Recenzja - opublikowana w JazzPRESS - luty 2014 Autor: Robert Ratajczak
Dwie wyjątkowe ikony jazzu: John Stowell i Dave Liebman proponują na swej najnowszej płycie zestaw ponadczasowych standardów w kameralnych wersjach zaaranżowanych w większości na saksofon i gitarę. Duke Ellington, Billy Strayhorn, Cole Porter, Irving Berlin, Bill Evans, Antonio Carlos Jobim, Kenny Wheeler, Wayne Shorter – wielkie nazwiska kompozytorów,
ale i wielcy interpretatorzy, którzy powrócili do współpracy po ponad 10 latach od czasu wydania albumu The Banff Sessions.
Konwencja duetu okazała się dobra dla obu instrumentalistów – daje większą przestrzeń do improwizacji niż w większej grupie i unika tym samym przytłaczającego wpływu sekcji rytmicznej.
Tytuł płyty: Blue Rose znamy już w muzyce jazzowej z historycznego albumu z roku 1956, wówczas utwór Ellingtona posłużył za tytuł albumu Rosemary Clooney. Od roku 2013 tytuł Blue Rose kojarzyć się będzie również z wspaniałym albumem nagranym przez jednego z najbardziej rozpoznawalnych współczesnych saksofonistów, jakim jest Liebman, i wyjątkowego gitarzystę Johna Stowella.
Podczas „Time Remembered” Billa Evansa, Dave Liebman z powodzeniem siada przy fortepianie, przypominając tym samym, że jest także doprawdy wyjątkowym pianistą. Przejmująco i z wielkim uczuciem interpretuje piękny temat Evansa, czyniąc tym samym z „Time Remembered” wyjątkową perełkę na całej płycie, będącą duetem gitarowo-fortepianowym.
Brazylijski klimat bossa novy „Until Paisagem” Antonio Carlosa Jobima ujmuje w interpretacji duetu wyjątkowym pięknem, delikatnością i swego rodzaju bogactwem dźwiękowym.
Ogniste partie gitary Stowella zachwycają czystością i przenikliwością, a Liebman obnaża na Blue Rose swe oblicze multiinstrumentalisty, mistrzowsko kreując zarówno partie sopranowe i tenorowe, jak i te wykonywane na drewnianym flecie („Black Eyes”) czy fortepianie („Time Remembered”).
Płyta zachwyca zarówno kontemplacyjnymi, melancholijnymi klimatami, jak i rytmiczną pulsacją i melodyjnością znanych standardów. Tym, czego trudno nie dostrzec podczas słuchania albumu, jest fakt, iż obaj giganci jazzu robią wrażenie grających naprawdę wspólnie. Nie znajdziemy tu jakichś samotnych solowych, wirtuozerskich wycieczek – jest za to coś w rodzaju wzajemnego szacunku i wyjątkowego porozumienia, jakie doprawdy bardzo rzadko zdarza się młodszym muzykom. Jeśli Liebman czy Stowell improwizują – robią to w wyjątkowy sposób jednocześnie. Tak grają jedynie Najwięksi.
Piękna, klimatyczna, kameralna płyta. Mistrzowie!
Artykuł pochodzi z JazzPRESS - luty 2014, pobierz bezpłatny miesięcznik >>