(AE Records, 2024)
Barry White nagrał kiedyś płytę I Love To Sing The Songs I Sing (pol. Uwielbiam śpiewać piosenki, które śpiewam), a podobnym tropem, stawiając na szczere, osobiste, prostolinijne wyzwanie, podążył pianista Piotr Wyleżoł, który tytułem swojej najnowszej płyty ogłosił, że „kocha muzykę”. Znając niektóre jego osiągnięcia, nigdy nie wątpiłem w jego poważne, rzetelne podejście do dziedziny, w której się specjalizuje – i tym razem również nie jestem zawiedziony. I Love Music to osiem utworów, spośród których sześć to kompozycje lidera, a dwa to standardy – tytułowy (znany z wykonania Ahmada Jamala) oraz Blame It On My Youth – śpiewany (m.in. Frank Sinatra, Carmen McRae) i grany (m.in. Keith Jarrett Trio) przez wielu w historii jazzu.
W tym materiale słychać dużo staranności w zakresie kompozycji, sam nastrój zaś jest nieco nostalgiczny – ot, wyszedł z tego taki wieczorny, europejski post bop. Zagrał wszystko międzynarodowy kwartet artysty (saksofonista Andy Middleton, basista Michał Barański i perkusista Ferenc Nemeth), z którym lider koncertował jeszcze przed nagraniem krążka oraz zamierza często grać też w przyszłości. Niechybnie muzykom udało się tę sceniczną energię i zespołową synergię rozciągnąć na sesję nagraniową.Po prostu słychać, że ta muzyka – mimo wspomnianej staranności – płynie spontanicznie, bez dodatkowych producenckich ingerencji.
Najciekawszym dla mnie utworem jest Count Up, odróżniający się od całej reszty niemal samplową rytmiką i intrygującymi rozwiązaniami harmonicznymi. W tej najkrótszej z całego zestawu kompozycji (nieprzekraczającej trzech minut) uzyskano naprawdę ciekawy sound i zdecydowanie posłuchałbym więcej takich klimatów.
I Love Music to dziełko dojrzałe, wymagające z pewnością spokojnego, wielokrotnego wysłuchania. Mnie urzeka trudną do złapania i opisania nostalgią oraz wysmakowanym językiem jazzowej wypowiedzi. Piotr Wyleżoł po tylu latach grania i – łącznie z najnowszą – 12 autorskich płytach, może sobie pozwolić na nierobienie rewolucji, a tylko wypuszczanie tego, co uważa za stosowne i co mu w duszy gra. A że robi to wszystko z miłości do muzyki – nie mam najmniejszych wątpliwości.
Wojciech Sobczak-Wojeński