Recenzja

Madeleine Peyroux – The Blue Room

Obrazek tytułowy

Recenzja - opublikowana w JazzPRESS - czerwiec 2013
Autor: Andrzej Patlewicz****

Należy do tych wokalistek, które wiedzą, co chcą śpiewać, pozyskując sobie przy tym rzesze fanów. Na debiutanckiej płycie Dreamland, nagranej z jazzowymi muzykami, wokalistka zmierzyła się ze standardami Billie Holiday, Patsy Cline czy choćby Bessie Smith. To dzięki tym fantastycznym interpretacjom artystka zdobyła popularność i zaproszenia na wielkie prestiżowe festiwale. Jednak najlepiej czuła się w małych, przytulnych klubach, gdzie mogła wyjść na scenę akompaniując sobie na gitarze i zaśpiewać czy to swoje piosenki, czy to wielkie francuskie przeboje – niczym Edith Piaf („La vie en rose”) lub Jo- sephine Baker („J’ai deux a amours”). Później sięgała po piosenki Leonarda Cohena, Boba Dylana – tak było na płycie Carless Love (2004), którą wyprodukował Larry Klein (mający na swoim koncie wiele wspaniałych albumów zapoczątkowanych współpracą z Joni Mitchell).

Madelaine Peyroux – przygotowując swój album – podobnie jak Joni Mitchell starannie dobierała repertuar składający się ze znanych utworów. Na The Blue Room znalazło się 10 kompozycji, a wśród nich jej własne wersje kilku piosenek pochodzących z legendarnego i zarazem przełomowego albumu Raya Charlesa z 1962 roku Modern Sounds In Country & Western Music. Sięgnęła też po piosenki amerykańskich klasyków, m.in. Leonarda Cohena, Randy’ego Newmana, Buddy’ego Holly’ego. Wokalistka otwiera album szybkim nagraniem „Take These Chains From My Heart”, po którym pojawia się „Bye Bye Love”, zaśpiewany przez Madeleine znacznie wolniej niż ma to miejsce w oryginale. Mimo iż nie ma mocnego głosu na miarę Elli, to potrafi eksperymentować i pokazać siebie w uroczy sposób w nagraniach: „Born To Lose”, „Guilty” czy „Bird On The Wire”. W tych dwóch ostatnich słychać, z jakim pietyzmem zostały zaaranżowane partie smyczków przez Vince’a Mendozę. Tylko on potrafi tak zmysłowo aranżować, a Madelaine subtelnie je interpretować. Rozsławiony przez Wielkiego Ray’a „I Can’t Stop Lovin You”, w jej ustach brzmi zupełnie inaczej, bardziej countrowo. Odważyła się włączyć również ten utwór na płytę i był to dobry pomysł. Oszczędne instrumentarium to domena jej nagrań, podobnie jest i na tej płycie. W „Gentle On My Mind” i „You Don’t Know Me” Peyroux prowadzi swoją wokalizę niczym niezapomniana Holiday. Śpiewa z olbrzymim zaangażowaniem, co dodaje krążkowi jeszcze większej autentyczności. Przydymionym, matowym głosem wyśpiewuje osobiste wyznania w zamykającym płytę utworze „Desperadoes Under The Eaves”, tak jakby dosięgnęły ją w przeszłości straszne nieszczęścia.

Zamiłowanie do nostalgicznych piosenek objawiła już na debiutanckim albumie. Teraz po latach, posiadając bogaty dorobek, zachwyca swoją muzyczną osobowością i nowymi piosenkami, których słucha się przejmująco, a zarazem z wielkim smakiem.

wydawnictwo: Decca/ Pennywell Productions/ Universal Music Polska

Artykuł pochodzi z JazzPRESS - czerwiec 2013, pobierz bezpłatny miesięcznik >>

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO