Recenzja

Duety Brötzmanna

Obrazek tytułowy

Duety stanowią jedną z moich ulubionych muzycznych konfiguracji personalnych – zarówno jeśli idzie o dźwięki bliższe mainstreamowi, jak i bardziej swobodne formy wypowiedzi artystycznej. Odnoszę wrażenie (o czym pisałem już przy innych okazjach), że tworzenie w duecie jest szczególnie wymagające. Z jednej strony muzycy pozbawieni są wsparcia większego składu, mają mniej możliwości by, gdy coś się nie klei – ujmując rzecz kolokwialnie – schować się za kolegami (a w muzyce improwizowanej zdarza się to przecież nie tak znowu rzadko, i to nawet najlepszym i najbardziej uznanym artystom). Z drugiej strony to jednak nie występ solowy, podczas którego nic artysty nie krępuje, w duecie gra się (a przynajmniej powinno) wspólnie z partnerem, nieustannie pozostając w relacji do jego działań.

Legendarny, niemiecki saksofonista freejazzowy Peter Brötzmann zarówno płyt solowych, jak i tych nagranych w składach dwuosobowych, ma już w swojej bogatej dyskografii całkiem sporo. W tym roku ukazały się dwie kolejne – nagrany wspólnie z grającą na hawajskiej gitarze elektrycznej Heather Leigh album Sex Tape oraz archiwalny koncert z puzonistą Johannesem Bauerem, zarejestrowany w roku 1997 w Osace.

Sex Tape można w zasadzie traktować jak kontynuację albumu Ears Are Filled With Wonder, o którym na naszych łamach pisałem ponad rok temu (JazzPRESS – 10/2016). Podobnie jak poprzednie wydawnictwo tego duetu nowy album został zarejestrowany podczas koncertu. Występ miał miejsce podczas Unlimited Festival w roku 2016. Kolejne podobieństwo z poprzednim albumem to tylko jeden utwór znajdujący się na płycie – tym razem trwający niespełna pięćdziesiąt minut. I w zasadzie, poza czasem trwania, ciężko doszukiwać się tu większych różnic pomiędzy tymi dwoma nagraniami.

Brötzmann ze swoim charakterystycznym, chropowatym tonem i rozpoznawalną na pierwszy rzut ucha manierą frazowania jest nie do pomylenia z kimkolwiek innym. Muzyk korzysta tu ze swojego zwyczajnego arsenału instrumentów: saksofonów altowego i tenorowego, tarogato i klarnetu basowego, balansując na granicy pomiędzy lirycznym brutalizmem i bezpośrednim, dynamicznym free. Leigh towarzyszy mu, tworząc tło, które w swoim dźwiękowym spektrum roztacza się od drone’ów i noise’u po dziwacznie wykrzywiony ambient. W połowie czasu trwania albumu to ona na moment przejmuje inicjatywę i pozostaje sam na sam ze słuchaczem. Po chwili, gdy do gry wraca Brötzmann wszystko nabiera poprzedniego kształtu. Jeśli ktoś zna Ears Are Filled With Wonder, to na Sex Tape nie znajdzie właściwie niczego nowego – to raczej pozycja z gatunku tych kierowanych do najwierniejszych fanów. Nie znaczy to, że to płyta zła czy słaba – po prostu w dużej mierze pomysł na ten skład został już wyczerpany na poprzednim wydawnictwie.

Rzadko w recenzjach dotykam kwestii okładek, jednak tym razem grafika, którą opatrzono album wzbudza we mnie niesmak. Abstrahując od faktu, czy ktoś jest osobą wierzącą, czy nie – tego typu przedstawienia i gra z symbolami religijnymi wydają mi się wysoce niestosowne. Zawsze pojawia się też w mojej głowie pytanie – czy artysta, jeżeli rzeczywiście jest tak bezkompromisowy za jakiego chciałby być uważany, byłby w stanie zrobić to samo z symbolami judaizmu lub islamu (co oczywiście też uważałbym za naganne). Dziwnym trafem, w 99 procentach niesmaczna zabawa toczy się z użyciem symboliki chrześcijańskiej. Odpowiedź na to pytanie pozostawiam czytelnikom pod indywidualną rozwagę.

Drugi ze wspomnianych albumów, zatytułowany Blue City to, jak już napisałem wyżej, archiwalna rejestracja koncertu z Osaki, który odbył się 16 października 1997 roku. Taśmę z nagraniem przypadkiem odnalazł Brötzmann w jakimś zakamarku swojego domu – na marginesie można pofantazjować ile jeszcze tego typu nagrań skrywa się w jego prywatnym archiwum? Wróćmy jednak do Blue City – tym razem mamy do czynienia z duetem dwóch instrumentalistów grających na instrumentach dętych. Zdecydowanie ciężej wyodrębnić jest tu tło i solistę. To raczej wspólny występ dwóch równouprawnionych muzyków. W bardzo długim (jak na nagranie duetowe) materiale słychać zaangażowanie w grę, bardzo emocjonalne podejście do dźwięków, które najpełniej ujawnia się w prawie ekstatycznych fragmentach improwizacji.

Bauer i Brötzmann świetnie odnajdują się w formule duetu, kreując dialog, który układa się w większe spójne formy nie będące tylko i wyłącznie ciągiem wyrzucanych w przestrzeń gejzerów dźwięku. Nie znaczy to oczywiście, że należy spodziewać się po tym nagraniu mainstreamowych ballad. To wciąż pełnokrwiste, bezkompromisowe free, momentami ocierające się o sonorystykę. I właśnie to, co dla jednych będzie w tym przypadku zaletą, dla innych stanowić będzie trudność nie do przeskoczenia. Choć uważam album za interesujący dokument, nagranie to może zmęczyć nieco słuchaczy nienawykłych do braku sekcji rytmicznej. Czyni to z Blue City kolejny krążek skierowany przede wszystkim do zagorzałych fanów Rzeźnika z Wuppertalu.

autor: Rafał Zbrzeski

Tekst ukazał się w magazynie JazzPRESS 12/2017

Tagi w artykule:

Powiązane artykuły

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO