Płyty Recenzja

Aquakultre – Don’t Trip

Obrazek tytułowy

(Forward Music Group / Black Buffalo Records, 2022)

Artyści, których gust i nawyki przyswajania muzyki kształtowały się w czasach internetu oraz serwisów streamingowych, trzymają się ram gatunkowych równie mocno, co Prince konwenansów. Na pytanie „robimy album R&B, soulowy czy hip-hopowy?” odpowiadają „tak”. Pochodzący z Kanady Aquakultre reprezentuje taki właśnie sposób myślenia o twórczości. Zaczynał od ulicznego rapu pod pseudonimem Lex, a teraz bawi się muzyką jako Aquakultre. Bawi się – bo tak brzmi jego nowy album Don’t Trip – próbowaniem wielu rzeczy z wieloma zaproszonymi muzykami, surfowaniem po inspiracjach z różnych dekad, konwencjach i stylistykach. No bo spójrzmy, co nam wysmażył dwudziestokilkuletni Nowoszkot (wybaczcie, nie mogłem się powstrzymać).

Cała tęcza barw dźwiękowych. I Can Wait przynosi na myśl R&B początku i połowy lat 90. Stały klawiszowy groove i dynamiczne bębny (czyżby wzorowane na Atomic Dog George’a Clintona?!) tulą ciepłem i zachęcają do wspólnego two-stepu. Singiel Africvillean Funk w materiałach prasowych opisywany jest jako inspirowany g-funkiem, ale za mocno przypomina B.Y.S. Gang Starra, żebym się do tej opinii przychylił. Ten bit jest po prostu bardziej rozbujaną, taneczną wersją 30-letniego nowojorskiego klasyka. W kilku utworach (chociażby Hit woman, You Got Feets czy It’s All Good) słychać wpływy Soulquarians – i to zarówno rapujących, jak i śpiewających członków tego wspaniałego kolektywu. Bębny w Karamel doprawiają album szczyptą newjack swingu. Wiem, że te trzy słowa od razu przywołują na myśl dźwięki, które nie zestarzały się najlepiej, ale zapewniam, że utwór nie jest archaiczny. W kontekście całego albumu jest kolejną zmianą nastroju, epoki, stylu, słowem – dalszym ciągiem wspomnianej wcześniej zabawy.

Gościnnie na albumie pojawia się kilku raperów, spośród których zdecydowanie należy wyróżnić Ransoma w I’m For Real. Zasłużony i utalentowany raper z Brooklynu, kiedyś trzymający się blisko DJ-a Clue i kolektywu Desert Storm – wcześniej zdecydowanie nie kojarzyłem go z takimi wycieczkami gatunkowymi. Na scenie jest od ponad 15 lat, ale wygląda na to, że jego kariera odzyskała wigor. I dobrze, bo przy takich umiejętnościach mu się to należy. Don’t Trip stoi nieco w kontrze do R&B ostatnich lat, szczególnie fali zapoczątkowanej przed The Weeknda i ekipę OVO. Nie zostawia zbyt dużo przestrzeni na dodatkowe dźwięki i oddech. Pluska się wesoło zanurzony w muzyce po czubek głowy i ani myśli zwalniać tempa. Fajny, ekscytujący projekt – jeszcze nie środek tarczy, ale zwiastuje wielkie rzeczy w przyszłości.

Adam Tkaczyk

Tagi w artykule:

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO