Płyty Recenzja

Michał Bąk Quartetto – Fortress

Obrazek tytułowy

Alpaka Records, 2021

Już w XVIII wieku filozof Edmund Burke jako jedną z zasadniczych kategorii estetycznych wyróżniał wzniosłość. Doznanie owej wzniosłości nierozdzielnie wiązało się z poczuciem szczególnej intensywności wynikającej z obcowania z czymś ogromnym, co w pewnym zakresie przekracza nawet nasze możliwości percepcyjne. Nieuniknione w takiej sytuacji przytłoczenie może jednak zostać przezwyciężone – zupełnie tak, jak dzielny himalaista odnosi zwycięstwo nad kolejną pozornie tylko niezdobywalną górą. Ten efekt przełamywania własnej słabości staje się w przypadku kategorii wzniosłości z jednej strony źródłem pewnego cierpienia, a z drugiej radości i rozkoszy. Treść powyższego pseudowykładziku o estetyce moim zdaniem osadza w odpowiednim kontekście płytę Fortress zespołu Michał Bąk Quartetto. Przecież ta płyta jest po prostu wzniosła…

Fortress to druga płyta zespołu dowodzonego przez kontrabasistę Michała Bąka. W porównaniu z wydanym w 2017 roku debiutem (zatytułowanym po prostu Quartetto) nastąpiły drobne zmiany, tak personalne, jak i stylistyczne. Jak stwierdziliby komentatorzy sportowi, miejsce miała roszada na pozycji saksofonisty – Piotra Chęckiego zastąpił Jakub Klemensiewicz. Niezmiennie trębaczem Quartetto pozostaje za to Emil Miszk, a perkusistą Sławek Koryzno.

Stylistycznie za to, na tzw. pierwszy rzut ucha, wydaje się, że zespół podąża ścieżką wytyczoną płytą Quartetto. Przeważają eleganckie kompozycje, wywołujące raczej poczucie posępności i niepokoju niż radości i ukojenia. Zespół bardzo wprawnie czerpie z dorobku muzyki jazzowej, klasycznej i minimalistycznej – w porównaniu z Quarttetto wydaje się, że na Fortress znalazło się jednak więcej nawiązań do muzyki klasycznej. Nie chodzi tylko o fakt, że kwartet na warsztat wziął kompozycje takich mistrzów jak Händel czy Monteverdi, raczej o sposób potraktowania improwizacji. Ta zawsze była dla Quartetto sposobem na dokonanie brawurowego mariażu jazzu i muzyki klasycznej. Tym razem jednak poszczególne partie solowe nie niosą za sobą specyficznej dla jazzu melancholijności, czułości i zwiewności (co było mimo wszystko uchwytne na Quartetto), lecz, jak powiedziałby Søren Kierkegaard, trwogę i drżenie. Co zaskakujące, pełne zatopienie się w tych dźwiękach pozwala jednak na doznanie pewnego oczyszczenia.

Słuchanie Fortress nie jest lekkie, łatwe i przyjemne, ale pełna uwaga i skupienie w obcowaniu z tymi dźwiękami pozwala na odkrycie ich niebanalnego, nieoczywistego piękna. Fortress w jakiś bliżej nieokreślony sposób uwalnia nasze myśli od wszystkich ziemskich problemów i kieruje je w stronę metafizyczności i mistyki, która dla każdego , rzecz jasna, oznaczać może coś trochę innego…

Michał Bąk Quartetto wnosi na polską scenę jazzową i okołojazzową pewną nową jakość – elegancką, schludną i pozbawioną nawet krztyny efekciarstwa. Połączenie jazzu z muzyką klasyczną nie jest zestawieniem dwóch obcych sobie elementów, lecz raczej ich symbiozą, tak dalece posuniętą, że mówić trzeba by o jakiejś innej, nowej stylistyce, łączącej w sobie te dwa rodzaje wzorców. Wiele jest w Polsce naprawdę fajnych zespołów, lecz bądźmy szczerzy, niewiele z nich pamiętać będziemy za jakieś pięćdziesiąt lat. Mam jednak nieodparte wrażenie, że Michał Bąk Quartetto ma wszelkie szanse, by stać się jednym z tych muzycznych przedsięwzięć, które na stałe zapiszą się na kartach polskiej muzyki. I to nie tylko muzyki jazzowej!

Jędrzej Janicki

Tagi w artykule:

Powiązane artykuły

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO