Płyty Recenzja

Little Albert – The Road Not Taken

Obrazek tytułowy

(Virgin Music / Universal Music Italia, 2024)

Czy blues i metal to tak odległe gatunki, jak mogłoby się wydawać? W końcu motyw diabła pojawiał się w bluesowych pieśniach już kilka dekad przed powstaniem metalu. Z kolei na pierwszej metalowej płycie w historii – zajaką wielu uważa debiutancki album Black Sabbath, choć to dyskusyjne – pojawiła się harmonijka ustna, a korzenie słynnego zespołu z Birmingham były jak najbardziej blues-rockowe i kto wie, czy gdyby nie palce Iommiego i niższe strojenie gitar, nie skończyliby jako jeden z wielu barowych, niewyróżniających się zespołów bluesowych, jakich w Anglii wówczas było niemało...

Wspominam o tym nieprzypadkowo, bo jedną z najlepszych bluesowych płyt ostatnich miesięcy nagrał gitarzysta Alberto Piccolo, w tej odsłonie nazywający się Little Albert. Tym razem mamy do czynienia z muzykiem, który na codzień gra poszukujący doommetal we włoskiej grupie Messa. Zespół ma już na koncie występy na międzynarodowych festiwalach i posiada nawet pewien fanbase w Polsce, gdzie występował kilkakrotnie, choćby na ubiegłorocznym festiwalu Soulstone Gathering. Już w tej grupie dostrzec można było jego nieoczywiste podejście do gitary i kompozycji, zaaranżowanych w różnorodny, daleki od sztampy sposób, z wykorzystaniem saksofonu czy mandoliny. W ramach swojego pobocznego projektu artysta szuka jednak... bluesa! Co więcej, wykonuje go z rzadko spotykanym feelingiem. Sytuacja jeszcze bardziej się komplikuje, gdy dodamy, że jest on absolwentem jazzowego konserwatorium, a w jego metryczce widnieje rocznik 1992.

Muzyka zawarta na drugiej płycie gitarzysty The Road Not Taken daleka jest od nadmiaru, przesytu, za to bardzo dobrze wyważona i umiejętnie szarpiąca struny naszych emocji. Płynie z gracją, a jednocześnie przykuwa uwagę wylewnymi solówkami. Sporo tu powietrza, grania przestrzenią i klimatem. Jest w tym pewnie coś ze starodawnego podejścia do rzemiosła, bowiem materiał zarejestrowano na analogowej taśmie. I to nie jedyny łącznik z latami 60. czy 70. Little Albert ewidentnie wywodzi się z „hendriksowskiej” tradycji grania, choć jego długie, nieco psychodeliczne solówki mogą także przywodzić na myśl solowe dokonania Robina Trowera po odejściu z Procol Harum. Brzmienie jego gibsona spodobać się powinno także miłośnikom Petera Greena. Jest par excellence bluesowo, trochę psychodelicznie, a kiedy trzeba, to muzyk i przesteru nie szczędzi, jak na gitarzystę parającego się metalem przystało. Całość okraszona jest jego melancholijnym wokalem z dużym pogłosem, na którego określenie przychodzi mi do głowy tylko jedno słowo – smooth.

Ciekawy jest też repertuar, bo oprócz autorskich kompozycji Little Albert wyraźnie mruga okiem do fanów bluesowej i rockowej klasyki. Tak jest w stylowym 12-taktowcu Demon Woman, tak jest w Blue and Lonesome, coverze piosenki Little Waltera, która dzięki klawiszom nabiera może mniej rozedrganego w stosunku do oryginału, ale za to nie mniej smutnego charakteru. Kolejny na krążku Magic Carpet Ride o dziwo nie jest coverem, ale ciężko nie odnotować tutaj inspiracji słynnym utworem Steppenwolf; nie tylko poprzez tytuł, ale też sfuzzowaną gitarę, osiągającą tu chyba najbardziej przesterowane rejony na całej płycie.

Szkoda, że artysta pozostaje wciąż stosunkowo mało znany, bo swoim stylem, wyczuciem i zawartością bluesa w bluesie przebija wielu przereklamowanych „gigantów” współczesnej blues-rockowej gitary – pokroju Joe Bonamassy. The Road Not Taken to kolejna bardzo udana płyta Little Alberta. Sam zaś przydomek tego artysty wziął się najpewniej od „eksperymentu małego Alberta”, który stanowi jedną z najmroczniejszych kart w historii psychologii. Zainteresowanych odsyłam do internetu, niemniej: można dziecko tak wytresować, by bało się nawet św. Mikołaja! Wierzę, że czytelnicy tego zacnego pisma nie należą do osób, które lękają się samej wizji „bluesa granego przez metalowca”. Za dobrą monetę przyjmijmy jego jazzowe wykształcenie i niechże to będzie bodziec, by po ten album sięgnąć, bo gwarantuję – można się mile zaskoczyć!

Karol Kotański

Tagi w artykule:

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO