Recenzja

Esbjörn Svensson Trio – e.s.t. Live In London

Obrazek tytułowy

Czasem zdarza się tak, że nagłe dramatyczne wydarzenie jest elementem budującym legendę artysty. Tak też było w przypadku Esbjörna Svenssona, którego niespodziewana śmierć przerwała rozpędzoną karierę tria, na czele którego stał. W 2008 roku zaczynali intensywny romans z elektroniką. Kto wie, gdzie byliby dziś, gdyby lider żył? To pytanie, na które nie znajdziemy już nigdy odpowiedzi, a fakt jest taki że e.s.t. zeszło ze sceny będąc u szczytu formy. Niedawno fani szwedzkiej trójki, za sprawą wytwórni ACT, otrzymali na dwóch płytach (CD i LP) materiał z koncertu, który miał miejsce w 2005 roku, w londyńskim Barbican Centre.

Repertuar koncertu złożony został z albumów: Strange Place For Snow (2002), Seven Days Of Falling (2003) i Viaticum (2005). Fortepian Svenssona brzmi wręcz krystalicznie, a precyzyjnie konstruowane dźwięki tkają sieć subtelności i przestrzeni. Z listy zagranych utworów szczególną uwagę przykuwają dwa: The Unstable Table & The Infamous Fable oraz Behind The Yashmak. W pierwszym otrzymujemy miraż jazzu z progresywnym rockiem. Dość zachowawcze wcześniej użycie elektroniki tu zostaje wykorzystane z całą mocą – energetyczna fuzja jest skutecznie kontrowana przez Svenssona, przywracającego ład i porządek po elektronicznej zadymce. Drogą zwiastowaną przez The Unstable Table & The Infamous Fable poszedł później kontrabasista Dan Berglund w swoim projekcie Tonbruket.

Druga kompozycja – Behind The Yashmak – została osadzona w klimacie orientalnym. W porównaniu z zapisem studyjnym z płyty Strange Place For Snow - utwór znaczenie zyskał w wersji live. Bliskowschodnie klimaty są wyraźniej zaakcentowane (skojarzenia z Anouarem Brahemem nasuwają się same), a linia basu Dana Berglunda brzmi soczyście, stając się immanentną częścią orientalnego dialogu. Później dołącza do niego także fortepian Svenssona oraz perkusja Magnusa Öströma – w początkowej fazie trochę nieśpieszna, stanowiąca leniwe tło, ale w końcu osiągająca odpowiednią dynamikę i wysuwająca się na pierwszy plan. Gdy dźwięki milkną w głowie pozostaje nieodparte pragnienie zobaczenia e.s.t. na żywo, ale nie…, to niestety niemożliwe.

autor: Michał K. Dybaczewski

tekst ukazał się w JazzPRESS 07/2018

Tagi w artykule:

Powiązane artykuły

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO