Płyty Recenzja

Olko.m.trio – True

Obrazek tytułowy

Music Landscapes, 2021

Płyta True grupy Olko.m.trio. rozpoczyna się utworem Good Vibe, co śmiało mogłoby stanowić dwuwyrazową recenzję całego albumu. Składa się on z sześciu jedynie, ale za to dłuższych utworów, które w alchemiczny wręcz sposób zlewają się w spójną, przystępną całość. Alchemia dokonuje się również na płaszczyźnie brzmienia. Mimo że band firmowany jest pseudonimem pianistki-liderki Aleksandry Mularczyk, to Olko.m. wraz z towarzyszącymi jej partnerami – Konradem Żołnierkiem na basie i Adamem Golickim na perkusji, osiągają nad wyraz udane porozumienie.

De facto, wbrew temu, co sugeruje nazwa zespołu, obcujemy tu z ekipą, spośród której nie wyłania się żadna postać dominująca. W warstwie muzycznej mamy zaś do czynienia z ciekawym kierunkiem, który określiłbym – może niefachowo – jako „gra akordami”. Wyodrębnione przebiegi melodyczne często są zastępowane synchronizowanymi zmianami akordów, które zapętlone tworzą wkręcającą, angażującą całość.

Niegdysiejsze e.s.t. wchodziło na przykład w powtarzalne, często bardzo dynamiczne, emocjonalne, nawracające motywy – akcentowane przez granie mini-tematów oktawami na fortepianie. Pomiędzy segmentami było tam jednak miejsce na detaliczne, często żywiołowe partie solowe fortepianu lidera, ale i pozostałych muzyków. Aleksandra Mularczyk obiera inny kierunek, a jej prawa ręka nie rozgrywa na klawiaturze żadnych wielce rozbuchanych solówek. Poszukuje za to udanych sekwencji akordów, mikrofraz, które budują atmosferę, a dają się doskonale synchronizować ze współgrającymi.

Znacznie wyraźniej na polu „solo” realizuje się Konrad Żołnierek – a jego gitara basowa (również bezprogowa) dodaje muzyce True współczesnego porywu. Dla bardzo wysmakowanego tu Adama Golickiego to kolejny bardziej stonowany, kontemplacyjny projekt – po autorskim Adam Golicki Trio.

Ci, którzy oceniając czyjeś „granie” ponad wszelkie parametry cenią szybkość – ilość dźwięków na minutę – mogliby snuć rozważania na temat zaangażowania liderki. Ja jednak – otrzaskany z „wymiataczami”, ale szanujący w równym stopniu powściągliwość pianistyczną, chociażby spod znaku Carli Bley – pozostaję tym stylem wielce zaintrygowany. Brak usilnego brylowania na klawiszach czy diametralnie odciągających uwagę solówek poszczególnych muzyków pomaga mi wręcz rozpłynąć się w narracji, której tematy są tylko z lekka, bardzo umownie pociągnięte, a całość podporządkowana jest harmonii (miejscami jazzowej, miejscami rozrywkowej – ale kto by to analizował – po prostu ładnej) i prymatowi współgrania.

I to właśnie taka koncepcja nagrania pozwala mi raz po raz do tej płyty wracać i zachwycać się tym „brakiem parcia”, powstrzymaniem się od uczestnictwa w wyścigu – kto szybciej, kto oryginalniej, kto bardziej skomplikowanie, bardziej jazzowo. Mam poczucie, że nazwa krążka może mieć wiele wspólnego z obraniem takiej właśnie ścieżki twórczej. Sam album zaś nie tylko satysfakcjonuje mnie muzycznie, ale i skłania do ogólnej refleksji na temat sztuki tria fortepian-bas-perkusja. Miło aż tak się zaabsorbować nową muzyczną propozycją – w dodatku z polskiego rynku.

Wojciech Sobczak-Wojeński

Tagi w artykule:

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO