Płyty Recenzja

Brandon Robertson – B.O.A.T.S. Bass’d On A True Story

Obrazek tytułowy

Brandon Robertson / Slammin Media, 2019

Kontrabas jako instrument solowy i podstawa rytmiczna, bez której żaden zespól jazzowy – i nie tylko – nie jest w stanie funkcjonować. Tak chyba najkrócej można określić płytę amerykańskiego kontrabasisty Brandona Robertsona. Bohater tego krążka, po czternastu latach działalności, zdecydował się nagrać pierwszą płytę jako lider zespołu, stawiając na zaprezentowanie na niej kontrabasu w roli instrumentu wiodącego.

Płyta B.O.A.T.S. Bass’d On A True Story pokazuje różne, nie tylko rytmiczne, zastosowania kontrabasu. W kilku utworach swojego autorstwa, w solówkach, lider wręcz poraża swoimi wysokimi umiejętnościami, dbając przy tym o wyeksponowanie głębi brzmienia instrumentu. W innych zaś wtapia się w zespół, stając się elementem podstawy rytmicznej i oddając pole do indywidualnych popisów innych instrumentalistów zaproszonych do nagrania.

Tytuł tego krążka nie jest przypadkowy, jak sugeruje, wszystko jest Na podstawie prawdziwej historii, bo muzycznie opowiada on o drodze, jaką przebył artysta, i o wpływach stylistycznych, które miały decydujący wpływ na jego rozwój. Tak sformułowany tytuł mógłby wprawdzie sugerować inne rozwiązania muzyczne – podpowiada mi raczej mieszankę różnych gatunków – to jednak finalnie album okazuje się być utrzymany w bardzo jednolitym, eleganckim stylu lekkiego jazzu nowoczesnego osadzonego w tradycji lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku.

Delikatne dodawanie w poszczególnych utworach do standardowego tria rytmicznego trąbki, saksofonów (sopranu i tenoru) oraz wokalu okazało się bardzo dobrym pomysłem. W efekcie powstała bardzo przyjemna muzyka, okraszona ciekawymi popisami solowymi. A uwydatnienie kontrabasu tylko działa na jej korzyść. Warto też zwrócić uwagę na ciekawe interakcje i współbrzmienia saksofonistów (Adrian Crutchfield i Lew Del Gatto) z pianistami (wymiennie Mason Margut lub Zach Bartholomew) oraz saksofonistów z trębaczem (James Suggs), którym pomagają ciekawe zabiegi aranżerskie zaplanowane według najlepszych wzorów z lat sześćdziesiątych.

Wprawdzie długo potrwało, zanim Brandon Robertson odważył się wydobyć swój kontrabas na pierwszy plan, ale ważne, że w końcu jego pomysł wypalił i że z bohatera drugiego planu muzyk stał się sprawnym wykonawcą roli głównej. A wszystko zagrane zostało ze smakiem, a czasami też z wirtuozerią, która jednak nie była tu przytłaczająca.

Autor Andrzej Wiśniewski

Tagi w artykule:

Powiązane artykuły

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO