Płyta tygodnia Recenzja

Daniel Popiałkiewicz – Nada

Obrazek tytułowy

Daniel Popiałkiewicz właściwie od zawsze jest człowiekiem niezwykle zajętym. Należy do tych szczęśliwców, którzy dzięki swojemu talentowi i ciężkiej pracy znajdują niemal codziennie zatrudnienie w jakimś studiu nagraniowym. Potrafi być muzykiem niezwykle elastycznym, zagrać niemal wszystko i ze wszystkimi. Jego gitarę słychać na płytach tych polskich artystów, których słuchać warto i należy. W sumie można powiedzieć, że jeśli na polskiej płycie z popularną muzyką rozrywkową (to hasło niezwykle pojemne) nie grają Popiałkiewicz lub Napiórkowski, i do tego Kubiszyn, to nie warto jej słuchać.

Pamiętam, że już wiele lat temu Jarek Śmietana uważał Daniela Popiałkiewicza za wielki talent. W natłoku przeróżnych atrakcyjnych propozycji grania z gwiazdami muzyk znajduje czas na dość konsekwentny, choć niekoniecznie intensywny rozwój swojej kariery solowej. Nada to, jeśli dobrze liczę, jego trzeci autorski album. Nie miałem okazji napisać niczego o dwu poprzednich, choć pamiętam, że Solstice był silnym kandydatem do tytułu płyty tygodnia RadioJAZZ.FM, choć to było niemal sześć lat temu. Tyle właśnie trzeba było czekać na kolejną produkcję sygnowaną przez Daniela Popiałkiewicza. Widocznie było sporo pracy… Materiał umieszczony na płycie został nagrany ponad dwa lata temu i zawiera w całości autorski repertuar. Kompozycje są całkiem niezłe, niektóre mogłyby posłużyć za podstawę do nagrania przebojowej piosenki po dopisaniu tekstu, jak na przykład Long Tongue. Inne mogłyby stać się jazzowymi standardami, jak umieszczony głęboko w tradycji jazzowej gitary lat sześćdziesiątych Stay, którego nie powstydziłby się Pat Martino, czy Wes Montgomery. Na płycie brakuje mi jednak dwóch, może trzech bardziej znanych melodii, które umieściłyby brzmienie zespołu w jakimś znanym słuchaczowi muzycznym kontekście. Rozumiem jednak wybór artystyczny pozostania przy własnych kompozycjach.

Liderowi skutecznie udało się po raz kolejny nie być na swojej autorskiej płycie gitarowym wirtuozem. Tego nienawidzę, choć początkujących gitarzystów z pewnością jest wielu - i to atrakcyjna grupa słuchaczy. Ja jednak wolę płyty z muzyką, a nie z popisami wirtuozów. Choć z pewnością zarówno Daniel Popiałkiewicz, jak i grający na basie Robert Kubiszyn potrafią popisać się tak, że nagrania na YouTubie biją później rekordy popularności wśród potencjalnych naśladowców.

Nada z pewnością będzie przedmiotem analiz początkujących gitarzystów. Nie obawiajcie się, tu doskonałe opanowanie instrumentu nie jest najważniejsze. To oczywista podstawa i szansa na opowiedzenie własnej historii za pomocą autorskiego materiału. Z pewnością na koncertach będzie więcej ognia i solowych popisów, choć i na płycie takowych nie brakuje. Oby tylko na koncerty starczyło czasu, bowiem Daniel Popiałkiewicz jest muzykiem zapracowanym.

Mam nadzieję, że na następny album nie będzie trzeba czekać kolejnych pięć lat. Każdy z Was może niewątpliwie ten czas skrócić, kupując swój egzemplarz płyty. Ja dostałem album w prezencie od jego autora, ale uważam ten album za jeden z lepszych prezentów świątecznych.

autor: Rafał Garszczyński

tekst ukazał się w JazzPRESS 02/2018

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO