przyszłości...

Pracuję teraz nad kilkoma projektami. Myślę, że na kolejnej płycie znów pojawi się coś nowego. Zacząłem też dużo więcej produkcji. Coraz lepiej poruszam się w programach takich, jak Logic czy Ableton. Uwielbiam zabawę z analogowymi instrumentami. Czuję się naprawdę dobrze w studiu i myślę, że kolejny album będzie zainspirowany nowoczesnymi beatami pomieszanymi ze starymi analogowymi brzmieniami oraz klasycznym fortepianem. Podczas ostatniej wizyty w Nowym Jorku i Los Angeles poznałem wielu wspaniałych muzyków i wokalistów, których również zamierzam zaprosić do współpracy przy nowej płycie.

fot_IRA MUTKA.JPG fot. Ira Mutka

Michał Martyniuk przyszedł na świat w Szczecinie. Jego dziadek był klasycznym pianistą, więc pierwsze próby gry na fortepianie związane były, w jego przypadku, z klasyką. Z czasem jednak zamiłowanie do jazzu wzięło u niego górę, nawet nad jeszcze jedną dyscypliną – trenowaną intensywnie w miejscowej Pogoni Szczecin piłką nożną. Po maturze i ukończeniu liceum muzycznego w Poznaniu Michał Martyniuk dołączył do swoich rodziców, którzy wcześniej wyemigrowali do Nowej Zelandii.

W Auckland kontynuował edukację na studiach uniwersyteckich na kierunku jazzowym oraz rozpoczął działalność muzyczną pod własnym nazwiskiem. W 2016 roku zadebiutował tam albumem Odyssey, wydanym jako After ’Ours, który to projekt stworzył z gitarzystą Nickiem Williamsem i do którego zaprosił liczne grono instrumentalistów z różnych stron świata związanych z nowozelandzką sceną.

Następnie, po ponad dekadzie, powrócił tymczasowo do Polski, aby koncertować z polskimi muzykami młodego pokolenia i nagrać z nimi kolejną płytę ze swoimi kompozycjami. W efekcie powstał album Nothing To Prove, na którym grającemu na fortepianie i syntezatorach Michałowi Martyniukowi towarzyszą saksofonista Kuba Skowroński, gitarzysta Kuba Mizeracki, kontrabasista Bartek Chojnacki i perkusista Kuba Gudz. Nagrania wzbogacono dodatkowo o zarejestrowane w Nowej Zelandii partie perkusjonalisty Miguela Fuentesa i śpiew Tamy Waipary. Płyta ukazała się 3 sierpnia nakładem SJ Records.

autor: Piotr Wickowski

Tekst ukazał się w magazynie JazzPRESS 9/2018

Tagi w artykule:

Powiązane artykuły

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO