Płyty Recenzja

Mateusz Pospieszalski – Tam i sam

Obrazek tytułowy

Polski Rap 2020

„Obcowanie z naturą powoduje, że człowiek czuje się lepszy. W przestrzeni, która otacza nas. odnajdujemy rzeczy za każdym razem zaskakujące. Widząc las, chcę do niego wejść. Stojąc nad morzem, wpatruję się w dal oniemiały. Będąc nad jeziorem, chciałbym już płynąć. Tam! Przyroda żyje i zachwyca. Pragnieniem nieodłącznym jest chęć współistnienia z tym wszystkim, co nas otacza”. Słowa Mateusza Pospieszalskiego zamieszczone na okładce albumu Tam i sam w bardzo bezpośredni sposób przybliżają słuchaczom zamysł artysty stojący za tym wyjątkowym dziełem. Fascynacja naturą czy próby wejścia w relacje z nią poprzez muzykę mogą znajdować przeróżne formy. O niektórych z nich pisałem w materiale Ekojazz (JazzPRESS 9/2020). Pospieszalski wybrał formę najprostszą. A może najtrudniejszą? Duet – on i natura.

Pierwszy kontakt z muzyką zawartą na płycie może być sporym zaskoczeniem dla wszystkich, którzy znają saksofonistę z jego kwintetu, projektu Empe3, grup Voo Voo czy Tie Break. Mogłoby się wydawać, że album nagrany solo przez tej klasy artystę będzie popisem wirtuozerii, pomysłów formalnych, intrygujących tematów. Tymczasem już pierwszy utwór na płycie – Zwieczorniały – wyprowadza nas z błędu. Pospieszalski gra prostą melodię, jest niezwykle oszczędny w dawkowaniu dźwięków – jakby starał się nie zagłuszyć deszczu, który cały czas słyszymy w tle. Jeśli nie poświęci się tej muzyce należytej uwagi, można nawet czasem odnieść wrażenie, że artysta gra jakieś wprawki, próbuje… Jednak kiedy już wejdziemy w ten materiał, trudno będzie się od niego uwolnić. Wspomniałem, że nagranie to duet z naturą. W zasadzie to nie duet, a dosyć rozbudowany zespół. Swoje partie mają tu dzikie kaczki, drozdy, pies, świerszcze, wiatr i przede wszystkim woda – w postaci deszczu, morskich fal, tafli jeziora. Mateusz Pospieszalski nie naśladuje na tej płycie natury, nie komentuje jej, nie dialoguje z nią – on i jego muzyka stają się po prostu jej częścią. Studiami nagraniowymi zostały pomost nad jeziorem, nadmorska plaża, polana, sopockie molo. Okazuje się, że aby osiągnąć intrygującą akustykę, nie trzeba jechać do Taj Mahal – czasem wystarczy Suwalszczyzna.

Wszystkie nagrania to improwizowane „koncerty” zagrane w naturalnej przestrzeni. Z kilku godzin zarejestrowanych materiałów autor dokonał selekcji dziesięciu fragmentów, które złożyły się na płytę. Tylko w jednym utworze saksofonista dograł dodatkowe dźwięki w studiu. Zwieczorniały z akompaniamentem zawiera dodatkową partię klarnetu basowego oraz ścieżkę rytmiczną graną na klapach saksofonu.

W tle utworu Nieba zbłąd pojawił się obcy element – dźwięk przelatującego w oddali samolotu. Może to zwiastun kolejnego albumu Pospieszalskiego, bo muzyk już zapowiada, że zamierza kontynuować grę z dźwiękami otoczenia – nie tylko naturalnego. Czekam z niecierpliwością, a póki co polecam mentalne przeniesienie się nad brzeg jeziora, plażę albo skraj lasu z dźwiękami saksofonu z płyty Tam i sam.

Autor Piotr Rytowski

Tagi w artykule:

Powiązane artykuły

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO