Chronograph Records, 2021
Nie samymi kultowymi wytwórniami i płytami od sław człowiek żyje. Skoro i tak funkcjonujemy w czasach zdominowanych przez internet, to warto z niego wyciskać najbardziej wartościowe rzeczy. A rozumiem przez to eksplorowanie muzyki – w skali, która nie była osiągalna dla przeciętnego (czy wręcz – żadnego!) słuchacza w poprzednich dekadach. I tak oto, dzięki globalnej wiosce, na łamach JazzPRESSu możemy poczytać o niszowym dziełku z kanadyjskiej prowincji Saskatchewan.
Otóż, lokalny ansambl Saskatchewan All Star Big Band w Międzynarodowy Dzień Jazzu (30 kwietnia) postanowił pokazać jazzowemu wielkiemu światu swoje oblicze. Czy to jazz z elementami kultury indiańskiej? Zdecydowanie nie, a szkoda – bo liczyłem na energetyczny powiew godny Siuksów. Zamiast tego dostajemy zgrabną suitę, w której przeważnie ugrzecznione, hollywoodzko-rewiowe klimaty rzekomo ilustrują 150-letnią historię Saskatchewan. Szczęśliwie gdzieniegdzie do głosu dopuszczany jest ostrzejszy saksofon czy trąbeczka, lecz mimo wszystko stąpamy cały czas po bezpiecznym gruncie. Nie chcę brnąć w historyczno-kulturowe rekonstrukcje, ale muzyki tej nijak nie przywiązałbym do tak forowanego, przewodniego wątku, jakim jest bogata historia Saskatchewan. Najlepszym i najdłuższym numerem na płycie jest kończący Saskatchejazz, w którym „odklejamy się” od historycznych, wzniosłych tropów, oddając się po prostu kolektywnej, zabawowej improwizacji.
Jak czytamy w opisie wydawcy, walorem Saskatchewan All Star Big Band jest skupienie na jednej scenie tamtejszych wyróżniających się muzyków, co na pewno ma swoją wagę niebagatelne znaczenie dla członków tej kanadyjskiej małej ojczyzny. Patrząc na to przez taki pryzmat, jestem w stanie bardziej docenić omawiany tu album, niż oceniając wyłącznie jego zawartość. Ta ostatnia jest tak poprawna, jakby nad niegdysiejszym Kisiskatchewani Sipi nie działo się nic ponad przeciętność. Na szczęście jest Buffy Sainte-Marie.
Autor: Wojciech Sobczak-Wojeński