Płyty Recenzja

Paweł Szamburski – Uroboros

Obrazek tytułowy

Paweł Szamburski, 2021

Wąż zjadający własny ogon jest wizerunkiem towarzyszącym człowiekowi od tysiącleci. Odnajdujemy go w egipskim Ra-Ozyrysie, skandynawskim Jormungandzie, hinduskiej Kundalini czy greckim Uroborosie. Choć jego przesłanie bywało różne, to generalnie sprowadzało się do symboliki cykliczności. Szczególnego znaczenia nabrał dla gnostyków, wyrażając element ich doktryny – jedność wszechrzeczy, trwającej w nieskończonym cyklu destrukcji i odradzania. Ta symbolika zainspirowała Pawła Szamburskiego do nagrania drugiego w karierze albumu solowego.

Jeszcze przed odtworzeniem płyty intryguje jej warstwa graficzna. Mimo licznych starożytnych przedstawień tytułowego znaku muzyk sięga po współczesną ikonografię Stacha Szumskiego. W jego wizji wąż pokryty jest zjadającymi się twarzami, czym wprowadza dodatkowe tropy interpretacyjne. Inspiracją dla kompozytora były natomiast trzy rytuały przejścia, powracające w życiu każdego istnienia – narodziny, życie oraz śmierć. Uroboros dla Szamburskiego „wskazuje, że koniec w procesie wiecznego powtarzania odpowiada początkowi”, co jest symbolem odnawiania, śmierci i odrodzenia świata.

Swoje założenia, oprócz starożytnej filozofii, klarnecista realizuje, korzystając z wzorców dziedzictwa ludowego, głęboko zakorzenionych w ilustrowaniu cykliczności egzystencji. Warstwa muzyczna każdej części nawiązuje do folklorystycznych źródeł, każdorazowo kończąc się nagraniami tradycyjnego śpiewu z kolekcji Remigiusza Hanaja. Narodziny rozpoczyna odgłos należącego do matki artysty tykającego zegara, co podkreśla osobisty charakter materiału. Po chwili mantryczny motyw przeszywają niepokojące dźwięki klarnetu basowego i elektroniki, którymi Szamburski oddaje proces powołania życia – bicia serca, przyspieszonych oddechów, krzyku. Ostatnim etapem najdłuższej na albumie kompozycji jest kołysanka zwiastująca przyjście na świat.

Życie zbudowane jest wyłącznie za pomocą analogowego dźwięku klarnetu basowego. W tekście opisującym internetową zbiórkę funduszy na wydawnictwo autor, pierwotnie określając ten fragment jako Wesele, wskazał, że ma on oddawać „radość i smutek, ekstazę (…) impuls, życie”. Tak jest w istocie – na przestrzeni 15 minut dzieje się tu naprawdę dużo, co zważywszy na skromne instrumentarium, musi imponować. W ostatniej części – Śmierć, do klarnetu powraca elektronika, by razem wprowadzić posępną aurę żałobnych lamentów, uosabiających kres bytu. W tle ponownie wybrzmiewa stary zegar, wskazując, że opowieść powraca do początku, inicjując kolejny proces istnienia.

Tematyka nagrania, a także źródła, którymi inspirował się Szamburski, są stałym elementem jego twórczości. Wystarczy sięgnąć po ostatni album tria Bastarda, którego jest liderem, by zrozumieć, jak bardzo fascynuje go temat cykliczności życia. Już sam tytuł tej produkcji – Kołowrót, jasno na to wskazuje. Zupełnie inne, wręcz kontrastujące, są jednak środki do realizacji koncepcji – z jednej strony nagranie intymne, kameralne, a z drugiej – wieloosobowa, potężnie brzmiąca produkcja. To niezwykła cecha artysty, że tę samą ideę potrafi przekazać na skrajnie różne sposoby, za każdym razem osiągając znakomity rezultat.

Jakub Krukowski

Tagi w artykule:

Powiązane artykuły

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO