Płyty Recenzja

Dominik Kisiel: Domowa kameralna strefa komfortu

Obrazek tytułowy

fot. mat. prasowe

Choć Dominik Kisiel debiutował z autorskim kwartetem, a później udzielał się w różnych formacjach wieloosobowych, to mam wrażenie, że najlepiej odnajduje się w projektach kameralnych. Zarówno w formule dwuosobowej (warto przypomnieć albumy z 2021 roku – Cassubia z Jakubem Klemensiewiczem i Delta Scuti z Dominikiem Bukowskim), jak i solowej (Stop, również z 2021) imponował on kreatywnością i subtelnością gry. W ostatnim czasie artysta zaprezentował kolejne wydawnictwa w obu tych układach, ponownie dostarczając słuchaczom wartościowej muzyki.


Late Summer.jpg

Dominik Kisiel, Krzysztof Pawłocki – Late Summer

(Grigio Records, 2023)

Duet Dominika Kisiela (fortepian, preparacje) i Krzysztofa Pawłockiego (gitara, efekty) powstał spontanicznie w ubiegłym roku. Muzycy znają się ze współpracy w grupie Jazz.u (recenzja ich albumu w tym numerze JazzPRESSu, na końcu tego działu), stąd naturalne było dla nich spróbowanie sił we wspólnym graniu. Opisywany album jest efektem nieplanowanej sesji, jak wskazano w opisie wydawniczym, mającej miejsce „w salonie wśród foteli i kwiatów zielonych”. Nawet bez tej informacji nietrudno wyczuć, że panowie stworzyli sobie komfortową przestrzeń, pozbawioną fermentu towarzyszącego nagraniom studyjnym. Dzięki temu ich gra brzmi szczerze,tak że każdy dźwięk zdaje się dotykać intymnych emocji. Bez wątpienia skupienie się na własnej duchowości było źródłem prowadzonych przez nich improwizacji. Pozbawione są one egocentrycznej potrzeby eksponowania, znakomitego przecież, warsztatu, a skupiają się na jedności brzmienia.

Na debiutanckim albumie Kisiel deklarował chęć prowadzenia, za pomocą swojej muzyki,duchowej kuracji. Late Summer zdaje się mieć podobną ambicję. Autorzy przyznają, że grali z intencjami dobra i miłości, zachęcając do podróży we „własnym sercu, ku przebaczeniu i jedności”. Przyznam, że podobne deklaracje nierzadko wydają mi się puste, nastawione na wzbogacenie opisu danego wydawnictwa. W tym przypadku jednak kameralna atmosfera albumu (podobnie jak wspominanego debiutu pianisty) i perfekcyjna jedność brzmienia instrumentów zapewniają słuchaczowi przyjazna przestrzeń do wyciszenia. Nawet jeśli Kisiel delikatnie preparuje instrument, a Pawłocki wprowadza efekty elektroniczne, ich muzyka nie zatraca idealnej prostoty i ciepła.

Pieśni.jpg

Dominik Kisiel – Pieśni

(Dominik Kisiel, 2024)

W notce biograficznej towarzyszącej wydaniu poprzedniego albumu Dominika Kisiela (fortepian, preparacje) można przeczytać, że artysta w swojej twórczości „dąży do maksymalnego wykorzystania brzmieniowych możliwości fortepianu”. O prawdziwości tej deklaracji jeszcze dobitniej świadczy jego najnowszy projekt – Pieśni. Dwanaście kompozycji wypełniających album jest samodzielną eksploracją możliwości rzeczonego instrumentu, tak w jego formie pierwotnej, jak i poddanej autorskiej preparacji.

Pieśni są kolejną po wydanym przed trzema laty albumie Stop solową pozycją w dyskografii trójmiejskiego pianisty. Materiał powstał w warunkach domowych, co miało sprzyjać osobistemu charakterowi gry. Proces twórczyzapoczątkowały spontaniczne szkice, które autor spisał, nadał im formę kompozycji, a podczas nagrywania po raz kolejny rozwinął w improwizacjach. Uzyskał dzięki temu muzykę rozpiętą pomiędzy intuicyjną ekspresją jazzu, a klasycznym uporządkowaniem harmonii. Jak już wspomniałem, część utworów bazuje na dźwiękach preparowanego fortepianu, co istotnie wzbogaciło brzmienie, sprawiając wrażenie rozszerzenia instrumentarium o elementy perkusjonaliów czy sitaru. Wszystkie te zabiegi przełożyły się na imponujący dowód możliwości Kisiela, którego warsztat, co udowadniał już wcześniej, jest najwyższej próby. Mam jednak wrażenie, że w najnowszych kompozycjach jeszcze lepiej uwypukliłswoją wrażliwość, pokazując, jak dobrze potrafi oddać najintymniejsze emocje.

Kisiel opisując treść zawartą na płycie, podsumował wywód trzema słowami: „medytacja, uwolnienie, wybaczenie”. Bez wątpienia mamy więc do czynienia z materiałem osobistym, dotykającym głębokich przeżyć autora. Słuchaczowi najłatwiej będzie odnaleźć w nim pierwszą ze wskazanych przestrzeni – zatopienia się w kojących dźwiękach. Później zaś może już głębiej zajrzeć w siebie, otwierając się na wyzwolenie bardziej osobistych emocji.

Jakub Krukowski

Tagi w artykule:

Powiązane artykuły

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO