Płyty Recenzja

Blue Note Re:imagined

Obrazek tytułowy

Decca Records, 2020

Jak brzmi klasyka jazzu potraktowana współczesną wizją i technologią? Bardziej energicznie, transowo, balladowo – w innym wymiarze – ale czy mniej błękitnie? Album Blue Note Re:imagined redefiniuje pojęcie błękitnych nut, jednocześnie oddając hołd temu, co wyznaczało ich pierwotny sens.

Coraz częściej łapię się na tym, że ten świat nam się muzycznie rozdrabnia. Na kawałki tak małe jak rozbite szkło, którego pozostałości dalej kruszeją z każdym dotknięciem. I choć wydawać by się mogło, że taka kruszynka nie ma nic wspólnego z drugą, to obie przecież powstały z tej samej materii. Jeśli zaczepimy na ulicy studenta i zapytamy go, czy słucha jazzu, może poczuć się skonsternowany. Natomiast jeśli zagaimy, czy zna Jorję Smith albo Jordana Rakeia, to nawet wymieni Blue Lights czy Mind’s Eye. Co wobec tego sprawia, że współczesne gatunki, które czerpią pełną garścią z klasycznego jazzu, soulu i R&B, znajdują zrozumienie i miejsce na playlistach dojrzewających adeptów muzycznego błękitu? Chyba właśnie potrzebą odpowiedzi na takie pytanie kierowali się inicjatorzy projektu Blue Note Re:imagined.

Legendarna wytwórnia Blue Note Records to muzyczna świątynia, która podejmując współpracę ze słynną nowojorską Deccą, scaliła pokolenia. I tak doszło do tego, że na tej historycznej mieszance Smith śpiewa St Germain, I’ll Never Stop Loving You oryginalnie wykonane przez Doris Day w filmie Kochaj albo odejdź (1955) interpretuje Yazmin Lacey, a saksofon Wayne’a Shortera imituje wokal Emmy-Jean Thackray. Przeważają jednak przeobrażenia instrumentalne. Grający na saksofonach Shabaka Hutchings i Nubya Garcia biorą na warsztat odpowiednio Bobby’ego Hutchersona i Joe Hendersona. A Maiden Voyage Mr Jukesa to podróż w zupełnie inne miejsce niż wyobraźnia Herbiego Hancocka.

Artystów występujących na tym albumie ewidentnie spajają korzenie. Południowy Londyn, czyli wspólne podwórko dla nowej fali brytyjskiego jazzu i alternatywnych kierunków muzycznych. Alternatywnych, ale jak słychać na Blue Note Re:imagined – silnie osadzonych w tych korzeniach (choć na płycie jazzuje sobie też wyjątkowo norweski zespół Fieh). Jednocześnie wybrzmiewa mocno, że wszyscy czerpią ze wspólnego źródła.

To muzyczne pokolenie (pamiętajmy, że twórcy to przedział wiekowy 20+) charakteryzuje intrygujące przedefiniowanie dawnych wzorców. Jego domeną są solidne i wyraziste bity, czynny udział syntezatorów, czasem nawiązanie do ambientu. Nieco w tym funku (Rakei, Melt Yourself Down), nieco hip-hopu (Steam Down z Afronautem Zu), indie (Skinny Pelembe) czy nawet przebłysków EDM i techno, ale klamrą są wprowadzające w strefę chilloutu niebieskie nutki, które po prostu są ponadczasowe.

Fascynują nas te same schematy rytmiczne, te same melodie, uniwersalne historie słowne i rozwiązania instrumentalne. Te same – a jednak przeobrażone. Może inaczej: zdjęte z półki, przetarte z kurzu i pokazane w świeżej perspektywie. Brzmieniem naszych czasów. I choć dziś jazz to nie „miasto, masa, maszyna”, to niebo nadal jest tak samo błękitne. Czasem tylko dopadają je odcienie różu, pomarańczy i fioletu – a takie właśnie przyjemnie obserwuje się ze składanką Blue Note Re:imagined w słuchawkach.

Marta Goluch

Tagi w artykule:

Powiązane artykuły

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO