Płyty Recenzja

Tahmela Six – Mount

Obrazek tytułowy

(Mustik Motel Music, 2024)

Debiutancki album fińskiej grupy Tahmela Six, nagrany w całości na żywo pod koniec 2023 roku, ukazał się w czerwcu roku 2024. Ale od początku. Sześciu jazzmanów zebrało się w willi zlokalizowanej nad jeziorem Pyhäw dzielnicy Tahmela miasta Tampere na południu kraju, by zarejestrować materiał na longplay wydany ostatecznie pod tytułem Mount. Rezultat to trzy długie, medytacyjne utwory przypominające trochę post-rock styku milleniów, zgrabnie połączony z estetyką ECM jazzu, new age i fusion.

Skandynawski jazz ma swoją długą tradycję, zawsze można było się w nim doszukać specyficznego chłodu, północnej bryzy, pogłosu, jakby saksofony i trąbki szumiały gdzieś po dzikich lasach i opuszczonych polanach. Nie inaczej jest tutaj. Utwory zawierają co prawda okazjonalne tematy, są jednak raczej mozaiką nastrojów, wokół których snują muzycy Tahmela Six swoje improwizacje. Mamy tutaj trąbkę, dwa saksofony, flet, gitarę, bas i perkusję. Zespół w składzie optymalnym dla fusionwyraźnie nie unika też inspiracji współczesną muzyką elektroniczną czy filmową.

Utwór tytułowy Mount to medytacja na mantrowym motywie basu.Pełznie elektryczna gitara, dudni stłumiona trąbka i kolektywnie odgrywają swoje partie oba saksofony. Około dziesiątej minuty pojawia się wreszcie motyw, który bardziej przyciąga uwagę, crescendo umacnia niezłe solo Samiego Sippoli na saksofonie tenorowym. Zresztą nie tylko, bo następująca później altowa solówka Otto Eskelinena to najbardziej ekspresyjna partia na całym albumie. Również sennie zaczyna się drugi numer Funus Parit, choć szybciej niż poprzednik osiąga rejony wykraczające poza rozgrzewkę. Ponownie duża to zasługa solówek saksofonowych. W końcówce zaś Topias Tiheäsalo gra solidne solo na przesterowanej gitarze, do którego dołącza lamentujące legato saksofonu i trąbki, tworząc triumfalną kakofonię. Cat of the Paju, najkrótszy na albumie,siedmiominutowy utwór, wydany został jako singiel. Zbudowany jest na basowym solo, do którego dołącza flet. Plemienne rytmy, które wchodzą później, brutalnie przerywa staccato odgrywane przez cały zespół, dalej rośnie groove perkusji i słyszymy przestrzenne solówki trąbki, fletu i saksofonu, skąpane w jakże skandynawskim pogłosie.

Ostatecznie całość zlewa się w jedną wielką ilustrację. Nieco brak tutaj dynamiki, która mogłaby bardziej niż okazjonalne unisono dęciaków czyżarliwsze solówki saksofonu podnieść temperaturę tej chłodnej sesji. Znakomita większość materiału utrzymana jest w średnim tempie i nim na dobre się rozhula, urywa się, a numery oparte na pojedynczych, rzadko ewoluujących pomysłach, z niewieloma nowinkami harmonicznymi, mogą nużyć. Pytanie, czy warto odwiedzić fińską willę i urocze środowisko jeziora Pyhä. Sądzę, że 38 minut materiału to w sam raz, by poczuć tę atmosferę i się przekonać. Jeszcze jeden długi numer to mogłoby być za wiele. Szczęśliwie Tahmela Six zaproponowali słuchaczom odpowiednią dawkę Skandynawii.

Piotr Zdunek

Tagi w artykule:

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO