Płyty Recenzja

So Slow - W otwarte dłonie powietrze sypie gruz przedświtu

Obrazek tytułowy

So Slow W otwarte dłonie powietrze sypie gruz przedświtu

Audio Cave, 2019

Tytuł płyty W otwarte dłonie powietrze sypie gruz przedświtu w bliżej niewytłumaczalny sposób od razu skojarzył mi się z legendarnym nagraniem …Róże miłości najchętniej przyjmują się na grobach zespołu KAT. Choć wydaje się, ze twórczość flirtującego z jazzem zespołu So Slow ma niewiele wspólnego z dokonaniami Romana Kostrzewskiego i spółki, to sam tytuł płyty swoją składnią w jakiś sposób do legend polskiej sceny metalowej się odwołuje (mniejsza o to, czy w sposób zamierzony…). Co więcej, płyta W otwarte dłonie powietrze.. (bo tak pozwolę sobie skracać pełen tytuł) uchwytuje nieco tej specyficznej melancholii, tak typowej dla awangardowego metalu…

Banałem byłoby powiedzieć, że W otwarte dłonie powietrze.. jest dziełem daleko wykraczającym poza jakiekolwiek stylistyczne konwencje i ograniczenia. Otwierająca płytę miniaturka W przypomina leniwą motoryczność typową dla zespołów stonerrockowych (takich jak chociażby niedoceniane King Buffalo), a jej nagłe przecięcie wzmaga zbudowany już tajemniczy nastrój, który podbija jeszcze następna pozycja – otwarte dłonie. Pejzaż industrialnych dźwięków zostaje przełamany indierockową wręcz strukturą, na której tle wyjątkowo frapująco wybrzmiewa gęsta, lecz „wycofana” melorecytacja Michała Głowackiego.

Cechą charakterystyczną nie tylko tego utworu, lecz całej płyty jest specyficzne brzmienie gitary. Daniel Kryj zdaje się stronić od efekciarskich i przeładowanych rozwiązań, a jego partie solowe wprowadzają sporo prostoty i ukojenia, które okazują się być niezbędne przy odbiorze tak wymagającego materiału. I choć bardzo wiele bliskiego mi rockowego sznytu spod znaku brzmienia zespołu Laibach ma w sobie utwór powietrze, to jednak chyba zamykający płytę gruz przedświtu wywiera na mnie największe wrażenie. Ta rozbudowana kompozycja w pierwszej swojej części napędzana jest świetną partią perkusji Arka Lercha, a swoim klimatem przypomina nieco suity zespołu Pink Floyd z ich psychodelicznego okresu, tak pełne „lunatykującej” przestrzenności.

Drugą część rozpoczyna przyprawiająca o ciarki partia wokalna, która hipnotyzuje swoim mantrowym nastrojem. W końcowym fragmencie przez gęstwinę jakże tajemniczego podkładu w prawdziwie mistrzowski sposób przebija się spokojna fraza gitarowa prowadząca subtelną, wyrafinowaną partię solową.

W otwarte dłonie powietrze sypie gruz przedświtu to muzyka bardzo odważna, zaskakująca i frapująca, a fragmentami przyprawiająca nawet o lekki dreszcz grozy. Jej główną zaletą jest nieszablonowość i świeżość bijąca z każdego dźwięku i każdego nieoczywistego rozwiązania aranżacyjnego. To naprawdę bardzo spójna całość o świetnie wyważonych proporcjach między eksperymentem a melodyjnością. So Slow po raz kolejny tworzy oryginalne uniwersum zapewniające słuchaczowi całą paletę nieoczekiwanych doznań muzycznych.

Autor Jędrzej Janicki

Tagi w artykule:

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO