Płyty Recenzja

Pimpon – Pozdrawiam

Obrazek tytułowy

Pointless Geometry, 2022

Szymon Pimpon Gąsiorek to muzyk, którego nagrania nie po raz pierwszy recenzowane są na łamach JazzPRESSu. Polski perkusista, wykształcony w Kopenhadze, występujący i nagrywający głównie w Danii, zebrał do tej pory wiele doświadczeń muzycznych ze współpracy z artystami sceny free i eksperymentalnej. Nagrał kilka albumów z różnymi formacjami, którym przewodził, a także w duetach. Co zatem wiedzą o Szymonie Gąsiorku ci, którzy zetknęli się z jego muzyką? Na pewno wiedzą, że Pimpon potrafi zaskoczyć i na kolejnym albumie możemy się spodziewać zupełnie świeżych, nowych pomysłów.

Pozdrawiam – nowa pozycja w jego dorobku artystycznym, to przede wszystkim pierwszy solowy album Pimpona. Balansuje on na pograniczu różnych stylistyk, a pierwsze zaskoczenie, z którym tu mamy do czynienia, to zestawienie brzmień i estetyk, którymi operuje twórca. Na albumie odnajdziemy zarówno tradycyjną perkusję, jak i programowane sekwencje perkusyjne, intrygujące brzmienia syntezatorów w postaci sekwencji lub dźwiękowych faktur, nagrania terenowe oraz wstawki wokalne mocno zniekształcone przy pomocy autotune’a. Brzmieniowo momentami wręcz popowy, stylistycznie balansujący między transowością a nastrojowością, formalnie eksperymentalny – album nie jest propozycją oczywistą do klasyfikacji.

Początek albumu pozdrawia nas krzykiem mew, a ambientowe dźwięki i wokal z autotunem to wstęp do kolejnego utworu, opartego na polirytmii, zaśpiewach z autotunem i zniekształconych brzmieniach syntezatorów. Jeśli ten spokojny i eksperymentalny początek dał nam wyobrażenie o tym, czego możemy się spodziewać po tej muzyce, to kolejne dwa utwory stanowią woltę – Balans to utwór wręcz taneczny, oparty na transowym syntetycznym rytmie i prostej syntezatorowej frazie. Dobrą kontynuacją jest Lalala – tym razem z żywą perkusją. Utwór sprawia wrażenie gonitwy – Pimpon w opętańczej, transowej grze stara się „dogonić” uciekającą sekwencję syntezatorów, po czym pojawia się długie syntezatorowe solo. Równocześnie z nim perkusja zagęszcza fakturę utworu, tak że kończy się on wyciszającą się gęstwiną dźwięków. Improwizacje klawiszy i perkusji godne są oklasków, które zastęuje jednak na koniec chór żab.

Nagrania terenowe – ubarwiające niemal każdy utwór na tym albumie – albo stanowią dobry kontrast w stosunku do muzyki, albo są dobrze skomponowane z klimatem utworów i dodają im aury tajemniczości. Tak jest w kolejnych kawałkach – nastrojowym Wsh ilustrowanym industrialnymi dźwiękami i I go, w którym eksperymentalne zgrzyty stanowią klamrę utworu opartego na jazzowej perkusji i sekwencji syntezatorów.

Wsłuchując się w brzmienia syntezatorów, można docenić ich bogactwo – czasem są szkliste jak z muzyki dance, czasem nawiązują do epoki fusion, a pojawiające się zniekształcenia dźwięku dodają im dodatkowego smaczku – bo nic nie jest tu takie łatwe i proste, jak się z pozoru wydaje. Zgrzyty prowadzące do – wydawałoby się – zupełnego rozpadu, porządkuje przedostatni, perkusyjny utwór MegaJoy~, w którym Pimpon wychodząc od jednostajnego rytmu komplikuje go, zrywa, zagęszcza, wprowadza polirytmię, by wreszcie wrócić do początku – jednostajny rytm przywraca porządek rzeczy i potwierdza, że perkusista jest panem tego dzieła. W ostatnim utworze pada deszcz, a głos z ambientowym podkładem przekonuje nas, że zasłużyliśmy na odpoczynek, który nie nadchodzi. Trzeba w takim razie uruchomić płytę od początku.

Debiut solowy Pimpona to płyta zróżnicowana i różna od poprzednich zarazem. Można powiedzieć, że stałość w różnorodności to coś, co z zasady cechuje nagrania Szymona Pimpona Gąsiorka. Wcześniejsze albumy Pimpona również cechowały się dużą różnorodnością – np. w I Love My Mother utwory dronowe sąsiadowały z colemanowskim free jazzem i gitarowymi brzmieniami o estetyce noisowo-industrialnej.

Wśród syntetycznych rytmów, zapętlonych fraz syntezatorów, wokalu z autotunem możemy wychwycić dużo wykonawczej i improwizatorskiej inwencji, pomysłowych wstawek, świeżych pomysłów, dodatków i smaczków produkcyjnych. Dlatego ten koktajl gatunkowy – mieszczący w sobie elementy popu, nawiązania do EDM-u, jazzowe improwizacje, okraszony elementami eksperymentalnymi i industrialnymi, staje się spójny mimo bogactwa form. Jeśli otwartość formy i brak stałości może być wyróżnikiem i cechą stałą, to taka w pewnym sensie jest muzyka Pimpona – jest jak kalejdoskop, w którym obracają się elementy różnokolorowe, ale o ostrych krawędziach. A więc… – „Pozdrawiam”.

Grzegorz Pawlak

Tagi w artykule:

Powiązane artykuły

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO