Recenzja

Diane Reeves – Beautiful Life

Obrazek tytułowy

Recenzja - opublikowana w JazzPRESS - grudzień 2013 Autor: Andrzej Patlewicz

Diane Reeves, podobnie jak Cassandra Wilson, każdy swój nowy album dopieszcza bardzo starannie. Obie konkurowały jakiś czas temu o palmę pierwszeństwa, obie – nie bojąc się starcia – zaśpiewały też swego czasu w duecie. Diane Reeves bez wątpienia należy do najwybitniejszych współczesnych wokalistek jazzowych. To czterokrotna laureatka Grammy. Po 5 latach nieobecności nagrała dla wytwórni Concord swój kolejny album Beautiful Life. Wbrew tytułowi, jej ostatnie lata nie należały do prześlicznych i przecudownych chwil życia.

Dotknięta była przez różne, wręcz bolesne, ciosy, które spadły na nią nieoczekiwanie. Przez wiele lat opiekowała się swoją schorowaną matką, a niedawno zmarł jej kuzyn, znakomity keyboardzista i wszechstronny muzyk George Duke, który na krótko przed śmiercią zdążył jeszcze uczestniczyć w sesji nagraniowej swojej utalentowanej kuzynki.

Na tym albumie Dianie Reeves wyraża swoim śpiewem smutek i pewną refleksję. Nagrywając ten album, kolaborowała z Terri Lyne Carrington, która jest tutaj producentką. Posunięcia muzyczno-personalne przypominają momentami ostatni album Terri Lyne Carrington i nic w tym dziwnego. To właśnie od niej wyszły, co niektóre pomysły na płytę Diane Reeves, na której znalazło się 12 różnorodnych kompozycji, także autorstwa samej wokalistki. Jazz tutaj nie do końca odgrywa rolę pierwszoplanową. W dużej części przeważają utwory, które doskonale znamy z różnych wykonań. Do takich należy choćby otwierający „I Want You” z gościnnym udziałem trębacza Seana Jonesa, a wśród plejady znakomitych muzyków – obok pianisty Gerarda Claytona, gitarzysty Marvina Sewella, kontrabasisty Reginalda Veala, jak już wspomniałem, za klawiaturą zasiadł nieodżałowany George Duke. On też pojawia się w utworze „Feels So Good”. Rozkołysana i nieco nostalgiczna kompozycja Stevie Nicks – „Dreams”, przefiltrowana została aranżacyjnie przez pianistę Roberta Glaspera, który i tu pokazał swoje nowatorskie eksperymenty. Rozbudowany skład muzyków, a na dodatek potężna sekcja dęta p/d Omara Thomasa dopieszcza kompozycję samej Carrington – „Satiated” z dodatkową wokalizą Gregory’ego Portera – uważanego obecnie za jeden z najlepszych głosów światowej wokalistyki jazzowej. Diane Reeves z pomocą swojego wieloletniego gitarzysty rodem z Rio de Janeiro – Romero Lubambo – wykonuje „Waiting for Vain” (przearanżowaną przez gitarzystę kompozycję Boba Marleya) – zaśpiewała ją wspólnie z Lalah Hathaway.

Przebogata w formie aranżacyjnej kompozycja, poza wokalistkami, miała również swoich muzycznych bohaterów w osobach pianisty Peteraa Martina i basisty Richarda Bony. Wokalistka ze znakomitą swobodą zinterpretowała kompozycję Ani- DiFranco – „Havors” ze świetnymi popisami na basie Jamesa Geniusa. W zupełnie innym klimacie utrzymana jest współkompozycja „Cold”, którą Reeves napisała wspólnie z perkusistą Terreonem Gullym i pianistą Peterem Martinem, a w którym to utworze – poza wokalizami Nadi Washington – dostrzegalny jest również wokal samej Terri Lyne Carrington. Plejada nazwisk rozrasta się z utworu na utwór – czasami ich muzyka rozsadza konwencję sztuki wokalnej Diane Reeves, ale nie w przypadku utworu napisanego przez samą Esperanzę Spalding „Wild Rose”, w którym również ba- sistka zaznacza swoją obecność – tak grą jak i śpiewem. Przejrzystą frazę tematu tworzą w tle Ingrid Jensen na trąbce, Camille Thurman na flecie oraz rozbuchana partia instrumentów perkusyjnych Munyungo Jacksona i uderzającej w congi Sheili Escovedo.

Diane Reeves, wyknując własną kompozycję „Tango” – z gościnnym udziałem Raula Midona grającego na „śpiewnej trąbce”, przeobraziła się w prawdziwą divę, a udział pozostałych muzyków, z gitarzystą Romero Lubambo na czele, jest tutaj nieoceniony. Wokalistka przeobraża się, śpiewając w różnych konwencjach, w kompozycji Geri Allen „Unconditional Love (For You)”, pokazuje się jako rasowa (r’n’b woman ), zaś we wspólnym temacie „Long Road Ahead” obnaża swój ciemny soulowo/jazzowy głos, w czym pomaga jej grający na harmonijce Gregoire Maret. Reeves pokazuje się jako wokalistka jazzowa tylko w jednym utworze i zarazem w jedynym słynnym standardzie Herolda Arena i Ted’a Koehler’a „Stormy Weather”. W tym właśnie utworze na saksofonie zagrała Tineke Postma, ozdabiając swoim sopranem niemal każdą nutę, każdą frazę. Takich jazzowych smacz- ków mogłoby się pojawić na płycie znacznie więcej. Reeves uczyniła z aranżacji piosenek wielką sztukę wyróżniającą ją na tle innych śpie- wających wokalistek. Jedna z najwybitniejszych wokalistek w historii jazzu – tak się mówi o Diane Reeves – tym razem zaserwowała nam muzykę zarezerwowaną dla soulowo/ rhythm and blusowych artystów. I jak słychać, i ona poczuła się w tej konwencji wyśmienicie.

Artykuł pochodzi z JazzPRESS - grudzień 2013, pobierz bezpłatny miesięcznik >>

Tagi w artykule:

Powiązane artykuły

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO