Recenzja

Beady Belle – Cricklewood Broadway

Obrazek tytułowy

Recenzja - opublikowana w JazzPRESS - lipiec 2013
Autor: Andrzej Patlewicz****

Trzon tego interesującego zespołu pochodzącego z Norwegii tworzy wokalistka polskiego pochodzenia Beate S. Lech, która jest największym atutem grupy. Pozostali muzycy to perkusista i wibrafonista Erik Holm, basista Marius Reksjo oraz David Wallumrod grający na Minimoogu, Clavinecie i różnego rodzaju instrumentach klawiszowych. Wokalistka, która programuje wraz z Erikiem Holmem brzmienie instrumentów perkusyjnych, udziela się również wokalnie z Torun Eriksen. Obdarzona ujmującym głosem, nieprzeciętną urodą i talentem kompozytorskim już w czasie studiów na Norweskiej Akademii Muzycznej w Oslo śpiewała w grupach folklorystycznych i folkowych. Pierwszymi zespołami, w których udzielała się wokalnie to Folk & Rovere i Insertcoin.

Z chwilą powołania do życia w 1999 roku przez Bugge Wesseltofta – Jazzland, było jasne, iż niebawem do gwiazd tej wytwórni dołączy Beate S. Lech, tworząca niebanalne utwory popowe z elementami łagodnego soulu, techno i funky. I tak też się stało. Otrzymała propozycję nagrania solowego albumu, do którego zaprosiła jazzowego basistę Mariusa Reksjo. Ona pisała teksty i śpiewała, on grał na kontrabasie i gitarze basowej. Trwało to półtora roku. Sesja nagraniowa odbywała się w maleńkim mieszkaniu Beate, które z biegiem czasu zamieniło się w studio nagraniowe. Ale okazało się, że nie wszystko można w nim nagrać jak należy. Muzycy zostali zmuszeni do wejścia do profesjonalnego studia Bugge Wesseltofta (Bugge’s Room), gdzie nagrali wibrafon, perkusję i instrumenty smyczkowe.

Niebywałym powodzeniem cieszyły się poprzednie albumy Beate: Closer, czy dość dziwnie zatytułowany CEWBEAGAPPIC, na którym znalazł się monolog wygłoszony po polsku przez ojca - emigranta Zdzisława Lecha. Beate nie mówi po polsku, mimo iż podoba jej się brzmienie naszego języka. Beady Belle szybko stała się jedną z najpopularniejszych grup w Norwegii. Grają ogólnie popowe utwory z elementami łagodnego soulu, techno i funky, a w kręgach mu- zycznych klasyfikowani są do nurtu „nu–jazz”. Beate śpiewa wysokim, delikatnym głosem, a w jej utworach doszukać się możemy tematów o miłości, rozstaniu i utracie, o nieśmiałości i marzeniach. Teksty, które pisze z wielkim zaangażowaniem, są na wysokim poziomie. Pisze o tym, co dzieje się między kobietą i mężczyzną w sposób niełzawy, niestereotypowy i niebywale odważny.

Na najnowszej płycie Cricklewood Broadway, zawierającej 10 utworów nagranych tym razem przez 6. osobową ekipę Beady Belle (Beate S. Lech, Marius Reksjo, Erik Holm, George Tandero, David Wallumrod i Torun Eriksen), zostało wykorzystane całe bogactwo różnego rodzaju instrumentów oraz współ- czesnej techniki nagraniowej. Obecność tych bardzo nowoczesnych elementów nasączonych nu–jazzem i elektro słychać w każdym calu i w niemal każdym utworze. „Saved”, który otwie- ra album pokazuje w jak modny sposób można wykorzystać mocny elektryczny bas, który nie zagłusza linii wokalnej. Podobnie dzieje się w przebojowym „So Far So Good”, gdzie Beate niemal celebruje swój wokal, a poszczególne instrumenty z Fenderem Rhodes i Wurlitzerem na czele potęgują jej siłę. Echa współczesnej techniki pogłosowej można dostrzec już w pierw- szych sekundach utworu „Circlet”, który z mi- nuty na minutę rozwija się, budując wyjątkową muzyczną przestrzeń. Nieco w innej konwencji zbudowany został kształt kompozycji „Faith”. Nostalgiczne brzmienie i spowolniony wokal, a do tego dochodzące w tle chórki, tworzą wyjątkowy klimat. „Song For Irie” przypomina je- den z dawnych szlagierów Eurythmics, choć siłą napędową jest tu – poza wokalem – narastający bas Mariusa Reksjo. Zabawa z dźwiękiem spra- wia muzykom coraz więcej radości, zwłaszcza kiedy słyszymy „Party – Pooper” z rozbudowaną aranżacją. Niepokojące odgłosy, szmery dobiegają w „My Name On The World”, który to tytuł wokalistka wyśpiewuje z regularnością co pół minuty. Oniryczny klimat i powściągliwa wokaliza – to dostajemy od pierwszych sekund w „Every Moment”. Elementy „czarnej muzyki” rodem ze Stanów przywołują myśl, kiedy Beate wyśpiewuje na pograniczu soul/reggae „Poppy Burt – Jones”. Album zamyka kompozycja „Half – Truth”, w której momentami wokalistka porywa się na wokalizę. Ten album pokazuje, iż muzyka Beady Belle tylko pozornie wydaje się prosta. To, że opiera się na melodyjnych tematach to jedno, ale też nie idąc na łatwiznę, buduje nowe struktury dźwiękowe, której bazą jest motoryczny rytm kontrabasu, perkusji i komputerowych beatów. Beady Belle stworzyli na tej płycie wspaniały, niepowtarzalny nastrój.

Wydawnictwo: Jazzland Recordings Norway/Universal Music Group

Artykuł pochodzi z JazzPRESS - lipiec 2013, pobierz bezpłatny miesięcznik >>

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO