Recenzja - opublikowana w JazzPRESS - lipiec 2013
Sędziwy saksofonista i flecista Charles Lloyd oraz niestrudzony poszukiwacz nowej formuły jazzowego fortepianu – Jason Moran, firmują przejmujący w swoim wyrazie wspólny album Hagar’s Song. Charles Lloyd, grubo po 70. (dokładnie 75 lat), wyprowadził jazz z tzw. zaułku, nadając mu nową recepturę. Natomiast 38-letni pianista, pochodzący z Houston w Teksasie – Jason Moran (rocznik 1975), znakomicie odnalazł się u boku Wielkiego Mistrza prezentując jakże klarowne oblicze współczesnego jazzu. Oboje nie zawahali się, aby sięgnąć po wyświechtane na wszystkie strony standardy, prezentując je na swój wyjątkowy sposób.
Album otwiera temat nadwornego kompozytora i przyjaciela Duke’a Ellingtona Billy’ego Strayhorna – „Pretty Girl”, po którym (tu nie mogło być inaczej) sięgają po Ellingtonowski „Moon Indigo”. W obu utworach muzycy niemal manifestują swoją radość i optymizm. Nieco inaczej podeszli do utworu „Bess, You Is My Woman Now”, w którym nie brak z ich strony szczerej wypowiedzi. „All About Ronnie” – z namacalnym Gershwinowskim rysem – jest zbliżony do „I Loves You Porgy”. To jeden z charakterystycznych popisowych utworów na tej płycie. Zupełnie do innego kalibru można zaliczyć autorską kompozycję Char- lesa Lloyda „Pictogram”, w którym saksofonista zbliżył się do bluesa, zwłaszcza kiedy Moran przejmuje swoją partię na fortepianie.
Muzycy z wielkim ogniem, przecierając muzyczne szlaki po mocnym jazzowym niemal szaleń- stwie, zeszli z tonu biorąc na warsztat klasyczną balladę „You’ve Changed”. Po tych pierwszych 6. utworach – jak przystało na Charlesa Lloyda – nastąpiło ukoronowanie albumu ponad 20 minutową, 5. częściową suitą „Hagar’s Suite” („Journey Up River”, „Dreams Of White Bluff ”, „Alone”, „Bolivar Blues”, „Hagar’s Lullaby”). Zostały one zadedykowane pamięci prababci Charlesa Lloyda, która mając niespełna 10 lat została sprzedana na targu niewolników. Ta niezwykła historia poruszyła artystę do tego stopnia, iż postanowił ją zilustrować muzycznie. Grając na flecie altowym i basowym przypomina w swej muzycznej wypowiedzi lament niewolników z plantacji bawełny w Mississippi. Pozostałe odsłony suity odzwierciedlają kolejne etapy jej życia. Po poruszającej do głębi utworach, Lloyd wspólnie z Moranem przeskakują w stronę zabawniejszych tematów. W „Rosetta” Lloyd mimo swoich lat pokazuje się jako zna- komity tenorzysta (niejeden młodziak może mu pozazdrościć wigoru). Dylanowski „I Shall Be Released” (napisany niegdyś przez Dylana – to hołd złożony dla przedwcześnie zmarłego Levona Helma – muzyka z The Band) pozbawiony jest już tak typowej zadziorności w grze. W końcowej części albumu Lloyd sięga do lat 60., kiedy przyjaźnił się z członkami zespołu The Beach Boys, z którymi również koncer- tował. Teraz po latach sięgnął po kompozycję „God Only Knows”, grając ją w duecie z Jasonem Moranem, z którym mimo tak olbrzymiej różnicy wieku znalazł niezwykłe porozumienie, a utwór mimo swego popowego rodowodu stał się istnym standardem.
wydawnictwo: ECM/ Universal Music Polska
Autor: Andrzej Patlewicz
Artykuł pochodzi z JazzPRESS - lipiec 2013, pobierz bezpłatny miesięcznik >>