Płyty Recenzja

Bezkompromisowość

Obrazek tytułowy

Adam Pierończyk, Jean-Paul Bourelly, Orlando le Fleming, John B. Arnold – I’ll Colour Around It

Adam Pierończyk, 2021

Ktoś kiedyś o wybitnym polskim malarzu abstrakcyjnym Henryku Stażewskim napisał – „zmienny, lecz konsekwentny” . Słowa te, pozornie tylko niosące w sobie sprzeczność, idealnie opisać mogą również najnowszą aktywność artystyczną saksofonisty Adama Pierończyka. W 2021 roku przedstawił on światu dwa wyjątkowe albumy – I’ll Colour Around It oraz Oaxaca Constellation.

Wydaje się, że dwie wspomniane płyty różni wszystko. I’ll Colour Around It to format nieoczywistego i poszukującego kwartetu jazzowego, podczas gdy Oaxaca Constellation to pełne skupienia i napięcia solowe miniatury na saksofon sopranowy. Nad pierwszą z tych płyt unosi się duch wspólnego nieskrępowanego jamowania, podczas gdy nad drugą – delikatna mgiełka nostalgii i robiącego ogromne wrażenie przemieszania nastrojów. Dla zrozumienia pomysłu na płytęI’ll Colour Around It kluczowy okazuje się jej tytuł. Zrytmizowane, nieraz szczątkowo potraktowane struktury wypełnione zostają frazą saksofonu Pierończyka. Absolutnie nie jest jednak tak, że płyta ta stanowi show jednego aktora. Gitarzysta Jean-Paul Bourelly, perkusista John B. Arnold oraz kontrabasista Orlando Le Fleming są pełnoprawnymi aktorami, których rola na tej płycie nie jest w pełni jednoznaczna. Posługują się oni chętniej rytmem i specyficznym „rwanym” groovem niż dopracowaną melodią. W ten sposób zwodzą i prowadzą przemyślaną grę z Pierończykiem, który, starając się im odpowiedzieć, posługuje się naprawdę przeróżnymi środkami wyrazu.

Potrafi zabrzmieć dynamicznie i jazz-rockowo (jak w Signal and Noise), czasami skręca w stronę hard bopu (chociażby w Left Alone), bywa jedwabisty i tęskny (The World We Have Lost), lecz chętnie też wplątuje się w inspirowaną free galopadę (posłuchajcie chociażby Anthill). Gdziekolwiek muzyczna wyobraźnia jednak Pierończyka prowadzi, brzmi on przekonująco i autentycznie. Na szczególne wyróżnienie zasługuje również sposób grania wspomnianego już gitarzysty Jeana-Paula Bourelly’ego. Swoisty popis swoich umiejętności daje on w otwierającym płytę utworze The Vitruvian Man. Jego fraza jest mocno przesterowana, bliska rockowym wybuchom, lecz zdecydowanie bardziej wyrafinowana. Nie gra przesadnie dużo, co powoduje, że po prostu wyczekujemy każdego kolejnego dźwięku. Potrafi zbudować napięcie, którego później nie rozładowuje, tym samym kusząc i wciągając słuchacza coraz głębiej i głębiej w świat swoich dźwięków…

Oaxaca constellation.jpeg

Adam Pierończyk – Oaxaca Constellation

Adam Pierończyk, 2021

Oaxaca Constellation za to stanowi swego rodzaju zapis celebracji muzycznej samotności oraz uwielbienia dla saksofonu sopranowego. Ten specyficznie brzmiący instrument, który mnie nieodłącznie kojarzy się z doskonałą płytą My Favorite Things Johna Coltrane’a, staje się głównym (a w zasadzie jedynym) bohaterem tej płyty. I choć Pierończyk stara się kierować naszą percepcję w kierunku kultury meksykańskiej (o czym świadczy tytuł płyty oraz nazwy poszczególnych miniatur), to mnie jednak po wysłuchaniu Oaxaca Constellation do głowy przyszedł fragment poezji hiszpańskiego poety Federico Garcíi Lorki. Podczas pobytu w Nowym Jorku, czyli w najmroczniejszym okresie swojej twórczości, twórca ten napisał wiersz Pejzaż z dwoma grobami i asyryjskim psem, w którym w przerażającym wręcz napięciu woła: „Przyjacielu, wstań i posłuchaj, jak wyje asyryjski pies”. Ciągle wydaje mi się, że w wyciu tego asyryjskiego psa ogniskuje się skrajnie wiele emocji, tak daleko wykraczających poza smutek i rozpacz.

Podobnie jest z płytą Oaxaca Constellation, której ogólny nastrój wymyka się jednoznacznemu zaklasyfikowaniu. Złożona z kilkudziesięciu miniatur suita (bo moim zdaniem tak właśnie tę płytę należy odczytywać) maluje pejzaż pełen przeróżnych odcieni uczuć. Niezależnie jednak, w jaki zakamarek duszy akurat „wywozi” nas Pierończyk, robi to w sposób pełen gracji i elegancji. Być może to wpływ murów klasztornych, wewnątrz których Pierończyk późną nocą tworzył swoje miniaturki, że choć całe nagranie nie jest ciężkie, czasami wręcz zaskakuje lekkością, to jednak w jakiś sposób odbiorcę uwzniośla. Przepiękna to przygoda z Meksykiem i pewną nutką mistyczności w tle…

Choć I’ll Colour Around It oraz Oaxaca Constellation tak wiele różni, to jednak jeden element bardzo mocno wiąże ze sobą te dwa nagrania. Jest nim swoista bezkompromisowość Pierończyka. Nie objawia się ona jednak w żaden efekciarski czy sztucznie buntowniczy sposób. Ten gość po prostu robi dokładnie to, na co ma ochotę. Nie jest to jednak, rzecz jasna, działanie na zasadzie błazeńskiego widzimisię, lecz raczej brawurowa próba zawierzenia swojej artystycznej intuicji. A tę Pierończyk ma co najmniej nieprzeciętną! Mam wrażenie, że to właśnie ona go prowadzi, a on – jako saksofonista – „tylko” się jej podporządkowuje. Umiejętność konsekwentnego podążania za tym wewnętrznym głosem jest w świecie sztuki nie lada umiejętnością. To akt odwagi, który wyróżnia najbardziej wartościowych i autentycznych twórców. I właśnie jednym z nich jest Adam Pierończyk. Po prostu kawał artysty.

Jędrzej Janicki

Tagi w artykule:

Powiązane artykuły

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO