Płyty Recenzja

Moreira Chonguica – Sounds of Peace

Obrazek tytułowy

(Morestar Entertainment, 2022)

Moreira Chonguica to nie tylko saksofonista, kompozytor i producent, ale także etnomuzykolog. Ma na swoim koncie kilka nagradzanych albumów, wyprodukował muzykę dla wielu afrykańskich artystów i do filmów dokumentalnych. Otrzymał w Mozambiku szereg wyróżnień, wyrazem uznania była też nominacja do komitetu doradczego przy ministrze kultury Mozambiku. Byłtam Postacią Kultury Roku 2014 i 2017, został trzykrotnie wyróżniony w konkursie Superbrands (jako pierwsza osoba z kontynentu afrykańskiego). Mimo tego artysta pozostaje nieznany, nie tylko w Polsce, ale i w innych krajach, gdzie muzyka afrykańska jest popularniejsza niż u nas.

Sounds of Peace jest siódmym albumem w dorobku artysty. Moreira nagrał ten album w całości w Mozambiku, we współpracy z młodymi muzykami, którzy wcześniej wzięli udział w jego projekcie Morejazz Big Band. Zainspirowany bogatą różnorodnością kulturową Mozambiku, artysta wykorzystał języki, instrumenty i tradycyjne melodie różnych plemion. W każdym z trzynastu utworów słyszymy chóry. Czasem są to chóry męskie wznoszące wojownicze okrzyki, jak w przypadku Hosi, ale w większości przypadków są to słodkie głosy kobiece.

W ogóle mam wrażenie, że płyta zawiera bardzo silny pierwiastek kobiecy. Czysty głos wokalistki w piosence Mamana Wanga jest delikatny i zarazem silny – takjak delikatne i zarazem silne bywają zazwyczaj matki. Z kolei w Kwetu Kwa Sidudu słyszymy zmysłowe głosy rozmawiających ze sobą kobiet na tle pulsującej perkusji i nienarzucającego się saksofonu. Chciałoby się dołączyć do grona zebranych, od których głosów emanuje ciepło. Ten sam optymizm i ciepło przebijają z piosenki Malowa Ihinnyaala, gdzie słyszymy gaworzące dzieci, a melodia jest tak prosta i chwytliwa, wręcz znajoma, że nie sposób jej nie podśpiewywać. Dodatkowym atutem utworu są pięknie brzmiące tradycyjne instrumenty perkusyjne.

W niektórych kompozycjach słychać wpływy innych kultur. Kuyanakanya brzmi nieco z kubańska, zaś Pfindla ma coś z muzyki brazylijskiej. Z kolei w Retardando jest funkowy, basowy groove i trochę call and response na wzór Maceo Parkera, ale zdecydowanie bez takiej żywiołowości. Jeżeli się spodziewacie po płycie tanecznych rytmów (większość z nas jest ofiarami tego stereotypowego myślenia na temat muzyki afrykańskiej), to tego raczej nie znajdziecie. Płyta pod tym względem nie jest specjalnie porywająca. Album jest z rodzaju tych relaksacyjnych, łagodnie jazzowych, zwłaszcza w tych fragmentach, w których brzmisaksofon sopranowy. Nie jestem jego wielką fanką, więc trochę mnie kosztowało przesłuchanie tej płyty od początku do końca, ale dzięki temu moje ucho stało się nieco przychylniejsze dla tego instrumentu. Płytę polecam na chłodne jesienne popołudnia. Po długim dniu pracy wniesie trochę spokoju i ciepła.

Linda Jakubowska

Tagi w artykule:

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO