Płyta tygodnia

Santana IV – Santana

Obrazek tytułowy

Zespół Santana w zasadzie nigdy nie przestał istnieć. Od swojego nagraniowego debiutu w końcu lat sześćdziesiątych Carlos Santana często wykorzystywał muzyków zespołu w swoich projektach. Prawdziwie pierwotny skład to jednak ten, który z niewielkimi zmianami personalnymi nagrał pierwsze 3 autorskie płyty Carlosa Santany – „Santana”, „Abraxas” i „Santana III”. Wszystkie one na przełomie lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych ubiegłego wieku były wielką sensacją i sprzedały się w nakładach, o których z pewnością marzyło wielu innych debiutantów. Później skład zespołu ulegał większym zmianom, choć niektórzy z muzyków – jak choćby Michael Schrieve, czy Michael Carabello pojawiali się systematycznie na przeróżnych, lepszych i tych słabszych płytach Carlosa Santany.

Składu znanego z pierwszego albumu z 1969 roku, znanego jako „Santana” reaktywować się już nie uda – basista David Brown już dawno nie żyje, a muzyczne drogi Carlosa Santany i Jose Chepito Areasa pokrzyżowały konflikty towarzyskie i biznesowe. Ten drugi zresztą bywa od wielu lat częściej aktorem, niż muzykiem.

Muzycy tego pierwszego, dla wielu fanów najlepszego zespołu Carlosa Santany już raz próbowali wskrzesić jazz-rockowego ducha sprzed 45 lat, nagrywając w 1997 roku album „Abraxas Pool”, który wielkiej kariery nie zrobił, głównie dlatego, że przy jego nagraniu zabrakło geniuszu Carlosa Santany. Tym razem jest jednak zupełnie inaczej. Od wielkiego powrotu Carlosa Santany na szczyty list przebojów za pomocą absolutnie fenomenalnego, choć zdecydowanie dalekiego od propozycji jazz-rockowych z pierwszych płyt zespołu, albumu „Supernatural” minęło już 17 lat. W tym czasie ukazało się kilka płyt, którymi mistrz usiłował powtórzyć sukces „Supernatural”, choć to zupełnie niemożliwe, nawet dla Carlosa Santany.

W tych okolicznościach łatwo odnaleźć w „Santana IV” pomysł na powrót do korzeni i zwrócenie się w stronę tych fanów, którzy pamiętają czasy „Abraxas”, kiedy rockmani dowiedzieli się od Carlosa Santany, że istnieje jazz, a fani jazzu w tym samym czasie od Milesa Davisa, że rock też może być fajny. Mniej więcej tak zaczęło się fusion w 1970 roku. To duże uproszczenie, ale z pewnością sensowne.

„Santana IV” nie jest jednak powrotem dinozaurów. Stary skład w postaci Carlosa Santany, Neala Schona, Gregga Rolie, Michaela Schrieve’a i Michaela Carabello uzupełniają z tej perspektywy młodsi członkowie muzycznej rodziny Carlosa Santany - Benny Retvield i Karl Perazzo. Jak zwykle w takich przypadkach – mogło wyjść genialnie, albo tak sobie. Tym razem na szczęście wyszło genialnie. W efekcie spotkania po latach powstała muzyka, która zawsze w takich przypadkach powstawać powinna, synteza tego, co najlepsze z dawnych czasów, muzycznych doświadczeń ostatnich 40 lat i twórczej wizji pozwalającej opowiedzieć historię zespołu tym, którzy nie byli jej świadkami, bo urodzili się później.

Najłatwiej byłoby zagrać stary materiał na nowo, trochę pokombinować z brzmieniami, jeszcze bardziej zagęścić i skomplikować i tak niełatwe rytmy, gitarowym solówkom nadać dynamiki za pomocą zdecydowanie dziś lepszej techniki nagraniowej, napisać 2, może 3 nowe utwory, przypomnieć sobie te starsze i ruszyć w trasę. To jednak dla Carlosa Santany i jego przyjaciół sprzed pół wieku byłoby za łatwe. Zespół podszedł do projektu „Santana IV” o wiele bardziej ambitnie. Album zawiera w całości premierowy materiał, równie dobry jak ten sprzed lat. Może trochę bardziej popowy, takie czasy, ale wciąż rytmicznie doskonały, spontaniczny, taneczny, pełen muzyki przeróżnej, jak kiedyś łamiący wszelkie muzyczne klasyfikacje.

Powstała muzyka totalna, w której każdy odnajdzie coś dla siebie. A dodatkowo, jeśli przynajmniej jeden na stu nabywców tej płyty sięgnie po „Abraxas”, lub „Santana”, to warto było. Duch Woodstock został wskrzeszony, to bowiem tam właśnie na słynnym festiwalu po raz pierwszy Carlos Santana w towarzystwie muzyków, z którym nagrał „Santana IV” stał się wielką gwiazdą.

Album nie zawiera być może hitów na miarę „Samba Pa Ti”, „Evil Ways”, czy „Oye Como Va” – to wszystko już zespół wymyślił niemal pół wieku temu. „Suenos” może jest zbyt błahe i oczywiste, ale całą reszta brzmi doskonale.

RadioJAZZ.FM poleca!
Rafał Garszczyński
Rafal[malpa]radiojazz.fm

  1. Yambu
  2. Shake It
  3. Anywhere You Want To Go
  4. Fillmore East
  5. Love Makes The World Go Round (feat. Ronald Isley)
  6. Freedom In Your Mind (feat. Ronald Isley)
  7. Choo Choo
  8. All Aboard
  9. Suenos
  10. Caminando
  11. Blues Magic
  12. Echizo
  13. Leave Me Alone
  14. You And I
  15. Come As You Are
  16. Forgiveness

Santana – Santana IV

Format: CD, Wytwórnia: Santana IV Records / Thirty Tigers, Numer: 696859969492

Carlos Santana – g, voc, Neal Schon – g, voc, Gregg Rolie – hamm, kbd, voc, Benny Retvield – b, Michael Schrieve – dr, Michael Carabello – conga, perc, back voc, Karl Perazzo – timbales, perc, voc, Ronald Isley – voc (5, 6), Cornell Carter – back voc (5, 6).

Tagi w artykule:

Powiązane artykuły

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO