Recenzja

Branford Marsalis Quartet – The Secret Between The Shadow And The Soul

Obrazek tytułowy

Branford Marsalis jest w prostej linii kontynuatorem ścieżki wytyczonej przez mistrzów pokroju Coltrane’a czy Shortera. Terminował u najlepszych (między innymi u Milesa Davisa, Arta Blakey'ego czy Dizzy’ego Gillespiego), a obecnie sam jest za takiego uważany. Siłą rzeczy nowa płyta jego kwartetu, który od dawna personalnie się nie zmienia (Joey Calderazzo – fortepian, Eric Revis – kontrabas i Justin Faulkner – perkusja), stanowi w krainie jazzu wydarzenie. Tym bardziej, że jak wieściła jej marketingowa zapowiedź, „czwórka” miała pokazać się w nowej odsłonie.

Mówił o tym sam Marsalis: „Współpraca z Kurtem (Ellingiem – przyp. MD) przez półtora roku przeniosła mnie z powrotem do tego, czego nauczyłem się podczas koncertowania ze Stingiem. Czyli skupiania się na melodiach, dochodzenia do sedna, a nie rozwijania partii solowych w nieskończoność”. Zatem założeniem płyty zatytułowanej The Secret Between The Shadow And The Soul było odejście od improwizacji, skupienie się na jądrze muzyki i wydobycie z niej czystej esencji. Czy to się udało?

Nie będę trzymał czytelnika w niepewności. Najstarszy z braci Marsalisów zaserwował nam nektar jazzowy, którego każdy łyk budzi dalsze pragnienie. Na płaszczyźnie kompozytorskiej obowiązki zostały porozdzielane dość sprawiedliwie – mamy utwory autorstwa Calderazzo, Revisa i Marsalisa, ale sięgnięto także po Andrew Hilla i Keitha Jarretta.

Otwierający płytę Dance Of The Evil Toys (Revis) przesycony jest jazzową neurozą całej sekcji, a upiorne takty wybijane na fortepianie przez Calderazzo wywołują gęsią skórkę. Fenomenalnie pracuje kontrabas i perkusja – jest gęsto i duszno. Marsalis daje się wyżyć kolegom. W następnym akcie, Conversation Among The Ruins (Calderazzo), słyszymy intymny dialog fortepianu z saksofonem. Ten utwór kojarzy mi się z Song Of A Nice Death z ostatniej płyty Leszka Żądło – ze względu na identyczną barwę saksofonu, ale też z racji tego, że kompozycyjnie jakby wpisywał się w idiom polish jazzu.

Kunszt Marsalisa możemy docenić w Snake Hip Waltz (Hill), ale warto zwrócić uwagę także na solo kontrabasu (słychać, że Revis efektownie sobie przy tym podśpiewuje). W utworze Cianna (Calderazzo) przenosimy się w obszar jazzu onirycznego, saksofon Marsalisa roztacza nieco dancingową aurę, robi się tkliwie i ckliwie, aż za bardzo. Zdecydowanie zabrakło tu jakiegoś przełamania roztaczającej się banalności. Dużo ciekawiej jest w ponad 10-minutowej jazzowej opowieści Nilaste (Revis), która ma potencjał na koncertowe improwizacje i ukazuje możliwości jazzmanów.

Ich potwierdzeniem jest także utwór autorstwa Marsalisa Life Filtering From The Water Flowers, gdzie po dość rzewnym saksofonowo-fortepianowym początku kwartet gra w organicznej korelacji, dając liderowi odpowiedni grunt do płomiennego popisu. Natomiast zamykający całość The Windup Keitha Jaretta to ponad 12-minutowa jazzowa galopka na rozluźnienie, z momentami przyśpieszeń i dominacji Marsalisa.

Muzycy świetnie się bawią, puszczają oko do słuchacza, sprawiając, że kiedy płyta się kończy, ten pozostaje w świetnym nastroju. W latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych ta płyta miałaby otwartą drogę, aby namieszać na rynku, ale czasy się zmieniły, obecnie tygodniowo premierę ma kilkadziesiąt tytułów, więc jest dużo trudniej. Niewątpliwie jednak drzwi ku temu zostały uchylone.


Tekst ukazał się w magazynie JazzPRESS 4/2019

Tagi w artykule:

Powiązane artykuły

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO