Hipnotyczna płyta. Debiut muzyczny poetki Joanny Vorbrodt przynosi ton na który długo czekałem. Są w nim: piękno, sens i powab.
Zazwyczaj unikałem tak zwanej "piosenki z tekstem", czy też "poezji śpiewanej", uznając rodzimą postać tego gatunku za nadto rozwodnioną, by mogła oddziaływać na odbiorcę tak, jak czyni to poezja. Paszkwil polityczny przestał mnie interesować, eksperymenty z fonetyką uważam za niezrozumiałe, wielosłowie zaś nuży. Nie jest jednak prawdą, że poezja na miarę czasów – a więc intymna mowa buntu i ironii – przestała istnieć. Nie ma jej jedynie w masowych i zagorzale promowanych produktach tak muzycznego, jak i literackiego rynku. Poezja ta żyje niczym podskórny, pulsujący nurt odnowy podstawowych znaczeń. Płyta Nie ma przypadków z tego nurtu się wywodzi i może być doskonałym wstępem do jego poznania.
Za co lubię ten album? Za owo "nie ma przypadków" na początek. To wizja rzeczywistości, w której codzienny chaos znajduje przeciwwagę w trwaniu formy, porządku i ładu (znakomity utwór "Obudź się. Warszawa"); formy – dodajmy – o wyraźnie nadprzyrodzonym źródle. W tym sensie, jak każda prawdziwa poezja, muzyka Joanny otwiera się na bliskość wiary. Lecz otwiera inaczej, niż jesteśmy do tego przyzwyczajeni. Oto Boguś – zdrobniałe imię Boga, za którym kryje się jednak poważna, wzniosła pieśń – pytanie: "czy tam, gdzie jesteś, patrzysz na mnie"?! Oto też doznanie samotności i tęsknoty przywołane cudowną eteryczną kompozycją Pomyśl o mnie czasem, w której słowa "miłość" – tak, jak nakazuje poetycka stosowność – oczywiście nie wypowiada się wprost. Oto wreszcie "Nocny zapach bzu" – utwór, jakiego powinno się słuchać zaraz po wybrzmieniu "Into the Wild" Metus... Jest wiele równie pięknych momentów na tej płycie.
Muzycznie również nie ma tu przypadków. Znakomite wielopiętrowe pasaże gitary elektrycznej nie są tłem, ale integralną częścią tekstów; to rzadka jakość – lecz częsta na tej płycie – kiedy instrument potrafi przeżywać słowo. Elektronika nie jest nachalnie "awangardowa", współtworzy przestrzeń i pulsację wizji, przywodząc na myśl dokonanie niesłusznie zapomnianej krakowskiej grupy Dom Cudów, która niegdyś – w podobnym rytmie – ilustrowała demonologię Goi.
Teraz minusy. Tę jednak sferę oddaję dyskretnie do rozwagi słuchaczom. Jeśli ich nie odnajdziecie, oznacza to, że się nie myliłem.
Joanna Vorbrodt: kompozycje, teksty, śpiew, gitara akustyczna
Romuald Vorbrodt: gitara elektryczna i akustyczna, bas, instrumenty perkusyjne i klawiszowe
ponadto: Grzegorz Klapa, Andrzej Pijanowski, Piotr Sobolewski
Szymon Gołąb